„Nie pyskuj, bo się doigrasz!" - raport, który szokuje

Bycie kobietą dzisiaj w Polsce to niejednokrotnie piekło. Pokazały to opisywane poniżej historie czterech kobiet, które musiały niejednokrotnie zmierzyć się z brakiem dostępu do aborcji, własnych zarodków, przemocą na porodówkach, brakiem dostępu do opieki ginekologicznej dla kobiet z niepełnosprawnościami.

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny zaprezentowała raport o systemowych naruszeniach praw reprodukcyjnych. Raport „Nie pyskuj, bo się doigrasz! Ideologia posłuszeństwa kobiet” powstał we współpracy z Fundacją Rodzić po Ludzku, Stowarzyszeniu Nasz Bocian, Grupą Ponton oraz niezależnych badaczek studiów o niepełnosprawności. TUTAJ znajdziecie link do tego raportu.

Jak podkreślają współautorki raportu - przemoc instytucjonalna nie dotyka wszystkich jednakowo. Uderza szczególnie w kobiety i osoby transpłciowe, a także osoby niezamożne,  z mniejszych miejscowości, z niepełnosprawnościami, bez obywatelstwa czy o pochodzeniu migranckim. 

"Najwyżej pani dziecko urodzi się z krzywymi nogami albo dużymi uszami"

Pani Iwona z Rybnika stoczyła samotną walkę o dostęp do terminacji ciąży. W 19. tygodniu ciąży podczas badań prenatalnych okazało się, że jej nienarodzone dziecko ma Zespół Edwardsa, co oznacza, że jeśli się urodzi, będzie miało wiele złożonych wad wrodzonych. Dzieci z tą chorobą umierają zazwyczaj w ciągu miesiąca po urodzeniu – tylko nieliczne przeżywają rok. Chociaż pani Iwona miała wskazania do wykonania zabiegu, to wielokrotnie jej odmawiano.

Pani Iwono, „dzieci z zespołem Edwardsa rodzą się z krzywymi nogami lub dużymi uszami. Niektóre idą do szkoły”. Musiałam jeździć od Annasza do Kajfasza. Od lekarza, do lekarza. Tłumaczyć się i prosić, mimo że miałam teczkę z dokumentacją jasno stwierdzającą, że usunięcie ciąży jest całkowicie uzasadnione. Lekarze odmawiali, wiedząc, że dziecko umrze po porodzie. Czy to jest ludzkie? – mówiła podczas konferencji prasowej.

Ostatecznie ciążę usunięto w Rudzie Śląskiej. 

"Moje zarodki będą mi brutalnie zabrane"

Pani Barbara podobnie jak miliony kobiet w Polsce doskonale wie czym jest walka o dziecko i leczenie niepłodności. Po trzech latach starań o dziecko w końcu jej się udało. Później pojawiła się ciąża naturalna. Kobieta zwraca uwagę na fakt, że "W Unii Europejskiej nie ma żadnego państwa, które w tak brutalny sposób by decydowało o tym, co się stanie z naszym materiałem genetycznym. Nasze zarodki, wbrew naszej woli, będą nam odbierane. To przemoc i nie da się tego inaczej określić. Prawo w Polsce może jak widać działać wstecz!"

Zgodnie z ustawą z 2015 roku, po 20 latach od zamrożenia zarodków i niewykorzystaniu ich przez parę, zostają one przekazane do adopcji. W Polsce proces ten jest w pełni anonimowy, co oznacza, że biologiczni rodzice nigdy nie dowiedzą się, do kogo trafiły ich zarodki, a urodzone dzieci nie mają możliwości poznania biologicznej matki i ojca.

Zobacz także:

"Moja historia to festiwal przemocy fizycznej"

Inna pani Iwona wspomina o swojej ciąży, że była ona pełna "przemocy położniczej":

Moja historia to festiwal przemocy fizycznej. Położna, która miała mi zapewnić bezpieczeństwo, była bardzo brutalna. Po bardzo bolesnym masażu szyjki macicy zalałam się krwią. Wszystkie zabiegi były bez informowania, bez zgody. To wydarzenie sprawiło, że długo nie mogłam się pozbierać. Nie wiem, czy do tej pory przerobiłam tę traumę.

"Moje zarodki będą mi brutalnie zabrane"

Pani Barbara podobnie jak miliony kobiet w Polsce doskonale wie czym jest walka o dziecko i leczenie niepłodności. Po trzech latach starań o dziecko w końcu jej się udało. Później pojawiła się ciąża naturalna. Kobieta zwraca uwagę na fakt, że "W Unii Europejskiej nie ma żadnego państwa, które w tak brutalny sposób by decydowało o tym, co się stanie z naszym materiałem genetycznym. Nasze zarodki, wbrew naszej woli, będą nam odbierane. To przemoc i nie da się tego inaczej określić. Prawo w Polsce może jak widać działać wstecz!"

Zgodnie z ustawą z 2015 roku, po 20 latach od zamrożenia zarodków i niewykorzystaniu ich przez parę, zostają one przekazane do adopcji. W Polsce proces ten jest w pełni anonimowy, co oznacza, że biologiczni rodzice nigdy nie dowiedzą się, do kogo trafiły ich zarodki, a urodzone dzieci nie mają możliwości poznania biologicznej matki i ojca.

"Niepełnosprawne kobiety nie są traktowane poważnie przez ginekologów"

Pani Katarzyna to przykład na to z jakimi problemami w opiece ginekologicznej mierzą się kobiety z niepełnosprawnością. "W przypadku kobiet z niepełnosprawnościami, nie ma świadomości wśród np. personelu medycznego, że kobiety takie mogą podejmować autonomiczne decyzje o swoim ciele i życiu. Jest przemoc, nadużycia i brak świadomości na wielu poziomach. Jesteśmy traktowane infantylnie albo wręcz z obrzydzeniem, gdy trzeba pomóc przesiąść się z wózka na fotel ginekologiczny. Jest pani za ciężka, za gruba. Wzdychanie i łaska… Brak personelu, który byłby dedykowany takim kobietom. Brak tłumaczy dla tych, które posługują się językiem migowym. Nawet wyniki badań przesyłane elektronicznie z przeznaczeniem dla słabowidzących to wciąż problem mimo XXI wieku. Mamy do czynienia z paradoksem aborcyjnym. To, co w wartościach konserwatywnych uznaje się za niedopuszczalne, w przypadku kobiet z niepełnosprawnościami jest rekomendowane albo egzekwowane przemocowo – jak wobec kobiet z niepełnosprawnością intelektualną, które są bez ich zgody sterylizowane" – mówiła pani Katarzyna podczas konferencji.