Felieton Anny Wendzikowskiej, aktorki i dziennikarki.

Podczas wywiadu z Robertem Pattinsonem zapytałam go, jak to możliwe, że został obwołany najlepiej ubranym mężczyzną na świecie, skoro jako Brytyjczyk zapewne nie troszczy się zbytnio o strój.
Stereotyp jego niedbałych rodaków był formułką łagodzącą obcesowe pytanie. Bo miałam przed oczami oczywiste powody, by Pattinsonowi zarzucać brak dbałości o ubiór. Siedział przede mną w pogniecionej koszuli i w kurtce z wielką dziurą na rękawie. Fleja. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
Ale czy miałam prawo sformułować ogólną myśl odnośnie Brytyjczyków? Wprawdzie mieszkałam kilka lat w Londynie i trochę ich znam. Wiem, że wręcz szczycą się swoją nonszalancją. Zwłaszcza mężczyźni. Uważają, że dbanie o siebie świadczy o próżności, a próżność jest niemęska. A jednak w obronie wyspiarzy dostałam dziesiątki maili z protestami: że nie powinnam tak powiedzieć, bo powielam stereotypy, a stereotypy są „be”. Ale czy zawsze?
Kim Cattrall (Samantha z „Seksu w wielkim mieście”) mówi mi: „Polska słynie z pięknych kobiet i najlepszych filmowców”. A przecież większości polskich produkcji nie da się oglądać! I czy każda Polka jest piękna? Bynajmniej. To też stereotypy. Nie drażnią, bo są nam życzliwe.
Nikt nie obrazi się, jeśli napiszę, że Francuzi to najlepsi kochankowie, Anglicy najlepiej kopią piłkę, a Włosi robią najlepszą pizzę. Jesteśmy oburzeni, gdy ktoś mówi, że Polak pije albo kradnie, chociaż doskonale wiemy, że te skojarzenia nie wzięły się z powietrza.

Ale przecież stereotyp zawsze jest uogólnieniem i nie odnosi się do każdego członka danej grupy. Nie ma sensu obrażać się.
Sama kiedyś bardzo sceptycznie podchodziłam do stereotypów. Potem przeczytałam gdzieś, że one są nam najzwyczajniej w świecie potrzebne, bo upraszczają rzeczywistość, która często jest zbyt skomplikowana. Wtedy zaprzyjaźniłam się z nimi. Są takie, które nadal wywołują mój sprzeciw. Wiadomo, że czasami uproszczenie zamiast na skróty do celu, zaprowadzi nas na... manowce. Na przykład: prawnicy to nudziarze. Inne uważam za bardzo pomocne. Kiedy jadę do Francji, to nie oczekuję manier na najwyższym poziomie, w Grecji jestem przygotowana na wszechobecny bałagan, a we Włoszech na to, że na wszystko trzeba będzie poczekać nieco dłużej niż gdzie indziej. Poza tym, a może przede wszystkim, stereotypy to świetny materiał do żartów. Wiedzą o tym Brytyjczycy, którzy bezlitośnie obśmiewają nacje czy grupy społeczne, nie oszczędzając samych siebie.
W popularnym również w Polsce serialu „Allo, Allo!” dostało się Niemcom, Francuzom, Włochom, Amerykanom i samym wyspiarzom. Nikt się nie obraził. Wszyscy śmieją się do dziś, choć serial ma już blisko 30 lat. Niedawno słyszałam o skandalu, jaki wywołał Jeremy Clarkson w programie „Top Gear”. O jakimś meksykańskim samochodzie powiedział, że jest taki jak Meksykanie: powolny, leniwy i nie można na nim polegać. Ambasada meksykańska zaprotestowała. Tyle, że Brytyjczycy mają to gdzieś. Bo cóż w tym złego? Nic. Brytyjski humor nie ma sobie równych. Wiadomo przecież, że kolor włosów nie świadczy o poziomie inteligencji, a śmiejemy się z dowcipów o blondynkach.
Więc kiedy Jeremy Clarkson stwierdza, że Polacy stworzyli najgorszy samochód w historii motoryzacji i że Wałęsa obalił komunizm, bo chciał mieć lepsze auto niż Polonez, to ja też się śmieję. A i Pattinson się nie obraża. „Noszę te same ubrania od tygodnia” – wyznaje w przypływie szczerości. Śmiejemy się oboje.