Alicja

Los wepchnął Alicję na prawdziwy diabelski młyn. Zdecydowała się wraz z mężem na zakup kolejnego, tym razem wspólnego mieszkania, zaciągnęła pożyczkę w banku. Kawalerka, którą nabyła wcześniej, poszła na wynajem. Kiedy wyłożyła resztkę środków na wkład własny, została bez oszczędności, zdana całkowicie na łaskę K. Trzeba przyznać, że zrobiło się gorąco. Kredyt na karku plus nowy interes – to naprawdę duże zobowiązania. Postanowiła nie martwić się na zapas, tylko rozwijać firmę. Gdy jej biznes zaczął raczkować, okazało się, że jest w ciąży. Szczerze się ucieszyła – przecież czekali na to bardzo długo, już bez nadziei. Jednak K., który rozsmakował się we władzy i posłuszeństwie żony, nie okazał entuzjazmu.

– Bardzo nie spodobało mu się zalecenie lekarza, by powstrzymać się od seksu. Zakazy i nakazy to nie dla niego. A ja miałam spełniać powinności na wielu polach. Kochanka, gospodyni, służąca, ozdoba. Co mu akurat bardziej pasowało. To, co wcześniej odbierałam jako coraz bardziej niepokojące sygnały, stało się moją codziennością.

Alicja musiała porzucić wyobrażenia o mężu, który wspiera ją w niełatwej, zagrożonej ciąży. Nic jednak nie mogło przygotować jej na moment pojawienia się dziecka na świecie – Trafił nam się egzemplarz, który nie śpi. Po prostu. Nasz syn płakał przez większość doby, a sen był mu potrzebny jak serek na grabiach. Taka jego natura, lekarze wzruszali ramionami. Trzeba było się nim zajmować bezustannie, a K. już pierwszego dnia umył ręce. Zostałam sama z opieką nad wymagającym noworodkiem.

Gdyby chodziło tylko o obojętność i zaniechanie obowiązków, być może Alicja wyszłaby z tego obronną ręką. Jednak K. był niezadowolony i żądał od niej czegoś więcej niż tylko wyłącznego zajmowania się synem.

Przede wszystkim Alicja miała spełniać powinność żony i regularnie uprawiać z nim seks. A zaraz potem odhaczać etat sprzątaczki i kucharki oraz oczywiście zarabiać przyzwoite pieniądze, bo on nie zarabiał zbyt wiele i bardzo mu się to podobało. Choć sytuacja była dramatyczna, potrzeba spełniania wszelkich pragnień K. stale wygrywała.

Alicja zgodziła się na stosunek seksualny raz w tygodniu. – Nie widziałam innej opcji. Czy to takie dziwne? Byłam wyczerpana, niezdolna do stawiania oporu. Przerażona, sama, bez oszczędności i wsparcia. Nikt nie wiedział, jak mi źle. Jego matka udawała ślepą, a moja rodzina była daleko, poza Warszawą. Najgorsze jest to, że ta mała posłuszna dziewczynka w środku mnie wydawała mi rozkazy. Przed seksem starałam się ubrać w kusą koszulkę nocną i robiłam, co K. mi kazał. Byłam posłuszna, choć co tydzień wymiotowałam ze stresu.

W którym momencie Alicja uwikłała się w spiralę przemocy i strachu? Zapewne już w dniu, gdy poznała swojego oprawcę. K. starannie dobrał ofiarę. Wiedział, że Alicja ze swoimi kompleksami i lękiem przed odrzu- ceniem będzie uległa. Poczuł się władcą i nie zawahał się sięgnąć po drastyczne środki. Nawet jeżeli miało to oznaczać złamanie prawa.

– Byłam tak wycieńczona niespaniem, że niemal traciłam przytomność. Sytuacja była niesamowicie trudna, a K. tylko podsycał ten koszmar. Zostawiał naczynia w zlewie. Porozrzucane ubrania. Bałagan w łazience. Robił to z rozmysłem, choć może się to wydawać niewiarygodne. W końcu poszłam do lekarza, opowiedziałam o moich zmaganiach z bezsennością, na co lekarz przepisał mi bardzo silne leki nasenne. K. łaskawie się zgodził, że będziemy się wymieniać nocną opieką nad małym. Co drugą dobę brałam tabletki, by przespać kilka godzin. System działał do czasu, aż Alicja pewnego ranka odkryła coś przerażającego. Zrywając się rano z łóżka, poczuła spływającą po udach lepką ciecz. Jego spermę. Nigdy nie zapomni tego momentu: chaos w głowie, walenie serca, gonitwa myśli.

Zobacz także:

– Tabletki były naprawdę mocne. Musiałam takie brać, bo w przeciwnym razie wybudzał mnie każdy dźwięk. I choć zdążyłam już poznać ciemną stronę K., to i tak nie mogłam uwierzyć w swoje odkrycie... Mój mąż gwałcił mnie, gdy byłam nieprzytomna.

Ile razy? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że tym razem skończył we mnie i że ból zmaltretowanego ciała, który składałam na karb zmęczenia, towarzyszył mi od tygodni. Alicja jeszcze nigdy nie doświadczyła tak potwornego upokorzenia. Czuła się brudna, zbrukana. Obca. W ten okropny poranek wzięła prysznic, choć dłonie dotykały jakby obcej skóry. Umysł szybował gdzieś dalej, do innego miejsca, w którym TO nigdy nie miało miejsca.

– Stanęłam z nim twarzą w twarz i spojrzałam mu w oczy. Od razu spostrzegł, że już wiem. Patrzył na mnie z wyższością i pogardą. Nie powiedział nawet słowa, bo nie musiał. W jego przekonaniu mógł mnie mieć w każdy możliwy sposób. A ja wiedziałam, że ma rację. Nie miałam siły, by walczyć. Przegrałam już dawno temu.  

Julia

– Gdy dostałam pierścionek, błyskawicznie pochwaliłam się na Facebooku. Pod statusem „W związku” posypało się mnóstwo gratulacji. Miałam wielu znajomych i przyjaciół, wszyscy cieszyli się moim szczęściem. I nagle, niespodziewanie, A. zaczął kręcić nosem. Od czasu do czasu przeglądał komentarze i profile moich kolegów. Usłyszałam: „Co to ma być, czemu masz tylu facetów w znajomych?”. Od tego dnia codziennie zaglądał na mój profil, by sprawdzić, kto polajkował zdjęcia i co napisał w komentarzach.

Julia szybko znalazła wytłumaczenie dla tej sytuacji. A. przeszedł trudny rozwód, żona go zdradzała. To musiało zostawić w nim jakiś ślad. Na dodatek Julia była od niego o wiele młodsza i miała masę kolegów. To normalne, że narzeczony czuł się przez to niekomfortowo. – Uznałam, że mu przejdzie. Krótko byliśmy razem, z czasem miał zyskać pewność, że kocham tylko jego i nigdy nie dopuszczę się zdrady. Mijały jednak miesiące, a on dalej swoje. Niemal codziennie wypytywał o facetów. Myszkował w mediach społecznościowych. Zaczęło mnie to bardzo męczyć, ale... cóż. Piałam na prawo i lewo, że jestem szczęśliwa i to ten jedyny.

Gdybym go zostawiła, wyszłabym na niestabilną emocjonalnie. No wiesz, zmiana statusu co kilka miesięcy z „W związku” na „Wolna” albo „To skomplikowane”. Wiem, głupie, ale poczułam się złapana w pułapkę. Poza tym kochałam go! I wierzyłam, że jakoś to przepracujemy.

Julia każdego dnia dowiadywała się o A. coraz więcej niepokojących rzeczy, ale wszystko potrafiła usprawiedliwić. To przecież nie tak, że jej narzeczony zachowywał się jak potwór. Sam na sam było im dobrze. No, może poza tym, że ciągle okazywał zazdrość. – A. w ogóle nie miał przyjaciół. Znajomości utrzy- mywał krótko, a potem opowiadał mi różne złe rzeczy o tej czy innej osobie i kasował ją ze swojego życia. Gdy ktoś okazywał mu troskę, odbierał to jako policzek, z łatwością się obrażał i ludzie sami się od niego odwracali. Umknęło mojej uwadze, że powoli odseparowuje mnie od rodziny. Zwłaszcza od siostry. Nienawidził jej za naszą więź. Gdy chciałam się z nią spotkać, głośno narzekał, a nawet robił awantury. Przestałam ją widywać, bo byłam wykończona ciągłą walką. A. żywił pretensje o rozmaite drobiazgi i w kółko wywlekał różne sprawy. Julia powiedziała mu, że przed ich poznaniem miała kilku partnerów seksualnych. Ten temat wracał na wokandę non stop. Doszło do tego, że problemem stały się nawet przyjaciółki. A. był przekonany, że stanowią przykrywkę dla zdrad.

– Dziwisz się, że za niego wyszłam? Jak się jest ofiarą przemocy psychicznej, trudno postępować racjonalnie. On oddzielił mnie od bliskich, osaczył. Byłam w matni. Ślub wzięliśmy po roku. Miałam cichą nadzieję, że to coś zmieni, ale dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa jazda.

Brak zaufania ze strony A. przekraczał wszelkie granice. Julia nie miała prawa już z nikim wymieniać wiadomości, jej telefon był regularnie sprawdzany. Jakby tego było mało, A. zamykał ją regularnie w małej garderobie bez okien. Gdy się kłócili, wybierał to najbardziej wyciszone miejsce w domu, zamykał drzwi na klucz i zostawiał ją na kilka godzin, „żeby się uspokoiła”.

– Gdy się tego słucha, to człowiek myśli: ale jak można na coś takiego pozwolić? Trudno wyjaśnić to komuś, kto nigdy nie był w takiej relacji. To, co się ze mną działo, nie było racjonalne. Zamiast uciec, bronić się, popadałam na zmianę w totalne zobojętnienie lub w histerię. Płakałam, wyłam, łkałam po cichu. Po jakimś czasie doszło samookaleczanie. Wbijałam paznokcie w ramiona, aż do pojawienia się sińców i ran. Chciałam wyskoczyć z czwartego piętra, naprawdę byłam na to gotowa. Miałam dwadzieścia cztery lata, a moje życie jakby się skończyło. Czy mogłam to przewidzieć? Pewnie tak, ale przerażenie i cierpienie odbierały mi zdrowy rozsądek. Nie próbowałam też szukać żadnej pomocy, czego bardzo się dzisiaj wstydzę. Pozwoliłam, by drugi człowiek całkowicie mnie upodlił. W imię czego? Nie wiem. Analizowanie psychiki A. kompletnie mnie dzisiaj nie interesuje.

Fragmenty historii pochodzą z książki „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera” autorstwa Joanny Warpas i Danuty Awolusi.