„Stawiamy na czyny, a nie teoretyczne rozważania” - mówią dr Anna Kalinowska-Balcerzak i Anna Wałęsa z BITECH Think Tank, organizacji, którą tworzą badacze, humaniści oraz młodzi pracownicy naukowi, którzy chcą zmienić obraz naukowca i zawalczyć o swoje prawa. „Chcemy pokazać, że naukowcy to fajni ludzie, a nie jacyś obcy, a rzeczy, nad którymi pracują, nie są do szuflady, ale owocują odkryciami, które mają przełożenie w naszym życiu codziennym”.

Katarzyna Mizera, kobieta.pl: Po sieci krąży post jednej z pracownic naukowych, która pokazuje, jak wyglądają stawki naukowców i w porównaniu do tych, którzy pracują w popularnym fast foodzie. Znane są wam te problemy naukowców, którzy nie mogą poświęcić się pracy naukowej, bo zwyczajnie muszą zarabiać na chleb? Z jakimi innymi problemami muszą mierzyć się młode naukowczynie?

Dr Anna Kalinowska-Balcerzak (prezeska BITECH): Mam wrażenie, że to jest problem strukturalny. Gdy zaczynasz karierę naukową to jest taki moment, kiedy zaczyna ci się prawdziwe życie, czyli musisz zacząć na siebie zarabiać, zazwyczaj masz już związek, lub myślisz o założeniu rodziny, a jednak realia są takie, że stajesz do tej samej rywalizacji z mężczyznami, którzy mogą kierować się jedną rolą zawodową, Kobieta musi myśleć na różnych poziomach, także ze względu na zegar biologiczny. Dlatego od dawna stanowiska kierownicze w akademii obejmowali głównie mężczyźni, co przez ostatnie lata zaczęło się trochę zmieniać. Takie, a nie inne schematy, mogą rządzić tą hierarchią akademicką, ponieważ mężczyźni znajdują przestrzeń i siły witalne, żeby obejmować te funkcje i być w nie zaangażowanymi. Kobiety muszą te siły dzielić. Poza tym jest też duża doza prawdy o zarobkach na akademii. My widzimy coraz częściej, że za te umiejętności, które musisz mieć wykładając pewne przedmioty na akademii, w korporacjach płacą 3-4 razy więcej.

Czy winicie za to przestarzałość instytucji naukowych?

A.K-B.: Myślę, że problem tkwi w niedofinansowaniu akademii w wymiarze organizacyjnym. Myślę także, że kolejnym stereotypem, z którym należy dyskutować to ten, że jeżeli pracujesz na wyższej uczelni prywatnej, to zarabiasz nie wiadomo jakie kokosy. Koszty studiów, poczynając od czesnego, nieustannie rosną i studiowanie staje się niemal elitarne. Natomiast prawda jest taka, że te pieniądze przekazywane są w górę, a jeżeli chodzi o kadrę wykładowców, która stoi na pierwszej linii, to te zarobki, które oscylują w granicach średniej krajowej, są bardzo podobne jak na państwowych uczelniach. I od dawna nie rosną. 

Nie są to kwoty, które pozwalają na poświęcenie się projektowi naukowemu, zwykle przecież bardzo wymagającemu?

A.K.-B.: Jeżeli chodzi o realia, to jeżeli jest się pracownikiem naukowo-dydaktycznym, to można osiągać pensum w roku akademickim nawet do ok. 600 godz. zajęć, co daje ok. 8 h  dziennie łącznie z weekendami przez 10 miesięcy w roku. Plus trzeba pamiętać, że wymagane jest, aby kontynuować swoją aktywność naukową, czyli być na bieżąco z badaniami, pisać artykuły, mieć kontakt ze studentami, jeździć na konferencje. To jak kolejny etat, tylko że bezpłatny, który postrzegany jest jako rozwój osobisty czy rozwijanie swoich kompetencji naukowych. Tak naprawdę jest to regularna praca, którą się wykonuje nieodpłatnie. 

Zobacz także:

Znacie takie przypadki osób, które zrezygnowały z pracy naukowej lub żeby się utrzymać, łapią się zupełnie odległych zajęć?

A.K-B.: W środowisku jest dużo takich osób, które próbowały swoich sił, i z jednej strony sytuacja materialna, a z drugiej realia rynkowe, zmusiły je do tego, by zarzucić swoje zainteresowania naukowe i szukać szczęścia i pieniędzy w innym zawodzie. 

Anna Wałęsa (vice prezes BITECH): W świecie naukowym często nie docenia się tych kompetencji miękkich jak umiejętność zarządzania czasem, organizacją, czy też interpersonalnych umiejętności, które się nabywa się w czasie pracy naukowej. A one są bardzo cenione na rynku komercyjnym i korporacje są w stanie docenić materialnie takie umiejętności, które z pozoru wydają się mało ważne. Jako BITECH chcemy promować „zawód” naukowca w ten sposób, że praca naukowa to pakiet umiejętności, których się nabywa w trakcie ma taką namacalną wymierną wartość dla branż komercyjnych, a naukowiec jest nie tylko od książek. 

W waszym bio mówicie, że macie dość teorii i chcecie działać. Jakich konkretnych działań się podejmujecie, jako BITECH? Co jesteście w stanie zaoferować młodym naukowcom? 

A.K.-B.: Przechodząc do naszych działań należy rozpocząć od projektu Science Zen, w ramach którego diagnozujemy dobrostan i kondycję psychiczną młodych naukowców, bo chcemy zainicjować dyskusję o zmianach systemowych np. w jaki sposób może zmienić się hierarchia, by ci młodzi naukowcy, którzy mają wysokie kompetencje, nie byli traktowani jak studenci, którzy dostają tysiąc obowiązków, a są nadal takimi stażystami swoich starszych przełożonych. Inne działanie - tym razem popularnonaukowe, a nawet popkulturowe  to cykl multimedialnych spotkań Science Vibe, które nagrywamy, spisujemy i publikujemy w formach video, wywiadów i podcastów. Prowadzimy też prężnie nasze social media, by docierać do szerszej grupy.

A.W.: Science Zen to pierwszy krok – musimy coś zbadać, odnaleźć, w czym jest problem, czego doktoranci potrzebują i przy współpracy ze szkołami doktorskimi zainicjować dialog. Może warto byłoby np. wprowadzić jakieś zmiany programowe, podkreślać kompetencje miękkie, uruchomić pomoc psychologiczną dla doktorantów. To zaczynamy powoli robić dzięki naszym kanałom social mediowym i naszej stronie internetowej, gdzie doktoranci mogą znaleźć przyjazne miejsce z pakietem praktycznych porad np. jak prowadzić projekt badawczy? Ten pakiet nazwaliśmy Research Bites. Naszym celem jest zrobić wszystko, by nie pozostawiać naukowca z przekonaniem, że jest beznadziejny i że sobie nie radzi. My mówimy: „nie jesteś sam, wszyscy doktoranci przechodzą mniej więcej to samo”. Wierzymy, że razem możemy wymóc na systemie jakąś zmianę. To nie będzie rewolucja, ale raczej ewolucja. Najciężej jest w końcu zmienić mentalność, to najdłuższy proces. 

dr Anna Kalinowska-Balcerzak i dr Bartłomiej Balcerzak, założyciele BITECH Think Tank.

Podejmujecie się takiej walki MMA ze stereotypami?

A.W. O to chodzi w tym projekcie, żeby pokazać, że nauka nie jest nudna, żmudna i nikomu nie potrzebna, ale że przekłada się na lepszą jakość życia nas wszystkich. W projekcie Science Vibe, chcemy odczarować stereotyp naukowca, jako odrealnionej postaci z biblioteki czy laboratorium. Chcemy pokazać, że to są normalni, fajni ludzie, a nie jacyś obcy, a rzeczy, nad którymi pracują, nie są do szuflady, ale owocują odkryciami, które mają przełożenie w życiu codziennym. Chcemy pokazywać, że technologie i nauka ścisła korespondują z naukami humanistycznymi czy społecznymi, że są różne drogi rozwoju dla naukowców. Interdyscyplinarność otwiera wiele nowych możliwości. Chcemy wyłapywać takich ludzi, którzy są pomostami między nauką i biznesem, czy nowymi technologiami i humanistyką.

A co ze stereotypem, że kobiety mają inne zainteresowania, że z pewnych względów i predyspozycji wybierają inne dziedziny nauki niż mężczyźni? 

A.K.-B.: Od kwietnia do września zeszłego roku robiliśmy wywiady z ponad 20 doktorantami z całego kraju i po tych historiach jestem niemal pewna, że historia jest pisana z konkretnej strony, a już historia akademicka bardzo często pisana jest z męskiej perspektywy. Kilka z naszych respondentek robiących doktorat w naukach ścisłych spotykało się w toku studiów nawet jeszcze magisterskich z opinią wykładowców-mężczyzn pt.: „ty na pewno tego nie skończysz” albo „przyszłaś tutaj, żeby męża szukać”. Ale pocieszające jest również to, że dostałyśmy też dużo głosów na temat panów-naukowców, którzy działają na rzecz równouprawnienia i zrównania tych relacji na akademii orazi wspierają nasze projekty.  

A.W.: To szokujące, że pokutują takie teorie sprzed 100 lat, w końcu mamy XXI w.! I to wszystko mimo emancypacji, obecności kobiet w przestrzeni publicznej i tego, że to kobiety najczęściej zajmują się promowaniem nauki! Jest o wiele więcej kont w social mediach kobiet promujących swoje osiągnięcia czy dziedziny, w jakich pracują. To one się bardziej angażują, mówią o nauce.

Może wynika to z faktu, że wiedzą, że muszą być własnymi PR-owcami. A czy w rozmowach z naukowczyniami nadal spotykacie się z pojęciami szklanego sufitu czy „efektem Matyldy”?

A.W.: Znam parę badaczy, w której to ona była całym motorem napędowym. Spełniała niemal rolę asystencką przy swoim partnerze, redagowała jego artykuły, umawiała spotkania, dbała o jego rozwój, a przy okazji robiła też swoje projekty, bo działali w tej samej dziedzinie naukowej. W momencie, w którym on zauważył, że ona prześciga go w tych sukcesach naukowych, a jej praca jest jakościowo lepsza niż jego, to zakończyło się to rozpadem związku. Jako świadoma kobieta nie dała sobie odebrać swoich osiągnięć, ale nie każda z nas jest na tyle silna psychicznie i ostatecznie pozwala, by własny dorobek został zawłaszczony przez partnera. Łatwiej jest zauważyć takie nadużycia w grupie niż w związku, gdzie w grę wchodzą jeszcze uczucia.

A.K.-B.: Półtora roku przed obroną mojego doktoratu, gdy byłam już w związku z moim obecnie już mężem, który ma większy dorobek naukowy ode mnie, poradzono mi, żeby to on starał się o granty, projekty i żeby mnie „zabrał” do swojego zespołu, bo to najłatwiejszy model, by zarabiać dobre pieniądze w nauce. Super, ale całym swoim życiem i drogą naukową dowodzę, że ja nie przywykłam do tego, by być czyjąś kokardką. I nie chcę nią być. A niestety takie rady nadal bardzo często wychodzą od kobiet. Faworyzacja mężczyzn na polu naukowym jest nadal bardzo widoczna. 

Czyli żeby tak naprawdę doszło do jakichkolwiek zmian, to są ważne te zmiany mentalne, zwłaszcza w społeczeństwie, nie tylko w środowisku naukowym?

A.K.-B.: Oprócz walki ze stereotypami, chcemy też walczyć ze wszelkimi rodzajami patologii w świecie naukowym. Mam takie wrażenie, że jest to taka hierarchiczna gra zasobów, układów i wpływów, i jeżeli chce się zachować dobrą pozycję i zarabiać pieniądze, to trzeba w tę grę grać. To się tyczy tak samo mężczyzn jak i kobiet. Chcielibyśmy jako BITECH wpłynąć na zneutralizowanietych zależności władzy.

A.W.: To, co nam przyświeca i z jaką myślą powstał BITECH, to burzenie stereotypów o naukowcach, humanistach. Bo kiedy myślimy naukowiec to myślimy – laboratorium, cyfry, a humanista? Siedzi w bibliotece i czyta nudne książki lub pisze swoją nudną książkę. A my chcemy pokazać, że współczesna humanistyka ma tysiąc twarzy i coraz częściej humaniści są potrzebni w technologii, żeby tłumaczyć na język polski i ludzki te zapotrzebowania, które wynikają np. z dostosowania konkretnej technologii do dalszych wymogów rozwoju cywilizacyjnego, sztucznej inteligencji itd. Chcemy też pokazać, że o nauce można mówić w prosty i przystępny sposób, a nie dla grona własnej adoracji.

Mam wrażenie, że od dekad pokutuje jakiś styl degradacji nauki i figury naukowca. Czasy pandemii pokazały, że ludzie przestali wierzyć w naukę, na rzecz internetowych zjawisk i szarlatanów.

A.W.: Brak zaufania do nauki wynika z zalewu informacji w Internecie. Gubimy się, co jest właściwe, w co mamy wierzyć, kto ma rację. To jeden z większych problemów, z którymi obecnie mierzy się nauka. A my wierzymy, że jednak metodologia naukowa jest lepsza niż filmiki na YT, gdzie każdy może być w dzisiejszych czasach ekspertem. Chcemy też pokazać, że ta nauka humanistyczna spychana na margines przez nowe technologie, modne kierunki, też jest potrzebna. Nie byłoby jednego bez drugiego. I to się też pięknie przekłada na role kobiet, bo to one są najczęściej humanistami. 

Z czego to według Was wynika? 

A.W.: Jesteśmy kulturowo formatowani. Dziewczynki od małego zniechęcane są do nauki matematyki, fizyki, chemii, nauk ścisłych, jako tych męskich. Dla nich zarezerwowane są te obszary literacko-społeczne. To wychowawczy stereotyp, który dalej pokutuje w społeczeństwie i też chcielibyśmy z nim walczyć. Kobiety w naukach ścisłych osiągają tak samo wielkie sukcesy jak mężczyźni w humanistyce. Ta dychotomia, w której funkcjonujemy, jest do zburzenia, i nie powinna mieć miejsca w XXI w.