Na co dzień się nie maluje, ubiera się głównie w czerń i biel. Na ekranie telewizora od lat wygląda tak samo. Długie blond włosy spięte w koński ogon, zimne spojrzenie, poważna mina. Mówi głośno, zdecydowanie, po męsku. Kobieta-cyborg. Albo "babochłop", jak mówią o niej niektórzy. Dziewczyna, która siedzi ze mną przy kawiarnianym stoliku, jest zupełnie inna. Uśmiechnięta, dowcipkująca. Kokieteryjnie poprawia włosy. Z kobiecym roztargnieniem poszukuje zapalniczki w torebce Louis Vuitton. Pali dużo i namiętnie. Ale jej największym nałogiem jest rodzina. Bez męża i dwóch córek nie potrafiłaby żyć. Nawet o karierze, która kiedyś była numerem jeden, mówi dziś z dystansem. Mimo że niedawno została głównym wydawcą i prezenterką Wydarzeń w Polsacie, reformowanym przez Tomasza Lisa. To rola, na którą czekała przez całe życie. Nie potrafiłaby jej jednak dobrze zagrać, gdyby równocześnie nie sprawdzała się jako żona i matka.

GALA: Czym będziesz się zajmować w nowych Wydarzeniach?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Wszystkim (śmiech). Już teraz, na etapie przygotowań, uczestniczę w tworzeniu oprawy graficznej, muzycznej, scenografii, doborze ludzi. Od miesiąca siedzę w pracy od świtu do nocy. Bo nawet kiedy wracam do domu po wydaniu, a to okolice dziesiątej wieczorem - to zazwyczaj po to, by odpalić komputer. To mi sprawia ogromną frajdę, bo mam poczucie, że tworzę coś od podstaw, z pełnym zaangażowaniem. Z drugiej strony mam olbrzymie poczucie odpowiedzialności. Ale to dobrze, bo to mobilizuje.

GALA: Czy Tomasz Lis liczy na to, że wprowadzisz do Wydarzeń trochę kobiecej miękkości?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Nie sądzę, żeby chodziło tu o kobiecość w jakimkolwiek wydaniu. Tak się złożyło, że najważniejsze osoby w Wydarzeniach o 18.30 to kobiety, ale to czysty przypadek. I chociaż Tomek już postuluje, że powinien dostać różowe okulary równości od minister Jarugi-Nowackiej, to ja bym się na jej miejscu nie spieszyła.

GALA: Twoi koledzy z pracy mówią o tobie, że jesteś facetem w spódnicy. Taką kobietą-kumplem.

HANNA SMOKTUNOWICZ: Nieprawda. Nie noszę spódnic do pracy. Bardzo rzadko. Jest gorzej, niż sądzisz - nie tylko mówią o mnie, że jestem facetem - niektórzy zwracają się do mnie jak do mężczyzny. Standardowa wypowiedź mojego współwydawcy Tomka Adamczyka: "Hanuś - czy sprawdziłeś już zagranicę?".

GALA: Odpowiada ci wizerunek kobiety twardej, bezkompromisowej?

HANNA SMOKTUNOWICZ: To nie jest wizerunek, który sobie spreparowałam na użytek ekranu. Po prostu to, co robię, to, o czym mówię ludziom na wizji, bardzo mnie angażuje - także emocjonalnie. Może to jest jakaś podświadoma chęć nie tylko opowiadania o świecie, ale też, w jakimś dostępnym nam dziennikarzom stopniu - zmieniania go. Ale być może rzeczywiście powinnam nabrać trochę dystansu, złagodnieć.

GALA: Pojawiły się głosy, że dostałaś posadę w Wydarzeniach dzięki przyjaźni z Kingą Rusin, żoną Tomasza Lisa.

HANNA SMOKTUNOWICZ: Kilkanaście lat dziennikarskiej pracy Tomasza Lisa najlepiej świadczy o tym, że wyłącznym kryterium, jakim się kieruje, jest kryterium profesjonalizmu. Takie komentarze świadczą albo o złej woli, albo wręcz o niepoczytalności ich autorów. Myślę, że dla Tomka znajomość ze mną była raczej "okolicznością obciążającą" przy podejmowaniu tej decyzji. Cieszę się, że mi zaufał, ale nie spodziewam się jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Wręcz przeciwnie.

GALA: Powiedziałaś, że chcesz być na wizji bardziej łagodna. Dlaczego przez lata przychodziło ci to z takim trudem? Uciekasz od stereotypu blondynki?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Był taki czas, dawno temu, kiedy zaczynałam pracę w telewizji. Usiłowałam z tym stereotypem walczyć w dość niedorzeczny sposób: groźne miny, żołnierski chód, takie tam głupoty. Pracowałam intensywnie nad własną maskulinizacją. Może przesadziłam? Taka sytuacja: mojemu współwydawcy zdarzyło się szpetnie przekląć. Inny kolega zwrócił mu uwagę, że przy kobiecie tak nie wypada. Współwydawca: "Jakiej kobiecie? Przecież Hanka to kolega. I do tego jakiś nieatrakcyjny, pęciny takie chude" (śmiech).

Zobacz także:

GALA: Nie lubisz flirtować z facetami, potwierdzać swoją kobiecą atrakcyjność?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Nigdy nie miałam takiej potrzeby. Z prostej przyczyny - to, jak wyglądam, nigdy nie było na mojej liście priorytetów. Tak mnie wychowali moi rodzice - zwłaszcza mój ojciec, który zawsze, z uporem maniaka, powtarzał: "Pamiętaj, że nie to, co na głowie, tylko to, co w głowie". Wyrzucał mi błyszczyki i kazał czytać książki. Ale jestem miła dla mężczyzn, nie odgradzam się od nich murem. Czasami, wchodząc do newsroomu, rzucam któremuś na powitanie: "Cześć, piękny", w odpowiedzi słyszę: "Witaj, maleńka", ale to są żarty, pozbawione jakiegokolwiek podtekstu.

GALA: Eliminujesz w ten sposób szanse na romans.

HANNA SMOKTUNOWICZ: Jestem kobietą ustatkowaną, przycumowałam do swojej przystani. Nie szukam innej.

GALA: Jesteś szczęśliwa?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Bardzo. Mam pracę, która jest moją pasją, rodzinę, która jest życiowym fundamentem, i dzieci, które są azymutem na przyszłość. Najlepiej w życiu udały mi się właśnie moje dwie kobiety. Kiedy przychodzę późno z pracy, patrzę na Julkę i Anię, jak śpią, przytulam się do nich, wsłuchuję się w ich oddechy. W takich chwilach nie mam wątpliwości, co jest dla mnie najważniejsze. 

GALA: Kiedyś miałaś wątpliwości?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Dopóki nie ma się dzieci, nie ma się dystansu do świata. Dzisiaj wiem, że życie nie zaczyna się i kończy w newsroomie. Mam absolutną pewność, że w całej ulotności życia jedyną trwałą wartością są ludzie, których kochamy, rodzina. Mogę stracić wszystko - pracę, karierę, pieniądze - jakoś przeżyję, ale bez bliskich osób jestem nikim.

GALA: Mówisz jak rasowa konserwatystka!

HANNA SMOKTUNOWICZ: Bo nią jestem. Mam 34 lata i dopiero teraz czuję, że moja metryka zgadza się z tym, kim byłam lata wcześniej. Z utęsknieniem czekam na czterdziestkę.

GALA: Łatwo składać deklaracje, trudniej je realizować. Czy kobieta, która widuje swoje córki, głównie kiedy śpią, może być dobrą matką?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Nie przesadzajmy. Weekendy są zarezerwowane do końca świata. Moja mama też bardzo dużo pracowała jako dziennikarka, a mimo to dała mi ocean miłości i chyba wychowała na ludzi. Może było jej mniej w domu, ale zarażała mnie swoją pasją, otwierała oczy na świat, wprowadzała w życie. Kiedy zdarzało się, że przez kilka tygodni musiała zostać w domu, po paru dniach miałam jej serdecznie dosyć. Roznosiła ją energia. Ze mną jest podobnie.

GALA: Nie potrafiłabyś być kobietą udomowioną?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Moje życiowe szczęście stoi w rozkroku, na dwóch nogach. Ta silniejsza, bardziej stabilna, to rodzina, bez której nic innego nie miałoby sensu. Ale żeby czuć się pewnie, potrzebuję też drugiej podpory, którą jest praca i wyzwania, które stwarza. Dziś mogę o sobie powiedzieć, że jestem kobietą spełnioną.

GALA: Córki nie tęsknią, gdy widzą cię w telewizji?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Rzadko oglądają mnie w telewizji, bo o 9 już śpią. Ale Julka zamiast dobranocki często wybiera Fakty. Ja też taka byłam w jej wieku. Oglądałam newsy, bo podświadomie czułam, że w ten sposób jestem bliżej świata swoich rodziców. Mogłam poczuć się ich partnerem, dotrzymać im kroku. Mój ojciec zabierał mnie ze sobą na wywiady. Pamiętam, jak pojechaliśmy do Piera Paola Pasoliniego. Ojciec był umówiony od miesiąca na ten wywiad. Kiedy dojechaliśmy, okazało się, że kilka godzin wcześniej jego rozmówca został zabity. To był mój pierwszy, dziecięcy kontakt ze śmiercią. I newsem.

GALA: Twój mąż też bywa gościem w domu?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Niestety, oboje ciężko pracujemy. Jacek jest przedsiębiorcą, chociaż nie cierpię tego słowa, działającym na rynku nieruchomości. Jest niestereotypowy. Ma to, co najbardziej cenię w mężczyznach i ludziach - pasję do życia.

GALA: Oraz dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. To nie przeszkadza?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Przeszkadza? Nie wyobrażam sobie, żeby nas mogło być mniej. Choć na wakacje powinniśmy jeździć ikarusem.

GALA: Kto w tym związku nosi spodnie? Przenosisz na dom swoje "męskie" cechy?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Na szczęście, jeśli zdarza mi się nosić spodnie, to są one dużo krótsze niż te Jacka (śmiech). Być może i sprawiam wrażenie Terminatora, ale rzeczywistość jest zgoła inna. Potrzebuję wsparcia i niezachwianej pewności, że mogę na kimś polegać.

GALA: Jaki jest mężczyzna, który potrafi dotrzymywać ci kroku?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Silny, wyrozumiały i bez kompleksów. Wie, że czasami musi zejść na drugi plan, bo i ja potrafię. Jacek nie ma problemu z tym, że kiedy przychodzę z pracy, to najpierw przytulam się do dzieci. Potem bywa, że włączam CNN. On szanuje moją potrzebę autonomii.

GALA: Ciągle nosisz nazwisko byłego męża. Dlaczego?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Bo wiele lat na to nazwisko pracowałam. Dzisiaj jest elementem mojej zawodowej biografii. Pewnie trudno byłoby zacząć od nowa. Ale przyznam - brakuje mi historii, która stoi za moim własnym nazwiskiem. Moje obecne nazwisko to jednak bardziej "pseudonim artystyczny".

GALA: Po rozwodzie byłaś sama. Jak to znosiłaś?

HANNA SMOKTUNOWICZ: Na początku świetnie, potem tragicznie. Przez jakiś czas zachłystywałam się niezależnością, ale kiedy po raz kolejny wróciłam do pustego domu i w lodówce znalazłam samotną puszkę Whiskasa, usiadłam w kącie i pomyślałam, że jest ze mną bardzo, bardzo źle. Teraz jest dobrze. Bardzo dobrze.

Rozmawiał MARCIN PROKOP
Zdjęcia PAWEŁ PYRZ, 
Stylizacja  MARIUSZ SWATEK, asystent stylisty BEATA HADAŚ,
MAKIJAŻ MARGO WĘGIEREK, FRYZURA SYLWIA HABDAS - ZARDONI. KOSZULKA, ZARA, UL. MARSZAŁKOWSKA 112/122; BUTY, SHOE BE DO; BIŻUTERIA, BIJOU BRIGITTE; SWETER, DENI CLER; SPÓDNICA, KLIPSY, MARYNARKA, TOP, FUTERKO, SPODNIE, MFC - GALERIA MOKOTÓW, UL. WOŁOSKA 12; SUKIENKA, MANGO; BROSZKA, FIRST CLASS, UL. JASNA 1; KORALE, ALEXI ANDRIOTTI - CARREFOUR, DWORZEC WILEŃSKI