Mieszkanie Dominiki nie robi wrażenia. W pokoju jest tak ciemno, że od wczesnego popołudnia trzeba zapalać światło, w mikroskopijnej łazience z trudem mieści się jedna osoba. Dominika przeprowadziła się tu z eleganckiego poddasza, w którym je obecna kawalerka zmieściła by się dwa razy. Postanowiła ją wynająć, gdy rok temu po studiach poszła do pracy. W 200-metrowym segmencie rodziców nikt nie rozliczał jej z późnych powrotów, mama podtykała pod nos obiad. Nie musiała robić zakupów ani sprzątać, bo robiła to opłacana pani. Rodzice nie protesto wali, gdy jej chłopak Kamil zostawał na noc. Dominika sama nie potrafiła tego wytłumaczyć. – Czułam tylko, że jeśli się teraz nie zdecyduję, ominie mnie coś ważnego – opowiada. – Chciałam koniecznie zamieszkać bez Kamila, choćby na parę miesięcy. Nie mógł tego pojąć, przecież planujemy ślub. Postawiłam sprawę jasno: potrzebuję czasu dla siebie. To jedyny taki moment, muszę go wykorzystać.

Świadomy start

Pierwsze samodzielne mieszkanie, pierwszy poważny związek, pierwsza praca są symbolicznym końcem dzieciństwa i wejściem w dorosłość. Choć wybory, których wtedy dokonujemy, bywają przypadkowe i intuicyjne, psychologowie radzą, żeby nie lekceważyć ich znaczenia dla naszej przyszłości. W powszechnej opinii młodość jest okresem prób i błędów, a potknięcia nie mają poważnych konsekwencji, pod warunkiem że potrafimy wyciągnąć z nich wnioski.

Psychoterapeutka Martyna Goryniak zwraca uwagę, że doświadczenia „pierwszych razów” utrwalają konkretny wzorzec postępowania. – Nowe sytuacje, zwłaszcza gdy wiążą się z życiowym przełomem, stanowią ważny punkt odniesienia – wyjaśnia i dodaje: – Im silniejsze emocje, tym głębsze wdrukowanie wzorca w psychikę. Według niej warto pamiętać, że czym innym będzie pierwsze samodzielne mieszkanie, a czym innym pierwszy poważny związek. Nowe wydarzenia, takie jak przeprowadzka i pierwsza praca, to okazje do sprawdzenia, czy radzimy sobie z niezależnością. Dominika to potwierdza, po jedenastu miesiącach patrzy całkiem inaczej na siebie i relacje, które buduje z innymi. – Z początku zaskakiwało mnie, że ciągle brakowało herbaty albo chleba i to zawsze, kiedy akurat ktoś przychodził – śmieje się. – W sprawach prowadzenia domu okazałam się skrajnie nieogarnięta. Byłam zdziwiona, bo w pracy mam opinię świetnego organizatora, a tu któregoś dnia odcięli mi prąd, bo zapomniałam o rachunkach. W domu mama zabierała mnie na zakupy, zapraszała na kolacje fajnych ludzi. Dużo się działo, były dyskusje, wyjazdy na weekendy. Zrozumiałam, że w przyszłości ja będę musiała odgrywać taką rolę. Zmusiłam się do większej aktywności, planując wolny czas.

Dominika twierdzi, że jest też lepiej przygotowana do życia z Kamilem. Wcześniej nie zwróciła uwagi, że narzeczony jest skowronkiem i zrywa się o szóstej rano, a ona właśnie przewraca się na drugi bok. – Jednopokojowe mieszkanie absolutnie odpada – wyjaśnia. Trudności towarzyszące początkom samodzielnego życia otwierają przed nami nowe perspektywy, dają impuls do rozwoju.

Pierwsza miłość

Inaczej sprawa wygląda w związkach. Tu pomyłki mogą być bardzo kosztowne. 28-letnia Agata od półtora roku jest zaręczona. Marcin, spokojny i małomówny makler, naciska na ślub, a ona się waha. Nie umie zapomnieć o Pawle, z którym mieszkała dwa lata. Był jej wielką miłością. Zerwała, bo źle ją traktował. – Zdradzał, oszukiwał, ale zawsze wybaczałam, gdy wracał skruszony – mówi. – Uwielbiałam jego zapach, głos, nawet sposób, w jaki prowadził samochód. Łączyła nas prawdziwa chemia. Był moim pierwszym kochankiem, uprawialiśmy wyjątkowy seks. Zrozumiałam jednak, że nigdy nie ułożymy sobie razem życia.

Zobacz także:

Marcin stanowi przeciwieństwo Pawła: odpowiedzialny, słowny, czuły. Agata nie wie, czy dlatego w łóżku niezbyt dobrze im się układa. – Z Pawłem było cudownie, zwłaszcza gdy wracaliśmy do siebie po dzikiej awanturze – wspomina. – Lubiłam jego szorstkość. Boję się, że już nigdy nie przeżyję podobnych emocji. Korci mnie, by jeszcze poszukać ideału. Doświadczonego i brutalnego uwodziciela z charakterem Marcina. Ale czy to realne?

 – Przypadkowość w tak delikatnych kwestiach, jak inicjacja seksualna czy zamieszkanie z drugą osobą, bywa niebezpieczna – mówi Martyna Goryniak. – Jeśli trafimy na toksycznego partnera, model tego związku uznamy za pożądany, bo kojarzony z silnym przeżyciem. Nawet jeśli zrozumiemy, że jest dla nas niedobry. Zdarzają się również traumatyczne doświadczenia powodujące psychiczną blokadę. Wtedy zamrażamy uczucia na lata. Tak stało się w przypadku Marty, dziennikarki. Jako młodziutka studentka została uwiedziona przez szefa firmy, w której odbywała staż. On, żonaty i sporo starszy, obiecywał raj na ziemi, a Marta zakochała się do szaleństwa. Był fantastyczny seks, także marzenia o wspólnej przyszłości, wreszcie ogromny ból, kiedy ten kochanek porzucił ją z dnia na dzień. Marta długo leczyła się z pierwszej miłości, także na terapii. Dziś ma 33 lata, a za sobą wiele romansów z żonatymi mężczyznami, unikającymi zobowiązań.

– Chciałabym założyć rodzinę, ale nie umiem nikomu zaufać – opowiada. – Kiedy koleżanki poznawały swoich mężów, ja lizałam rany i tęskniłam. Myślę, że gdybym nie spotkała Mirka, całe moje życie potoczyłoby się inaczej. Miłość nie zawsze jest od nas zależna i trudno się przygotować na jej przyjęcie, ale na szczęście z pierwszą pracą jest inaczej. Jak żaden inny „pierwszy raz“ jest dowodem samodzielności, pasowaniem na osobę dojrzałą i niezależną. – Warto dowiedzieć się, jakie reguły obowiązują w firmie – radzi Martyna Goryniak. – Może powinniśmy przedstawić się wszystkim pracownikom, wykonać drobny gest, na przykład przynieść ciasto? Przestrzeganie niepisanych zasad jest bardzo istotne. Dlatego dobrze przeprowadzić własny wywiad, żeby zminimalizować ryzyko wpadki.

Niezręczna praca

Beata, asystentka prezesa, nie połączyła go z żoną, kiedy ta zadzwoniła w trakcie narady. Fatalny błąd, którego skutki odkręcała przez kolejne tygodnie. W innym przypadku to właśnie przerwanie spotkania mogłoby narazić ą na przykrości. Myśląc o pierwszej pracy, obawiamy się najczęściej, że nie poradzimy sobie z zadaniami. Tymczasem wobec początkujących stosuje się taryfę ulgową, a prawdziwym wyzwaniem staje się dopasowanie do zespołu. Beata wspomina, jak w pierwszych miesiącach skupiała się wyłącznie na nowych obowiązkach. – Uznałam je za priorytet – mówi. – Starałam się być pilna i kreatywna, ale po jakimś czasie zauważyłam, że ciężko jest porozumieć mi się z częścią działu. Uraziłam jedną koleżankę. Pech chciał, że była to nieformalna liderka grupy.

Beata uważa, że jednym z grzechów głównych bywa nadgorliwość. Przychodzimy z uczelni napakowani wiedzą teoretyczną – wyjaśnia. – Za wszelką cenę chcemy pokazać zaangażowanie przydatność. A lepiej cofnąć się pół kroku, trochę poobserwować. Po pewnym czasie zrozumiałam, że część ludzi zamiast lekceważyć, raczej się mnie obawia. Wyskakiwałam ze skóry, żeby świetnie wypaść, a oni odbierali to jako zagrożenie. Bo mądrzę się i popisuję, atakując ich pozycje. Potknięcia zawodowe zostają nam zazwyczaj darowane. A niezręczności w kontaktach międzyludzkich niekoniecznie.

Aby był sens

Przykładem „pierwszego razu” najważniejszego w skutkach jest macierzyństwo. – Nagle pojawia się istota całkowicie od nas zależna, za którą jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni – mówi Martyna Goryniak. – To wydarzenie nieodwracalne, bo matką stajemy się na resztę życia. Pojawienie się kolejnych dzieci, choć wiąże się z silnymi uczuciami, nie jest już taką zmianą. Pierworodnemu towarzyszy mieszanina szczęścia i lęku przed nieznanym.

Julia, mama rocznej Oktawii, nie przygotowywała się na przyjęcie córki. – Trzy lata wcześniej urodził się mój siostrzeniec – opowiada. – Zachowywałam się inaczej niż siostra. Ona szybko wróciła do pracy, nie zwolniła tempa. Dla mnie czas stanął w miejscu. Wszystko oprócz Oktawii przestało się liczyć. Nie zapomnę, gdy musiałam zostawić małą i wyjść na godzinę do lekarza, do domu wracałam biegiem, z walącym sercem. Zrezygnowałam z wyjść bez córki. Nie sprawia mi to żadnej przykrości. Skończyłam 32 lata, wybawiłam się, nie tęsknię za imprezami.

Julia za najtrudniejsze w nowym doświadczeniu uznaje nie fizyczne zmęczenie, lecz ogrom informacji, który musiała przyswoić. – W pewnej chwili ilość rad i wskazówek, często wzajemnie się wykluczających, o mało nie doprowadziła mnie do obłędu – żali się Julia. – Nawet to, co sprawdzało się w przypadku siostrzeńca, u nas zawiodło. Z jednej strony wiele rzeczy chciałam robić przy Oktawii sama, z drugiej bałam się, że mój brak doświadczenia i nieporadność jej zaszkodzą. Horrorem była pierwsza kąpiel córki po powrocie ze szpitala. W łazience stała moja mama, teściowa, siostra i mąż. Przekrzykując się wzajemnie, wyrywali sobie ryczącego niemowlaka. Ja stałam tuż za drzwiami, myśląc, że oni wiedzą lepiej. Gdy po kwadransie sytuacja nie uległa zmianie, wkroczyłam do akcji i wyprosiłam wszystkich. Od tamtej pory zdecydowałam, że słuchać będę jedynie położnej i lekarki. Julia zapewnia mnie, że dawno pozbyła się poczucia winy, że zrobi coś nie tak. – W ubiegłym tygodniu Oktawia zaczęła chodzić – opowiada. – Zrozumiałam, że wiele następnych lat wypełnionych zostanie „pierwszymi razami”: pierwszy dzień w przedszkolu, szkole, pierwsze zakochanie. Poczułam się bardzo szczęśliwa, bo dopóki czeka się na coś, co jest wielką niewiadomą, życie ma sens.