Maria Czubaszek: Muszę pana bardzo rozczarować. Tak naprawdę wszystko napisałam dla pieniędzy. Bo w zasadzie nie znoszę pisać! Rodzice niestety nie zostawili mi fortuny, więc muszę jakoś zarabiać. Mój mąż ma 850 złotych emerytury, w dodatku jest muzykiem jazzowym.

Gala.pl: No, nie jest to majątek...

Majątek to dopiero mam ja: 1300 złotych! Za granicą starszych ludzi stać na zakup trzymiesięcznego rejsu po oceanach. W Polsce emerytury są bardzo niskie, dlatego nie rozumiem czemu ludzie chcą obniżenia wieku emerytalnego. Wtedy będą jeszcze niższe! Nie chcę powiedzieć, że mamy głupie społeczeństwo. Uważam, że po prostu ludzie nie mają wyobraźni.

Z polską emeryturą można najwyżej kupić rejs po Wiśle…

I to najlepiej na piechotę!

Słyszałem, że dziennikarze zarabiają miliony.

A ja, że miliony przepalają. I to w moim przypadku prawda.

Zobacz także:

Wyobraża sobie Pani życie bez papierosów?

Nie bardzo. Młodość musi się wyszaleć, a starość musi się wypalić – z takiego założenia wychodzę.

Nie lubi Pani wyjeżdżać z Warszawy.

Nie!

Nie lubi Pani tez dzieci.

O nie!

Może kręci Panią show-biznes?

A skąd! Sto razy bardziej wolę politykę. Zresztą, co to za show-biznes… Byłam kiedyś w programie „Pytanie na śniadanie”, w którym rozmawialiśmy o równie niesamowitym życiu gwiazd. Kiedy zaczynałam pracę nie istnieli celebryci, tylko prawdziwi aktorzy: Irena Kwiatkowska czy Janusz Gajos. To były gwiazdy. Co mnie interesują czyjeś ciąże. Największym zmartwieniem jest dla mnie, żeby samej w nią nie zajść. Na szczęście w wyniku zmian w TVP nie będę już tam zapraszana.

„Dobra zmiana”.

Oczywiście! Wszystko to dobre zmiany... Niestety tego nie można powiedzieć o kabaretach. Kiedyś teksty były dużo lepsze, a teraz wszystko zostało spłycone. W szczególności sprawy polityczne. Częściej mnie śmieszą sami politycy, aniżeli kabarety, które ich prześmiewają. Nie jest sztuką, żeby wyjść i rzucać słowami na k... Oczywiście nie jestem zgorszona, bo sama przeklinam. Jednak często używa się tych słów bez powodu. Na szczęście jest jeszcze Kabaret Hrabi, a w nim Asia Kołaczkowska, na którą patrzę z prawdziwym zachwytem. Jest dla mnie następczynią Ireny Kwiatkowskiej, z którą było mi dane pracować. Z ciekawości czasem oglądam seriale albo programy. Sama dla kasy zrobiłam kilka, bo na pewno nie z misji!

A z pasji?

Najbardziej lubiłam to, co robiłam w radiowej Trójce. Uwielbiam humor abstrakcyjny, bez celebrytów i polityki. Teraz, kiedy nie ma cenzury i można dowalić, mnie to nudzi.

Nigdzie nie znalazłem informacji o Pani działalności politycznej. Zarówno teraz, jak i w PRL-u. Czyli Kiszczak w swoje szafie nie miał teczki Marii Czubaszek?

Na pewno nie! Nigdy się polityką nie zajmowałam! Cała historia z Wałęsą jest taka typowo polska. Nie byłam jego wielką zwolenniczką. Nie należałam do Solidarności, nawet nie należałam do harcerstwa – nienawidzę wszystkich organizacji! Nie chodzę na demonstracje. Jednak nie lubię obrzucania ludzi błotem.

A lubi Pani ludzi?

Szczerze mówiąc średnio. Zawsze powtarzam, że im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. Tak samo nie jestem dumna z tego, że jestem Polką. Po prostu się tu urodziłam. Wolałabym, żeby moi rodzice mieszkali gdzie indziej. Tak się złożyło, więc mówi się trudno. Dobrze, że już jestem na tyle stara, że nie muszę kochać swojego kraju.

W Pani książce przeczytałem, że urodziła się Pani na Broadway’u!

O tak! Artur Andrus zaproponował, żebym napisała sobie nowy życiorys, który swoją drogą jest dużo ciekawszy od tego prawdziwego…

Napisała w nim Pani, że miała romans z Woodym Allenem!

W moim życiu występuje trzech najważniejszych mężczyzn. Życiowo jest nim mój mąż, z którym jestem związana od dwudziestu paru lat - Wojciech Karolak. W pracy jest nim Artur Andrus, a jeżeli chodzi o intelekt, to Woody Allen. Kocham jego dystans do siebie i życia. Poza tym mężczyzna musi mi imponować. Choć zawsze wydawało mi się, że nie ma ode mnie starszych ludzi. Uważałam, że tylko słonie i żółwie dłużej żyją ode mnie - otóż nie. Woody Allen jest starszy i z tego powodu darzę go jeszcze większą sympatią.

Przerwała Pani kiedyś wywiad?

Nie, ale czasem mówię, że na jakieś pytanie po prostu nie odpowiem. Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę, że do tego, co mówię jest dobudowywana historia. Poza tym nie zależy mi na okładkach czy szumie medialnym. To samo było z aborcją. Zdarzyła się taka, a nie inna sytuacja, więc to powiedziałam. Kariery już nie zrobię...

Każda kobieta ma instynkt macierzyński?

Lekarz powiedział mi kiedyś, że to nieprawda. Wiele kobiet nie chce rodzić dzieci, ale robią to bo wypada: tradycja, Kościół, sąsiedzi. Niedawno pan Wipler - zresztą mój ulubieniec, powiedział, że dziecku potrzebna jest tylko miłość. Kompletna głupota!

Po wywiadzie, w którym przyznała się Pani do aborcji została okrzyknięta „morderczynią”!

Dużo kobiet po tym wywiadzie gratulowało mi odwagi. Usunięcie ciąży nie jest przyjemnością, ale nigdy bym się nie zdecydowała na dziecko. Po jednym spotkaniu autorskim podeszła do mnie kobieta i zapytała, czy kogoś zabiłam. Oznajmiła, że widziała pana Terlikowskiego, który, jak usłyszał moje nazwisko, stwierdził, że o tej morderczyni nie chce rozmawiać. Kiedyś  porównał mnie do Hitlera, bo on też bardziej lubił zwierzęta.

Podziela Pani pogląd, że do polityki idą ludzie, którzy mają zaburzenia osobowości i duże kompleksy?

Na pewno! Kiedy byłam młoda patrzyłam na takich ludzi z podziwem. To był niestety idealizm. Byłam młoda, głupia…

Nadal jest Pani młoda!

No tak… Kiedyś wierzyłam, że ludzie idąc do polityki, chcą coś wyprostować. Teraz widzę, jak polityka zmienia ludzi. Jak ktoś  wchodzi do stada, chce się upodabniać do jego reszty. Już celebryci zaczęli się pojawiać w polityce.

 

Poseł Liroy prężnie działa!

Mam nadzieję, że coś zrobi z tą marihuaną. Kiedyś poznałam Roberta Biedronia, jest jednym z nielicznych polityków z głową. Nie chce się nachapać. I bardziej podoba mi się postawa Liroya niż Kukiza. Jednak, jak sobie przypomnę Mazowieckiego albo Kuronia… to niestety widzę tendencję spadkową.

A Jarosław Kaczyński?

Jedno jest pewne: to jeden z nielicznych polityków, którzy mają plan i go realizują. Wielu polityków nie dorasta mu do pięt. Za nic nie odpowie, a przed Trybunał Stanu pójdzie pewnie Duda i Szydło. Co im się zresztą należy.

Gdyby była Pani bogata…

…kupiłabym mojemu mężowi dobry samochód i zrobiła wypasione schronisko dla zwierząt.  Z fajnymi legowiskami i świetnym barkiem, w którym zamiast drinków byłyby kości dla psów.

Zwierzęta są lepsze od ludzi?

Kiedyś profesor Magdalena Środa opowiedziała mi, że była na wsi i widziała gospodarza, który miał na plecach siekierę, a za nim biegła suczka. Zapytała go, gdzie idą. Na co on odparł, że idą do lasu, bo suczka co chwilę się puszcza i musi ją zabić. Gdybym miała broń to strzeliłabym do takiego sk...syna. Poseł Kłopotek wyznał, że pies powinien być cały czas na łańcuchu. Na co mu powiedziałam, że chłop powinien chodzić w walonkach, a nie po Sejmie.

Lubi Pani uprawiać sport?

Moim i mojego męża hasło brzmi: „Przez sport do kalectwa”. Marek Borowski powiedział mi, że raz poszedł na siłownię, coś sobie zrobił w kolano i został kaleką. Dało mi to do myślenia...

Jest Pani patriotką?

Nie w takim rozumieniu tego słowa. Gdy była taka duża impreza w Polsce, nawet mój mąż kupił sobie małą biało-czerwoną flagę.

Euro 2012?

Właśnie tak! Na co dzień celebrowanie jest dla mnie straszne.

Wiemy dużo o Pani dzieciństwie, pracy, dorosłości, starości – co chętnie Pani podkreśla. Chciałbym zapytać o pominięty etap życia Marii Czubaszek. Liceum. Prowadziła Pani szalone życie?

Bez przesady. Pamiętam, jak w jedenastej klasie omal nie dopuszczono mnie do matury. Był taki jeden typ, bardzo chciał się wkupić w łaski mojej paczki, z którą spotykaliśmy się w Alejach Ujazdowskich. Kolega grał na gitarze, rozmawialiśmy, popijaliśmy winko… Było fajnie. I ten dzieciak koniecznie chciał do nas dołączyć. Był synem jakiegoś partyjniaka. Pewnego razu przyszedł i zaczął gadać różne pierdoły. Tak nas zdenerwował, że go opluliśmy. Wybuchł skandal! Bo okazał się kapusiem i poskarżył się ojcu. W szkole stwierdzono, że nie mają podstaw by nas wylać, ale  postanowili nas zaszantażować: że jeśli zostaniemy w liceum - a był to Batory – wystawią nam takie opinie, że na studia na pewno się nie dostaniemy. A ja już wtedy wiedziałam, że chcę studiować dziennikarstwo. Przeniosłam się wtedy do liceum im. Żmichowskiej. Dla dziewczynek z dobrych domów...

Nastoletnia Maria była dziewczyną z dobrego domu?

A skąd! Matka była bibliotekarką, ojciec pracował w Banku Gospodarstwa Krajowego. Ale poza winkiem na mieście nie miałam większych grzechów. Bałam się powiedzieć rodzicom, że zmieniłam szkołę. Do tego liceum chodziła m.in. Beata Tyszkiewicz. Nie potrafiłam z tymi dziewczynami złapać wspólnego języka. To była chora szkoła. Co jakiś czas organizowano konkurs na czystość w klasach… Przychodzili do nas chłopcy z męskiego liceum, a my chodziliśmy do nich i tak wzajemnie się sprawdzaliśmy. Jak ci pryszczaci faceci nas odwiedzali, wszystkie te dziewczynki z dobrych domów niemalże ich podglądały w toalecie. Straszne. Był jeden sympatyczny profesor matematyki, którego wręcz podrywały. Jak sobie wtedy przypominałam poprzednie liceum Batorego… Nie mogłam zrozumieć ich gówniarskiego zachowania.

Wydaję mi się, że Panią ciągnęło do starszych mężczyzn.

Pewnie, ale nie tylko mężczyzn! W ogóle uwielbiam starszych ludzi. Będąc dzieckiem nie bawiłam się z dzieciakami. Zamiast spędzać czas z rówieśnikami, wolałam chodzić do STS-u. Poznałam tam wiele fantastycznych osób: Agnieszkę Osiecką, Staszka Tyma. Bardziej mi imponowali.

Nie miała Pani przyjaciółek?!

A po co! Nigdy nie miałam i do dziś nie mam. Za łapki się nigdy nie prowadzałam. W ogóle muszę przyznać, że się z ludźmi nie przyjaźnię. Większość moich znajomości jest wynikiem wspólnej pracy. Nie ciągnie mnie do przyjaźni, bo często okazują się obłudne.

Kokietuje mnie Pani! W internecie przeczytałem, że ma Pani romans z Arturem Andrusem!

To jest coś niesamowitego! Uwielbiam z nim pracować, a to, że nie jest żonaty sprawia, że według mediów łączy nas gorący romans. Ogólnie wolę rozmawiać z facetami…

...czyli lepiej rozmawia się Pani ze mną, aniżeli z kobietą dziennikarką?

Oczywiście! Z kobietami rozmawia się fatalnie. Pamiętam jak pracowałam w Polskim Radiu i te wszystkie dziewczynki, po powrocie z urlopów macierzyńskich, gadały tylko o kupkach. To było straszne. Poza tym dziennikarka zawsze coś takiego chlapnie, że już nie mam ochoty z nią rozmawiać. W branży rozrywkowej całe szczęście jest mało kobiet, a jeśli są, to zazwyczaj dla ozdoby... Baby zawsze maglują wszystko po cztery razy. A faceci są prości.

Słyszałem, że jesteśmy też bardziej próżni.

A może… Nie zmienia to faktu, że mężczyźni są lepszymi rozmówcami.

Lubi Pani, kiedy w dniu urodzin śpiewają Pani sto lat?

Uważam, że i tak już za długo żyję!

Za długo?!

I to od dawna! Kiedyś mówiłam, że człowiek powinien żyć 35 lat. Z wiekiem to się zaczęło przesuwać. W pierwszej pracy miałam kolegów o 20 lat starszych. Kiedyś z jednym z nich poszłam na wódeczkę i powiedziałam, że życie ma sens do 35. roku. Dopiero później się zorientowałam, że on ma już ze cztery dychy. Jak z Arturem robiliśmy książkę i siedzieliśmy u nas w domu, kiedy zaczynał się temat śmierci, to Karolak wychodził.

Boi się śmierci?!

Piekielnie! On chyba myśli, że będzie żył wiecznie. Nigdy nie może słuchać, jak o niej mówię. Uważam, że gdy człowiek jest sprawny, może żyć. Kiedy już staje się niedołężny, to nie ma sensu. Jestem zwolenniczką samobójstw.

A próbowała Pani kiedyś je popełnić?

Tak, ale nie pamiętam już z jakiego powodu. Miałam wówczas suczkę i nałykałam się jakichś prochów, popiłam je wódką. Na wszelki wypadek zbierałam leki, bo wiedziałam, że gdy już nie będę chciała żyć, to skończę ze sobą. Jednak uświadomiłam sobie, że muszę zadzwonić do przyjaciela, bo nie chciałam zostawić psa na pastwę losu. Skontaktowałam się z Bogdanem i zapytałam, czy zajmie się suczką. Od razu przyjechał i zabrał mnie na płukanie żołądka. Ale samobójcy mi bardzo imponują. Byłam kiedyś gościem w jednym programie z księdzem Kazimierzem Sową, który powiedział, że Bóg wie, kiedy człowiek ma odejść. A skąd Bóg to może wiedzieć?! Ja wiem najlepiej, kiedy mi źle. Eutanazja powinna być zalegalizowana. Tak, jak ma się prawo do godnego życia, powinno się mieć prawo do godnej śmierci. Niech życie będzie dla człowieka przyjemnością.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Kończąc, bardzo fascynuje mnie Kajetan Poznański! Z takim to byłby ciekawy wywiad dopiero. Nie chciałbym pan z nim porozmawiać?

Bałbym się!

A tam… Jak napisał Przybora: „Ciekawa jest natura w przejawach swoich”. Oj, będę to śledziła...