GALA: Ostatnie tygodnie to wyjątkowo trudny moment w Pani życiu, prawda?

MAŁGORZATA NIEMEN: Rzeczywiście, wiele się dzieje. Rozwinęła się nagonka na moją osobę. Niektórzy insynuują, że ograniczam im dostęp do dorobku mojego męża – Czesława Niemena, że zabieram kibicom Legii ich hymn, jakim przez lata stał się „Sen o Warszawie”. Tymczasem, chcę to głośno powiedzieć, zależy mi przede wszystkim na respektowaniu praw autorskich, wykonawczych, praw producenta nagrań i wizerunku przynależnych Niemenowi. Niestety, wielu z nas nie rozumie, czym jest własność intelektualna, bo nie przywiązujemy wagi do efektów pracy artystów. Mamy takie poczucie, że książka, rzeźba, piosenka powstały same, że są naszym dobrem wspólnym. Nie musimy dochodzić, kto jest tak naprawdę ich autorem. Przypomniałam sobie ostatnio historię Muńka Staszczyka, którego piosenka o warszawskim Żoliborzu stała się onegdaj hymnem jednej z partii. Politycy wykorzystali ją bez pozwolenia, ba, nawet nie pytając wokalisty T. Love, czy jego poglądy są zgodne z profilem tego ugrupowania. Podobnie jest z Niemenem – pewne osoby pod hasłami chwały Niemenowi działają samowolnie, dysponując dorobkiem artysty jak swoją własnością. Jednocześnie o mnie, jedynej spadkobierczyni praw Czesława, mówią, że wszystko blokuję i dziwią się, że w ogóle reaguję na te naruszenia.

GALA: Czuje się Pani strażnikiem twórczości Niemena?

MAŁGORZATA NIEMEN: Dopiero teraz, ze względu na to, co się dzieje – trochę tak. Myślę, że jestem uprawniona do tego, by decydować, komu i w jakim kontekście udostępniana jest twórczość męża. Istnieje coś takiego jak prawo nadzoru autora nad dziełem, które przechodzi na spadkobierców po jego śmierci. Wiem, jakie są granice mojego działania i – ze swojej strony – staram się ich nie przekraczać. Ale zdaję sobie sprawę, że osoby przywłaszczające sobie bez zgody spadkobierców utwory Niemena, łamią podstawowe zasady. Chciałabym, żebyśmy nie tylko żyli jak w Europie, ale też myśleli po europejsku. Posiadanie taśm z nagraniami nie jest tożsame z przejęciem praw.

GALA: Podobno dostaje Pani anonimy.

MAŁGORZATA NIEMEN: Tak. W jednym z nich jasno jest wyjaśnione, o co chodzi osobom, które od kilku lat naciskają na mnie, bym wydała płytę z niepublikowanymi nagraniami męża. No cóż, wiem, że Niemenowi nie zależało na tym. W anonimie, który dostałam, „życzliwa Pani Aga” pisze: „Kiedyś w kilku wypowiedziach wyraziła Pani pogląd, że jedynym dysponentem archiwaliów Niemena, które pozostają w prywatnych rękach osób trzecich, są sądowi spadkobiercy. Ale jeśli odda pani do dworcowej przechowalni bagaż, trzeba zapłacić za tę usługę. Znaleźne należy się znalazcy. Tak samo jest z archiwaliami Niemena. Obojętne, czy je podarował, czy dał, w domyśle, do przechowania. jeśli chcemy je fizycznie odzyskać czy wykorzystać, to już przyzwoitość nakazuje porozumieć się z posiadaczem co do zadość uczynienia niematerialnego lub materialnego. A tak jak wcześniej napisałam rozmawiać z osobą i jeszcze raz rozmawiać aż do skutku”. (pisownia oryginalna – red.)

GALA: Nie miała Pani nigdy poczucia, że była tylko „żoną swojego męża”?

Zobacz także:

MAŁGORZATA NIEMEN: Nie, myślę, że nie. Dzieliło nas szesnaście lat różnicy i doskonale wiedziałam, że Niemen był artystą, osobowością. A takie osoby mają prawo do bycia próżnym czy egocentrycznym. Wiążąc się z nim, wiedziałam, na co się decyduję. Łączyło nas piękne uczucie. I trudno tu mówić o rywalizacji. Nigdy nie starałam się być ponad nim, przedkładać swoich spraw nad to, co jego dotyczyło. Wiedziałam, że muszę go wspierać w trudnych sytuacjach, być blisko, zresztą on również był dla mnie opoką.

GALA: Pani też spełniała się artystycznie – była modelką, malarką.

MAŁGORZATA NIEMEN: Wtedy w ogóle nie zajmowałam się sprawami Czesława. Znałam jego radości i bolączki. Tym bardziej rodzi się we mnie lwica, kiedy słyszę, że po śmierci Niemena jego dorobek jest dobrem wspólnym, a spadkobiercy nie mają nic do powiedzenia. W młodości działałam na różnych płaszczyznach – tak, jak pan wspominał – malowałam, brałam udział w pokazach, ale realizowałam się też w domu, jako gospodyni domowa.

GALA: Czy Niemen szanował Pani pasje?

MAŁGORZATA NIEMEN: Nie! (śmiech) Tak, oczywiście, wspierał mnie i zachęcał do tego, żebym się rozwijała. Zdawałam do liceum plastycznego, ale się nie dostałam. Byłam bardzo rozczarowana, zaczęłam malować do szuflady. Czesław mówił wtedy, żebym się nie poddawała, robiła to, co wcześniej zaplanowałam.

GALA: To Pani trzymała Wasz dom w ryzach?

 

MAŁGORZATA NIEMEN: Ja zajmowałam się domem i swoją pracą, Czesław działał artystycznie. Ale nie tylko. Wiele prac w domu też wykonywał. Kiedy ja malowałam, a on grał, to potem wzajemnie pytaliśmy się o zdanie czy efekty naszej pracy. To był fajny pretekst do rozmów o sztuce.

GALA: Kłóciliście się o muzykę?

MAŁGORZATA NIEMEN: Czesław był artystą absolutnym. Nikt nie był mu potrzebny do tego, by mówić mu, jak ma pisać czy komponować, choć czasami pytał mnie o zdanie. Pamiętam, jak kiedyś pokazał mi kompozycję, która pełna była ornamentyki. Powiedziałam, że fajnie byłoby może ująć trochę dźwięków, dodać więcej przestrzeni. Na to Czesław uśmiechnął się, więc byłam pewna, że zbagatelizował moją sugestię. Później dał mi przesłuchać tę piosenkę i okazało się, że wziął pod uwagę to, co powiedziałam.

GALA: Muzyka towarzyszyła Wam od zawsze. Nawet podczas pierwszego spotkania w klubie.

MAŁGORZATA NIEMEN: Poznaliśmy się w Remoncie. Pracowałam wtedy z Grażyną Hase. Po jakimś pokazie całą grupą wybraliśmy się do klubu. Tam przyszedł też z kolegami Niemen. Byli po nagrywaniu muzyki w studiu na Chełmskiej do filmu „Dziewczyny do wzięcia”, gdzie występowałam w roli stażystki. Czesław jakoś mnie zapamiętał i rozpoznał tego wieczoru. Później widzieliśmy się na kilku prywatkach, coś zaiskrzyło...

GALA: Jest Pani bardzo konsekwentna. Trudno było o kompromisy w Waszym związku?

MAŁGORZATA NIEMEN: Jestem z natury raczej spokojna i wyrozumiała, dlatego jako wielką niesprawiedliwość odbieram to, co się obecnie dzieje z pamięcią po moim mężu. Tworzyliśmy bardzo udany związek, każdy szanował zdanie drugiej osoby. Nie mieliśmy problemów z kompromisami.

GALA: A co z fankami? Nigdy nie była Pani o nie zazdrosna?

MAŁGORZATA NIEMEN: Na początku naszego związku mieszkaliśmy w małej kawalerce koło Ogrodu Saskiego. Tam, w pobliżu kiosku Ruchu, znajdowała się ławeczka, na której codziennie siedziały dziewczyny wpatrujące się w okno Czesława. Winda w jego bloku cała była zapisana miłosnymi wyznaniami. Czasami, obserwując to, co się wokół niego działo, czułam się nieswojo. Pamiętam pewną kobietę – Irenkę, która pochodziła spoza Warszawy. Wysyłała listy do Czesława, które podpisywała „Tfa Irenka”. Uważała, że Niemen jest jej mężem i chciała, żeby razem zamieszkali. Kiedyś spotkałam ją pod drzwiami naszego mieszkania. Powiedziała mi wtedy: „Ja przyjechałam do mojego męża, chcę z nim porozmawiać”. Musiałam jej grzecznie wytłumaczyć, że to ja jestem jego żoną.

GALA: A jak reagował na to Pani mąż?

MAŁGORZATA NIEMEN: Nie było mu do śmiechu, ale różne inne dowody sympatii sprawiały mu radość. Do dzisiaj mamy listy od fanek, w których jest wiele podziękowań za muzykę Czesława, za jego genialne wykonania, ale też za wrażliwość, jaką nam przekazywał.

GALA: Mimo sprzeciwu wielu osób, będzie Pani dalej walczyć o dobre imię męża?

MAŁGORZATA NIEMEN: To nawet trudno nazwać walką, bo po prostu bronię się przed samowolą ludzi, którzy uważają, że skoro wielbią Niemena, mogą dysponować jego nazwiskiem czy niepublikowanymi nagraniami. Mam bardzo dużo głosów wspierających moje działanie. Dostaję maile, SMS-y: „Pani Małgorzato, Pan Czesław byłby z pani dumny!”. Nie robię nic złego. To nie ja sięgam po czyjeś nazwisko, dokonania czy talent.