GALA: Pani jest czarownicą?

MAGDALENA ŚRODA: Oczywiście. Nawet „dyplomowaną”.

GALA: Jak się zostaje czarownicą?

MAGDALENA ŚRODA: W Polsce to jest bardzo łatwe. Nawet pani prezydentowa Kaczyńska, gdy tylko okazała niezależność, zyskała status czarownicy – nadał go jej ojciec Rydzyk. A ja, jak większość feministek, mam ten status niejako automatycznie. Faktycznie, od lat biorę udział w różnych sabatach, należę do różnych zgromadzeń, umiem latać na miotle i „robić tak, żeby jajko giętkim było”.

GALA: Nauczy mnie Pani?

MAGDALENA ŚRODA: Nie, bo to wiedza tajemna. Trzeba należeć do kręgu wtajemniczonych. Zaczęło się od tego, że przyjechały Czarownice z Salem i zorganizowały dla nas warsztaty w zamkniętym ośrodku pod Warszawą. Od tej pory staramy się spotykać w Noc Walpurgii lub z okazji świąt bogini Hekate i odprawiać nasze czary. Ich przedmiotem są prawa kobiet. Mężczyzn nie krzywdzimy, wystarczająco często sami się krzywdzą. Stąd nasza siła i dlatego jesteśmy takie niebezpieczne. Nawet jeden z biskupów na pytanie: „czy szatan istnieje?”, powiedział, że tak, i on zna jego trzy wcielenia. Jednym z nich jest Magdalena Środa. Z biskupem się nie dyskutuje, a więc wiedźmą jestem na pewno.

GALA: A często Pani lata na miotle?

Zobacz także:

MAGDALENA ŚRODA: Uwielbiam to. Poza tym z lotu ptaka lepiej widać różne rzeczy.

GALA: Poza tym, że jest Pani dyplomowaną czarownicą, jest Pani również dyplomowaną filozofką. Czy filozofka czyta prasę kobiecą?

MAGDALENA ŚRODA: Czytuję, bo dzięki niej orientuję się choć trochę w kulturze masowej. Dawniej wykładowcy znali wyłącznie kulturę wysoką i posługiwali się dla zilustrowania swoich teorii przykładami z literatury. Dziś młode pokolenia żyją poza literaturą, za to świetnie obracają się w obrębie popkultury. I kiedy mówię o cnotach, a właściwie o marginalizacji tego pojęcia, przydaje się wiedza o tym, że niejaka Britney Spears próbowała kiedyś rewitalizować pojęcie seksualnej czystości przez wprowadzenie mody na metalowe obrączki. Bo dziś cnota to tak naprawdę – jak mi powiedział pewien student – „coś, co kobieta powinna mieć do ślubu, ale niekoniecznie”.

GALA: To Pani musi być masochistką. Czyta Pani prasę kolorową, żeby mieć wspólny język ze swoimi studentami, ale jako feministkę musi Panią drażnić obraz kobiety z kolorowego magazynu.

MAGDALENA ŚRODA: A tu panią zdziwię. Wcale nie uważam, że źle jest pokazywać kobietom, w co i kiedy mają wcierać kremy, jak walczyć o alimenty, gdzie pojechać na wakacje, jak załatwić rentę i co robią gwiazdy. To, co jest szkodliwe, to przede wszystkim powielanie złudzeń, że można być wiecznie młodą i piękną. Otóż nie można. A także to, że nader często prezentowana w pismach moda jest zarazem promocją anoreksji, a to poważna choroba cywilizacyjna. Najbardziej drażni mnie jednak w niektórych pismach nadmierna „psychologizacja”. Liczba mętnych tekstów, które rzekomo pomagają kobiecie przetrwać w związku, w pracy, w życiu, jest zatrważająca. Najbardziej wściekają mnie pisma, gdzie gwiazdami są starsi panowie, którzy po czwartym rozwodzie dojrzeli do ojcostwa i piszą kobietom, co to jest prawdziwa miłość i jak urządzić dobre małżeństwo.

GALA: Ale czy drogowskaz musi chodzić po drodze? Ktoś, kto miał poplątane życie rodzinne, nie ma prawa podzielić się tym z innymi?

MAGDALENA ŚRODA: Ono nie jest poplątane, ono jest frywolne. Każdy ma prawo do frywolnego życia bez odpowiedzialności. Ale jest coś podejrzanego i niesmacznego w takich pełnych hipokryzji mędrcach. Gdyby ci panowie coś napisali o odpowiedzialności za poprzednie żony, za porzucone dzieci... Proszę sobie wyobrazić kobietę, która podrzuciwszy dzieci poprzednim mężom, pisze, że dzięki kolejnemu dojrzała wreszcie do macierzyństwa. Nikt nie traktowałby jej poważnie!

GALA: Pani chciałaby zrobić rewolucję mentalną, prawda?

MAGDALENA ŚRODA: Tak. Na przykład zmieniłabym wiele w edukacji! Dziewczyny wiedzą, jak się umalować na wieczór do klubu, ale już z pójściem do lekarza jest gorzej. Czy wie pani, że w Polsce rośnie pruderia? Dziewczyny wstydzą się chodzić do ginekologa. W szkole nie ma edukacji seksualnej, ekologicznej. Młodzież nie uczy się życia w różnorodnym społeczeństwie, otwartości!

GALA: Panią aż rozsadza z oburzenia. Skąd w Pani taka wściekłość?

MAGDALENA ŚRODA: Jestem wściekła! I to coraz bardziej. Pierwszy wybuch wściekłości nastąpił w czasach, gdy rodziłam dziecko. Pamiętam upiorność szpitala i pytanie, czy walcząc z systemem, nie zapomnieliśmy o zwykłych sprawach. I z tej wściekłości wielu kobiet narodziła się akcja „Rodzić po ludzku”.

GALA: A wcześniej? Była Pani zbuntowaną nastolatką?

 

MAGDALENA ŚRODA: Byłam naiwną, ideową dziewczyną wściekłą na komunizm. Byłam gotowa zabić Kiszczaka. Planowaliśmy z grupą przyjaciół zamach na Jaruzelskiego. Teraz natomiast uważam, że w Polsce są ważniejsze sprawy do zrobienia niż rozliczanie generała. Dziś mam do niego dużo szacunku. Moje otrzeźwienie nastąpiło około roku 1990, kiedy zorientowałam się, że Polacy mają wolność, ale Polki ją tracą. Mimo że całe podziemie funkcjonowało dzięki nim, jak przyszło do dzielenia władzy, to kazano im iść do domów. Potem zaczęto odbierać im prawa do decydowania o własnym macierzyństwie. Mają rodzić, siedzieć w domu, dawać sobie radę bez przedszkoli i alimentów. I z tej wściekłości powstał Kongres Kobiet i sprawa parytetu. Żeby kobiety miały swoje przedstawicielstwo w parlamencie. Lepsze, gorsze, ale żeby miały. Żeby ktoś walczył o ich konkretne sprawy. Żeby upomnieć się o więcej żłobków i przedszkoli, a nie o kolejne stadiony. Żeby myśleć o kwestiach edukacji i zdrowia, o ludziach starszych i o matkach, które same opiekują się niepełnosprawnymi dziećmi, a nie o wysyłaniu wojsk do Afganistanu czy rozpracowywaniu kolejnych afer, do czego dziś redukuje się polityka. To trzeba zmienić.

GALA: Więcej praw to więcej obciążeń. Może nie warto tak się o to bić?

MAGDALENA ŚRODA: Warto. Bez walki kobiety nie mogłyby się uczyć, studiować, pracować, dziedziczyć, głosować. Przecież do XX wieku kobiety traktowano jak dzieci – były ubezwłasnowolnione. Oczywiście, że zyskując prawa, powiększamy zakres obowiązków i odpowiedzialności – czyli chcąc mieć emeryturę jak mężczyźni, musimy więcej pracować. Nie powinnyśmy nadużywać zwolnień z powodu ciąży, bo to nie choroba.

GALA: Gdzie Pani połknęła ten „wirus feministyczny”?

MAGDALENA ŚRODA: Zawsze byłam wrażliwa na wszelkie przejawy niesprawiedliwości wobec słabszych…

GALA: I od tego się zostaje feministką? Nie od poczucia, że jest się gorzej traktowaną niż faceci?

MAGDALENA ŚRODA: Ja jestem w czepku urodzona. Pochodzę z Warszawy, z rodziny intelektualistów. Miałam świetne wykształcenie, łatwy dostęp do wiedzy. Nigdy się nie czułam gorsza niż faceci. Mój mąż, również filozof, jest cudownym partnerem. To on wychowywał naszą córkę, kiedy ja musiałam zająć się swoim życiem zawodowym. Więc ja miałam łatwiej. Ale nie każda tak ma…

GALA: A jak Pani ślęczała nad Kantem, to nie było Pani przykro, że nie jest z córeczką?

MAGDALENA ŚRODA: Nad Kantem ślęczałam, kiedy jeszcze nie miałam dziecka. Poza tym niech pani nie mitologizuje tego czasu z dziećmi. Dzieci nudzą się z rodzicami, a rodzice z własnymi dziećmi, choć nie jest rzeczą modną mówić o tym. Wczoraj pewna młoda posłanka skarżyła mi się, że szkoda jej czasu poświęconego polityce, a nie synkowi. Pocieszałam ją, że większy autorytet ma matka czynna zawodowo, a nie ta cerująca skarpety, których już nie trzeba cerować, ani ta, która gotuje codziennie obiadki. Jest pralka, jest lodówka i mama ma coraz mniej do robienia w domu. Co innego mama, która pracuje, ma pasje, zna się na komputerze, jest w Sejmie, rozumie współczesny świat. Tymczasem kobietom w Polsce wmawia się, że najważniejsze jest siedzenie w domu. Oskarża się pracujące matki, że nie są dobrymi matkami. Więc kobiety mają wyrzuty sumienia. A ja nigdy nie uwierzę w to, że wykształcona kobieta może się w pełni realizować tylko w macierzyństwie! Kobietom się wmawia mnóstwo rzeczy, byle tylko nie naruszały struktury świata, która jest tak wygodna dla mężczyzn. Nie ma bowiem lepszej rzeczy na świecie, niż mieć w domu tradycyjną żonę, która sprząta, rodzi, kocha, o nic nie pyta i wierzy, że ta bezpłatna praca, którą wykonuje, jest jej naturalnym powołaniem. Nie ma czegoś takiego jak naturalne powołanie.

GALA: Macierzyństwo to był przełom w Pani życiu?

MAGDALENA ŚRODA: Nie. Fajnie jest mieć dziecko, ale nie dorabiajmy do tego pompatycznych mitologii. Lubię dzieci. Pewno mogłabym ich mieć więcej, ale wiem, że żyję w kraju, w którym władzy na dzieciach nie zależy. Nikt kobietom nie pomaga. W komunizmie było okropnie, bo nic nie można było dostać. Teraz, w wolnej Polsce, pozamykano żłobki i przedszkola, bo polityków interesuje przede wszystkim granie w piłkę. Nie można ściągnąć alimentów, nikt nie interesuje się matkami, które wychowują niepełnosprawne dzieci. Żyjemy w kraju nieprzychylnym macierzyństwu i to trzeba zmienić. Ale już wiem, że bez posiadania władzy nie da się tego zrobić. Dlatego tak ważne są parytety.

GALA: Pani broni kobiet, a w odpowiedzi słyszy: „Ale ja, broń Boże, nie jestem feministką”. Feministka – to wstydliwe słowo. Towarzyszy mu głupawy uśmiech zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Dlaczego?

MAGDALENA ŚRODA: Ludzie niewiele wiedzą o feminizmie. Nawet kobiety są kompletnie nieświadome tego, że gdyby nie walka niegdysiejszych feministek, dziś nie miałyby żadnych praw.

GALA: Kobiety się nie wspierają. Potępiają te, które wypracowały sobie niezależność. Często matki uczą córki niepotrzebnej uległości wobec mężów.

MAGDALENA ŚRODA: Tak, kobiety nie umieją się wspierać, ale gdzie miały się tego nauczyć? Przez stulecia były zamknięte w domu, skupione na dzieciach, zależne wyłącznie od mężczyzn. Ci zaś uczyli się wspólnych działań, dochodzenia do konsensusu, solidarności, przyjaźni, braterstwa. Słowo „siostrzeństwo” w słownikach nie istnieje. Dopiero teraz przechodzimy trudny proces uczenia się działań wspólnotowych, ale na razie kiepsko nam to wychodzi. Kobiety, które robią kariery, są zazdrosne o inne, nie pomagają sobie wzajem.

GALA: A jakim stereotypom Pani ulega ? Proszę o „wyznanie winy walczącej feministki”.

MAGDALENA ŚRODA: Powielałam stereotypy, wychowując moją córkę. Mówiłam: „Agusiu, bądź cicho. Nie podnoś głosu, nie jesteś chłopakiem. W końcu moje dziecko powiedziało: „Mamo, jesteś przecież feministką. Nie rób ze mnie jakiejś lalki”.

GALA: Jak na Pani feminizm reaguje mąż?

MAGDALENA ŚRODA: Mój mąż nie jest feministą, jest partnerem. Świetnym, przyjaznym, pomocnym, a jednocześnie szanującym moją niezależność. Stąd duża część mojej siły. Patrzę na moje zdolne studentki, widzę, że pragną założyć rodzinę, ale jest im bardzo trudno. Bo wokół jest pełno mężczyzn, ale niewielu partnerów.

GALA: Żona feministka to wyzwanie dla mężczyzny?

 

MAGDALENA ŚRODA: Pewnie tak. Bo niewielu umie żyć w partnerskich związkach. Ja jestem bardzo niezależna i gdybym nie była traktowana po partnersku, odeszłabym. Nie wyobrażam sobie, że mój partner mi mówi: „Na to ci nie pozwalam”, albo: „Tego nie zrobisz”. Choć mam mnóstwo listów od kobiet, które mi piszą: „Chciałam przyjść na pani wykład, ale mąż mnie nie puścił z domu”. Dla mnie to szokujące! Mąż nie pozwala żonie wyjść z domu? W XXI wieku?!

GALA: Mężów się nie zmieni. Ale może synów inaczej wychowywać?

MAGDALENA ŚRODA: Jak się wychowuje macho, to trzeba wiedzieć, że oni też płacą swoją cenę za to bycie twardzielami. Ukrywają stres przed sobą i rodziną, a potem częściej chorują. Ich życie kończy się, gdy idą na emeryturę, nie potrafią bowiem żyć poza pracą i władzą.

GALA: Jednym słowem patriarchat szkodzi samym facetom?

MAGDALENA ŚRODA: Oczywiście. Dlaczego mówi się chłopcom, że nie mogą płakać? Co to za bzdura. Potem są bardzo twardzi, ale nieszczęśliwi, bo nie nauczyli się w dzieciństwie wyrażać swoich emocji, a co za tym idzie – nazywać swoich potrzeb.

GALA: Po kim odziedziczyła Pani feminizm?

MAGDALENA ŚRODA: Po mamie. Moja mama jest silną, niezależna kobietą. A poza tym, proszę pamiętać, że wychowałam się w komunizmie. System ten miał kilka zalet. Emancypował kobiety. Miały otwarte perspektywy. Nikt im nie wmawiał, że ich naturalnym powołaniem jest nieodpłatna praca na rzecz mężczyzn, że muszą rodzić, bo tak chce Bóg i politycy. Komunizm otwierał możliwości egzystencjalne dla kobiet: mogły studiować, pracować, być traktorzystkami, milicjantkami, a nawet latać na księżyc. Jako mała dziewczynka, po lotach Tiereszkowej, byłam święcie przekonana, że kosmos należy do kobiet i że ja też będę musiała tam polecieć, choć wcale nie miałam na to ochoty.

GALA: A wsiąść na traktor miała Pani ochotę?

MAGDALENA ŚRODA: Kiedyś z powodów politycznych musiałam ukrywać się na wsi. Siedziałam tam kilka tygodni i starałam się pomagać gospodarzom. Dali mi do wyboru pracę „za traktorem” lub „na traktorze”? Najpierw jak kobieta zdecydowałam, że jednak pole. Ale to była okropna, ciężka, brudna praca. Siadłam więc na traktor. Co za przyjemność! I jakie poczucie władzy…

GALA: Jaką dziewczynką Pani była?

MAGDALENA ŚRODA: Nie lubiłam siebie jako nastolatki. Byłam zagubiona, nie wiedziałam, kim jestem, kim chcę być. Byłam w szkole baletowej, ale nie chciałam zostać tancerką. Byłam anorektycznie chuda i miałam pająkowate, długie nogi, co potem było powodem mojego powodzenia u mężczyzn. Wyciągnęłam z tego dość upraszczający wniosek, że mężczyźni skupiają się na kawałkach, a nie na całości – na ciele, a nie na duszy. Zaczęłam się tak naprawdę dobrze czuć ze sobą dopiero w 35. roku życia.

GALA: Co Pani dał balet?

MAGDALENA ŚRODA: Świadomość ciała. Uwielbiałam tańczyć. Byłam królową dyskotek. Teraz nie lubię tańczyć. Każdy wiek ma swoje prawa. Jest czas na taniec, na seks, na czytanie, na rozwój intelektualny, na zrobienie czegoś dla innych. Źle jest przestawiać kolejność, bo się człowiek gubi.

GALA: Smagano Panią kijkiem po pęcinach?

MAGDALENA ŚRODA: Po pupie. Moja nauczycielka Raisa Kuzniecowa była bardzo surowa. Szkoła była bardzo pruderyjna, żadnego makijażu, żadnych mini.

GALA: Skąd stereotyp samotnej „wściekłej feministki”?

MAGDALENA ŚRODA: Nie wiem. Wytwarzają go najczęściej jacyś zestresowani panowie. Nie ma on żadnego odbicia w rzeczywistości. Większość moich znajomych tak zwanych „radykalnych” feministek ma dzieci lub tęskni za nimi, jest w związkach. Fajnych, partnerskich.

GALA: Czy bycie etykiem jest przyjemne?

MAGDALENA ŚRODA: Bycie sobą jest przyjemne.

GALA: Jak konkretnie w życiu etyka Pani pomogła?

MAGDALENA ŚRODA: Ja nie potrzebowałam jakoś szczególnie jej pomocy. Jestem urodzona w szczęśliwym czasie, nie stawałam przed wyborami moralnymi jak moi starsi koledzy. Życie oszczędziło mi dramatów, dylematów, wielkich tragedii. Poza tym etyka nie daje odpowiedzi na pytania moralne. Uczy myśleć. Uczy przyglądać się konsekwencjom naszych zachowań. Nie wystarczy wierzyć w Boga, dekalog czy siłę rozgrzeszeń proboszcza. Nic nie zwolni nas z osobistej odpowiedzialności za dokonywane czyny.

GALA: Czemu katolicyzm tak Panią drażni?

MAGDALENA ŚRODA: To nie katolicyzm. Nie. Katolicyzm jest religią jak wszystkie inne, to element kultury. Drażni mnie Kościół. Jego pycha, ignorancja i pazerność księży. To, że mówią o zbawieniu, a garną się do dóbr doczesnych. To, że są niewykształceni, a mówią nam, jak żyć. Kościół blokuje nowoczesność, edukację seksualną, wyzwolenie kobiet i tak niewiele daje w zamian. Bo gdyby katolickość Polski przekładała się na postawy moralne i wzajemną życzliwość obywateli, to bylibyśmy narodem aniołów. A wszak nie jesteśmy.

GALA: Co jest dla Pani najważniejsze?

MAGDALENA ŚRODA: Radość. Radość z istnienia. Rozsądek i niezależność. Tolerancja, różnorodność. Miłość, taka, którą czuje się do mądrych ludzi, do bliskich i do zwierząt. Bo kocham również zwierzęta.