„Konie to moja absolutna fascynacja, chyba się z nią urodziłam” – mówi mi Karolina Wajda. „To wielki luksus, że mogę wyjść na podwórze z poranną kawą i widzieć, jak spoglądają ze swoich angielskich boksów. Wieczorem, kiedy wracam do domu, zawsze przechodzę wzdłuż stajni. Niektóre już śpią, a niektóre podchodzą do mnie tylko po to, by dotknąć chrapami mojej ręki. Moim marzeniem jest mieć dom, w którym miałabym drzwi do boksu  kiedyś z salonu” – śmieje się.

Dla Katarzyny Dowbor jeździectwo to połączenie pasji do sportu z miłością do zwierząt. „Zwierzęta są absolutnie pełnoprawnymi członkami mojej rodziny. Zawsze, jak ktoś mnie pyta, jaką mam rodzinę, mówię: »Dużą. Dzieci, pies, kot i koń«. Moja córka Marysia uczyła się chodzić, trzymając za obrożę wielkiego doga. Bardzo kocha mojego konia Rodezję, daje jej marchewki, przytula się. Ale woli ją rysować niż na niej jeździć” – opowiada mi Katarzyna w swoim podwarszawskim domu. „Jeździectwo to nie pasja, tylko sposób na życie”  –  uważa Karolina Ferenstein-Kraśko. Rozmawiamy w warszawskiej restauracji. Karolina pięć dni w tygodniu jest w Warszawie, a dwa na Mazurach, w ukochanym Gałkowie. „Często konie jeżdżą ze mną i z synami. Żeby startować w zawodach, muszę cały czas trenować. Podróżujemy na trasie Warszawa-Gałkowo wielką ekipą”.

Rodzinna tradycja

Katarzyna Dowbor pokazuje mi zdjęcia dziadka na koniu. „Lubię rano na nie popatrzeć. Teraz wiszą w mojej sypialni”– mówi. Pułkownik Bronisław Kowalczewski przed wojną pracował w Sztabie Generalnym. Konie były jego wielką pasją. „Z całego majątku dziadków zachował się jedynie testament. Jest tam zabawny zapis, że strój do jazdy konnej i siodło babci, przechowywane w stajni marszałka Piłsudskiego, zostawia młodszej córce Krystynie, czyli mojej mamie. Może przetrwały wojnę…” – zastanawia się Katarzyna.

Dziadek Karoliny Ferenstein – Ludwik – był najmłodszym oficerem prowadzącym konną paradę przed Józefem Piłsudskim. Po wojnie trenował wiele gwiazd, między innymi Daniela Olbrychskiego i Andrzeja Łapickiego. Tata Karoliny to wielokrotny mistrz Polski w skokach przez przeszkody i wicemistrz Europy. Mama Wanda napisała wiele książek na temat hodowli koni. Dziadek Karoliny Wajdy – Jakub – też był przed wojną oficerem, kapitanem 41. pułku piechoty. Zginął  w Charkowie. Karolina pamięta jego zdjęcie, które przez wiele lat stało na kominku w Głuchach. „Interesujące, bo panoramiczne. Dziadek na koniu na pierwszym planie, a za nim konie ciągnące działo zaprzężone w szereg. Teraz zdjęcie jest u mojego taty”.

Początki wielkiej pasji

Jednocześnie  uczyłam  się  chodzić i jeździć konno” – śmieje się Karolina Ferenstein. „Przeprowadziliśmy się z Warszawy  na wieś, aż pod granicę rosyjską. Tata pracował w największej polskiej stadninie koni Liski. Podobno jeszcze nie umiałam dobrze chodzić, a uparłam się, że chcę wsiąść na konia. Przez tydzień tak strasznie płakałam, że rodzice dla świętego spokoju posadzili mnie na sportowego konia taty. Nie był specjalnie grzeczny, a ze mną od razu się zaprzyjaźnił”.

Zobacz także:

Kilkuletnia Karolina Wajda zawsze bardzo chciała wsiąść na konia. „Nieważne, czy był to koń na biegunach, osły w ogrodzie zoologicznym, czy kucyki przywiązane przed hotelem w Norymberdze” – wspomina. Każde wakacje spędzała u babci w Głuchach. „Rodzice kupili dwór jeszcze przed moim urodzeniem. Kiedy bawiłam się w parku, wyobrażałam sobie, że koszę trawę i zwożę ją końmi do stodoły. Najszczęśliwsza byłam u sąsiada. Miał dużego konia do ciągnięcia wozu. Na Gniadym sama nauczyłam się jeździć. Poznawałam zwierzę, swoje możliwości, przełamywałam opory. Marzyłam o własnym koniu. Kiedy widziałam gwiazdę spadającą z nieba, prosiłam o konia. Dostałam dopiero na 18. urodziny, od mojego kochanego ojca chrzestnego Daniela Olbrychskiego, który najlepiej z całej rodziny rozumiał moją pasję” – opowiada.  

Katarzyna Dowbor miała osiem lat, kiedy pierwszy raz usiadła na koniu. I nie są to miłe wspomnienia. „Byłyśmy wtedy z mamą w stadninie w Racocie. Któregoś popołudnia stajenni posadzili mnie na konia, klepnęli go i kazali jechać” – śmieje się dziennikarka. „Koń nagle zaczął przyspieszać, a ja zsunęłam się ze strachu. Obraziłam się na konie na ponad dwadzieścia lat”.

Ośmioletnia Karolina Ferenstein zaczęła startować w zawodach jeździeckich. „Czasami miałam dosyć. Inne dzieci po szkole szły się bawić, a ja trenowałam przez pięć godzin. Dziś wiem, że to była świetna nauka hartu ducha. Pamiętam swoją wolę walki, przezwyciężanie słabości, satysfakcję, kiedy udawało się zwyciężyć. To było szczęście, którego z niczym nie da się porównać”. Jej syn, 4-letni Kostek, już jeździ konno z kolegami. A Karolina wymyśla im zabawy – berka na koniach, slalom, a nawet głuchy telefon. „Półtoraroczny Aleksander jest chyba nawet większym miłośnikiem koni niż Kostek. Kiedy wychodzi z domu, biegnie przez całe podwórze prosto do stajni i nie można go stamtąd wyciągnąć przez pół dnia” – opowiada Karolina.

 

Katarzyna Dowbor mieszkała pod Warszawą, jej sąsiadami byli Ania Jurksztowicz i Krzesimir Dębski. „Potrafiłam godzinami patrzeć, jak ich konie chodziły za moim płotem po padoku. Któregoś dnia poczułam, że bardzo chcę się przejechać. Wsiadłam. Ania krzyczała: »W prawo, w lewo«, a ja się bałam, że urwę koniowi głowę. Kobyłka szybko się zorientowała, że nic nie umiem. Odwróciła się. I po chwili zawróciła ze mną do stajni” – śmieje się dziennikarka. „To była dla mnie wielka lekcja  pokory. Pomyślałam, że skoro koń ze mną wygrywa, to ja nie umiem jeździć. Zapisałam się do szkółki jazdy konnej. Były same nastoletnie dziewczynki i pani Kasia lat trzydzieści” –  wspomina.  Później  przez wiele lat każdą wolną chwilę spędzała w Zakrzowie. Trenowała trzy razy dziennie po kilka godzin. „Nie zapomnę, jak pierwszy raz wsiadłam tam na konia. Andrzej Sałacki powiedział: »Proszę zakłusować, dziękuję. Proszę zagalopować,  dziękuję.  Lonżę  poproszę«. A to znaczyło, że nic nie umiem i trzeba mnie znowu wziąć na taki sznurek dla początkujących”.

Uciekająca panna młoda  

Miłość Karoliny Ferenstein i Piotra Kraśki zaczęła się od wspólnej pasji. „Piotr przyjechał do naszej stadniny. Bardzo nie chciałam go trenować, uważałam, że za mało umie i zawraca mi trochę głowę. Przekonywałam, że mamy innych fantastycznych instruktorów, a on się uparł, że koniecznie ja” – opowiada Karolina. „Dałam się namówić. Imponowało mi jego poświęcenie. Potrafił przyjechać z Warszawy na jeden dzień treningu”.

„Wszyscy moi mężczyźni próbowali jeździć konno, ale żadnemu się nie udało” – śmieje się Katarzyna Dowbor. „Już nie liczę na to, że spotkam fantastycznego jeźdźca, ale jeden warunek musi być spełniony. Facet, który nie kocha zwierząt, nie ma u mnie naj-mniejszej szansy”. Karolina Wajda też nie wyobraża sobie życia z kimś, kto nie kocha zwierząt. Jej obecny partner podziela jej pasję. „Lubimy załadować osiodłane konie do przyczepy i pojechać w jakieś piękne miejsce. Ostatnio podróżowaliśmy konno nad Bugiem. Fantastyczna przygoda”. Żartuje: „Gdybym teraz brała ślub, to na pewno na łące, na koniu, w towarzystwie koników polnych i biedronek. Ale instytucja małżeństwa nigdy nie wzbudzała mojego entuzjazmu”.

Karolina Ferenstein i Piotr Kraśko do ślubu pojechali konno. Paradoks pierwszy raz miał na sobie damskie siodło. „Usiadłam bokiem, żeby suknia mogła się ładnie ułożyć. Ktoś podał mi bat. A Paradoks nienawidzi bata” – wspomina Karolina. „Jechałam  w stronę namiotu, gdzie miała się odbyć ceremonia i niechcący stuknęłam go tym bacikiem. Co on zaczął wyczyniać, kładł się i stawał dęba! Myślałam, żeby tylko nie przewrócić się na trawę. Wyjechałam na wzgórze i postanowiłam zawrócić, żeby zmienić siodło i jakoś Paradoksa opanować. Zdumiony tłum ludzi patrzył na nas z dołu i nikt nie wiedział, o co chodzi. Byłam jak prawdziwa uciekająca panna młoda”.

Klacze są z Wenus

Między jeźdźcem a koniem tworzy się niesamowita więź. „Czasem mam wrażenie, że mój koń rozumie nawet moje myśli. Kiedy na nim jadę, czuję, jakbyśmy tworzyli jedność. Jakbym miała ogromne serce, płuca. Nieprawdopodobne uczucie” – mówi Karolina Wajda. „Koń jest niezwykle wrażliwym zwierzęciem, o dużej intuicji, wyczuwa nasze nastroje. Wie, czy się boimy, czy jesteśmy  zrelaksowani”. Karolina Ferenstein zastanawia się, jak to możliwe, że Paradoks wyczuł, kiedy chodziła w ciąży z Kostkiem. „Niewiarygodne, bo ja sama jeszcze o tym nie wiedziałam. Jest bardzo walecznym koniem. Często na wielkich zawodach staje się niespokojny, bo tak bardzo chce wygrać. A wtedy, podczas eliminacji do Pucharu Świata, był uległym barankiem” – opowiada. „Szybko, ale płynnie i spokojnie szedł przez przeszkody. Jakby mówił: »Muszę na ciebie uważać«”.

Katarzyna Dowbor od siedmiu lat ma swojego konia – Rodezję. „Jest między nami niebywała symbioza. Kiedy wyjeżdżam na wakacje albo mam chore kolano i nie mogę jeździć, strasznie za nią tęsknię” – mówi. „To prześmieszne, ale Rodezja denerwuje się, jak daję kawałek cukru innemu koniowi. Zaraz wtedy fuka, kopie”. Konie mają swoje charaktery” – tłumaczy Karolina Wajda. „Zupełnie jak w świecie ludzi. Jedne są niepewne siebie, inne waleczne. Klacze są z Wenus, a ogiery z Marsa” – śmieje się Karolina. „Uwielbiam ten moment, kiedy zaczynam trenować młodego konia. To zupełnie, jak z nową książką ulubionego autora, kiedy nie mogę się doczekać, żeby ją zacząć czytać. Czym mnie zaskoczy?”.

W siodle i na oklep

Karolina Ferenstein uważa, że nie ma wspanialszego wypoczynku  niż  jazda  konna. „W świecie, który tak szalenie pędzi, fajnie jest uciec na moment od komputerów, stania w korkach. To tak, jakbyśmy przenieśli się w czasie do innej rzeczywistości”. Często w weekendy organizuje z Piotrem  konne wypady z przyjaciółmi. Jadą na kilka godzin nad jezioro i robią piknik. „Nie ma nic piękniejszego, niż podziwianie Mazur z końskiego grzbietu” – mówi.

Karolina Wajda w chwili, kiedy wsiada na konia, zostawia w domu wszystkie problemy. Lubi jeździć na oklep, bez siodła, wędzidła. „Największą radość czuję, kiedy wsiadam na moją 17-letnią klacz, którą przywiozłam do Polski, jak miała  cztery miesiące. Wyjeżdżamy na wiejską, piaszczystą drogę niedaleko dworu. Widzę zachód słońca, zapach dojrzewającego zboża miesza się z zapachem żółtego piasku. I wtedy myślę: »Takie chwile lubię najbardziej«”.

Katarzyna Dowbor lubi pojechać wcześnie rano do stajni i spędzić na koniu pół dnia. „Po treningu, kiedy popuszczam popręg, zdejmuję siodło, od razu czuję, jak schodzi ze mnie stres. Idę z Rodezją, by umyć kopyta, opieram głowę o jej brzuch i spływają ze mnie wszystkie kłopoty. Czuję się wolna, beztroska” – mówi. „Bardzo lubię przytulić się do mojego konia. Tak pięknie pachnie, ma cudownie miękką skórę. Daje mi to fajną energię, a jednocześnie wyciszenie i spokój. Gdybym nie miała tego oddechu, chyba bym zwariowała. Dla mnie jazda konna to łapanie normalności”.

Jeździectwo to fajny snobizm

 

Karolina Ferenstein miała 11 lat, kiedy przyjechała z rodzicami do Gałkowa. „Było w tym coś mistycznego. Piękny zachód słońca, w wiosce na wzgórzu duży, biały dom z zapalonymi światłami. Powiedziałam: »Ja tu chcę żyć«. I tak się stało”. Dziś Karolina prowadzi z rodzicami dużą stadninę. Sto koni, hektary pastwisk. Nie startuje już tak często w zawodach, jak kiedyś. „Każdy wyjazd to wielka rozterka – bo tak strasznie chcę być i z dziećmi, i na zawodach. Trudno to pogodzić” – mówi. Imprezy jeździeckie są od kilku lat jej nową wielką pasją. Co roku przyjeżdża na nie do Gałkowa Karolina Wajda z niezwykłymi pokazami i spektaklami konnymi. „Tańczący koń wygląda zjawiskowo. Muzyka, przepiękne kostiumy jeźdźców. Jeżeli pokaz odbywa się wieczorem, są płonące pochodnie, gra świateł, dymów. Wtedy jazda konna zamienia się w sztukę, bo porusza nasze zmysły i wzbudza emocje, przenosi widza w bajecznie piękny świat”. Katarzyna Dowbor cieszy się, że jeździectwo staje się modne. „To fajny snobizm. Od wielu osób słyszę: »Aha, ten czy tamten jeździ konno, to ja też spróbuję«” – mówi. Ma nadzieję, że będzie jeździć konno do późnej starości. „Kiedy spełni się moje marzenie o Dowborowym  Dworze, z przyjemnością będę objeżdżała swoje hektary na koniu. Cieszyła się, że sarna przebiegła mi drogę. Nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak obserwowanie przyrody i bycie w niej”.

KATARZYNA DOWBOR - Jedna z najbardziej popularnych dziennikarek i prezenterek telewizyjnych. Autorka programów o zdrowym stylu życia, między innymi „apetytu na zdrowie”. Teraz prowadzi autorski program „Ogrodowa Dowborowa”. 14 lat temu wymyśliła z Andrzejem Sałackim „Mistrzostwa Polski Gwiazd” w Zakrzowie. Od kilku lat zdobywa tytuł mistrzyni Polski gwiazd w ujeżdżeniu. Jej syn Maciej jest dziennikarzem w Polsacie. Córka Marysia Dowbor-Baczyńska uczy się w piątej klasie. 


KAROLINA FERENSTEIN-KRAŚKO - Jedna z najlepszych polskich amazonek. Jej największy sukces to brązowy medal w Pucharze Polski i start w Mistrzostwach Świata w klasie koni 7-letnich. Od 10 lat organizuje imprezę jeździecką „Gałkowo Sharp Cup”– pokazy konne, turnieje gwiazd, mistrzowski turniej powożenia i w tym roku po raz pierwszy turniej piłki nożnej na hipodromie: gwiazdy kontra jeźdźcy. Żona dziennikarza Piotra Kraśki. Mama Konstantego (4 lata) i Aleksandra (1,5 roku).

KAROLINA WAJDA - Miała 22 lata, kiedy zamieszkała w dworku w Głuchach. W jej stajni stoi 16 koni ras iberyjskich. Trenuje i sprzedaje konie rasy lusitano i andaluzyjskiej. Od kilku lat prowadzi stajnie w warszawskich Łazienkach Królewskich przy Klubie Cavallo. Założyła pierwszą w Polsce Akademię Sztuki Jeździeckiej. Propaguje Barokową Szkołę Jazdy. Ze spektaklami i pokazami jeździ po całej Polsce. Niedługo jej teatr konny będzie można zobaczyć w parku w Łazienkach. Jest córką aktorki Beaty Tyszkiewicz i reżysera Andrzeja Wajdy. Ma przyrodnią siostrę Wiktorię.