Alimenty to nie prezenty

Sandra Hajduk-Popińska: Nikt, gdy jest szczęśliwie zakochany, nie zakłada, że będzie kiedyś walczył ze swoim partnerem o pieniądze. Ciebie to spotkało... Ile lat trwa Twoja walka o pieniądze na córkę?

Karolina: Moja batalia trwa od 2013 roku. Sprawę założyłam w 2014 roku, bo nie byłam w stanie się dogadać z ekspartnerem. Ustawa Andrzeja Dudy z 2018 roku pozwoliła na ściganie alimenciarza. Ale uściślijmy jedno: "alimenciarzem" nazywam nie kogoś, kto ma płacić alimenty i je płaci, tylko kogoś, kto nie płaci alimentów. A więc ustawa ta pozwoliła mi na to, bym mogła "ścignąć" go w świetle prawa o pieniądze na nasze dziecko.  Wcześniej po prostu narzędzia prawne w Polsce i egzekucja długu były bardzo "nieporadne". Teraz po trzech miesiącach niepłacenia alimenciarza można zgłosić jako przestępcę. I ja to zrobiłam. Pierwsza sprawa została umorzona, ale ja się nie poddałam i bardzo chciałabym, żeby to wybrzmiało: w Polsce nie wolno się poddawać. Działam też z resztą ze stowarzyszeniem Alimenty To Nie Prezenty.  W 2019 roku posadziłam więc byłego małżonka na ławie oskarżonych i wtedy on się przestraszył. Spłacił mi długi alimentacyjne i zaczął płacić regularnie. Od początku 2020 dopiero regularnie wpływają alimenty. Co zabawne, też niepłacone przez niego, a przez jego partnerkę.

Dlaczego nie możecie się dogadać?

Kiedy zostawił mnie w 2013 roku nie byłam w stanie dogadać się z nim w żaden sposób. Rozwód nastąpił w 2014 roku. Cały czas słyszałam, że nie miał pieniędzy, chociaż mocno jednocześnie inwestował w siebie. Sąd zabezpieczył wtedy kwotę tysiąca złotych, ale uprzedziłam, że będę wnioskować o wyższą sumę alimentacyjną. Rok próbowałam dogadać się z tym człowiekiem, ale on reagował agresywnie.

Co zaskoczyło cię na drodze tej walki najbardziej?

Najbardziej szokujące do dzisiaj jest jego podejście do córki. Z jego "księżniczki", nieprzestającej przytulać się do taty dziewczynki, raptem przestała istnieć. Kiedy spotkał ją w sądzie w 2019 roku nawet nie powiedział jej "cześć".  Moja córka do dzisiaj jest na terapii, ma bardzo duży problem z tzw. syndromem odrzucenia. Jeśli nie odezwę się do niej przez dwa dni, ona wpada w szał. Jeśli nie zwracam uwagi na to, co mówi, to krzyczy, że mam ją w du*ie. To z niej wychodzi, mimo że jesteśmy bardzo blisko. Cała jego rodzina się od niej odsunęła: babcia, jego siostry. Po tygodniu od jego odejścia  jego rodzina zablokowała ją na Facebooku. Wiesz, dla nastolatki to była tragedia, świat się zawalił. Ona nie wiedziała, dlaczego ją tak traktują.

Zobacz także:

"Kasa na waciki"

Porozmawiajmy o Tobie w tym wszystkim. Kiedyś rozmawiałam z pewną kobietą, która powiedziała mi, że najgorsze w tym wszystkim jest upokorzenie wywołane proszeniem się o pieniądze. I ten fatalny stereotyp, że to kasa dla Ciebie...

Wiem, jakie są stereotypy, że to "kasa na waciki". W moim wypadku ze względu na to, że pracowaliśmy w jednej branży, mogę spokojnie powiedzieć, że mój eksmałżonek odjechał. "Peron mu się przesunął", jak zwykłam mówić, coś mu się porobiło w głowie. Zaczął wszędzie widzieć wrogów. Dla niego te alimenty to była zemsta i tak powtarzał w sądzie. Musisz wiedzieć, że on zostawił mnie dla młodszej dziewczyny. Uznał, że alimenty to moja zemsta za to. Powtarzał to wielokrotnie. To nie jest tak, że ja wyrywałam od niego tzw. ostatni grosz. On miał pieniądze. Poprosiłam go o mikrofon dla córki - powiedział, że jest zepsuty. Poprosiłam o buty - powiedział, że to jego prezenty od sponsorów. Niedojrzałość emocjonalna, jakaś forma psychopatii - to było najbardziej trudne. Mam koleżanki, które też walczą o alimenty, które są w strasznej sytuacji - mają po kilkoro dzieci. Niektóre z nich nigdy nie doczekały się alimentów. Ja jestem dosyć twarda, bo musisz wiedzieć, że mój mąż, odchodząc zabrał mi też pracę. Ja byłam jego menadżerką, prowadziliśmy razem firmę. Zostałam bezrobotna, bez męża, bez partnera, bez ojca dla mojego dziecka, bo odsuwał się od córki. Po dwóch latach stracił z nią kontakt absolutny. Dziś nawet nie mówi jej "cześć". To egoman, którego ego podbija fakt, że jest artystą, osobą publiczną. Trzeba pamiętać, że mówimy nie tylko o mężczyznach - są też matki alimenciary, ale umówmy się, ich jest promil. Cechą wspólną tych osób jest brak poczucia obowiązku, że mają dzieci. To jest prawdopodobnie spowodowane nie tylko polską mentalnością, patriarchatem i pozycją kobiet w społeczeństwie, ale też tym, że psychopatów w Polsce wycackanych przez mamusie nie brakuje. W moim przypadku eksteściowa dawała przyzwolenie na to, żeby mój małżonek nie pracował. To "artysta - wybraniec", którego trzeba oporządzać. Wiesz, są też ludzie, którzy faktycznie nie mają pieniędzy. Ale zamiast nich dają dzieciom swój czas - zabiorą je nad jezioro, na lody, na spacer. Niestety jest też procent ludzi, którzy nie zgadzają się na bycie rodzicem, choć nim są. Odsuwają własne dzieci.

Tak, byłam w terapii. Te sytuacje często zdarzają nam się, bo to wychodzi z domu. To na terapii dowiedziałam się, że wpakowałam się w taki związek, bo mój ojciec był bardzo podobny. Opuszczał matkę, miał wiele kobiet na boku. Ja miałam sygnały ze środowiska, żeby uważać na mojego eks. A co ja wtedy robiłam? Rzucałam się do gardeł. Mówiłam: "wy go nie znacie!" To są nasze polskie, katolickie, domowe uszkodzenia. Poświęcasz przecież wszystko dla mężczyzny. Ja byłam przypadkiem ekstremalnym. Wpakowałam w niego 18 lat życia, kupę pieniędzy i emocji, bo liczyłam, że to jest na zawsze. Ale ja nie wiedziałam, co jest normalne, bo nie miałam tego "normalnego" w domu: dla mnie to było normalne, że ojciec z matką cały czas walczyli, a potem ona znowu go przyjmowała. A to przecież nie jest normalne. Moja córka jest wychowywana w Niemczech i tam w szkole mówi się od początku: jeśli tata znęca się nad rodziną - zgłoście się do nas! Ich system prawny nie pozwala na to, żeby nie płacić na dziecko, żeby przestać się nim interesować bez konsekwencji.

Nie zgadzaj się na 200 złotych

Jak sytuacja wygląda dzisiaj?

Moja córka jest dziś dorosła. Dziewczyna mojego byłego małżonka płaci alimenty, bo moje dziecko jeszcze się uczy. Częściowo mieszkam w Niemczech i wiesz, tam to wygląda zupełnie inaczej. Znam historię zatrzymania przez policję pewnego mężczyzny na drodze. Okazało się, że był poszukiwany od pół roku, bo nie płacił alimentów. Tam nie ma dyskusji, a u nas? U nas możesz zniknąć, dla policji to nie jest sprawa. Wyobraź sobie, że mój pierwszy komornik był fanem twórczości mojego eks, więc musiałam wycofać go ze sprawy, bo działał na jego korzyść.

Jakie masz rady dla kobiet, których byli partnerzy nie łożą na dzieci?

Sandra, bardzo chcę to powiedzieć: Nie wolno wam się bać, dziewczyny! Nie wolno wam się zgadzać na 200 złotych! Musicie policzyć, ile wydajecie na dziecko! Zostawia was partner, odchodzi, wtedy podliczasz ile wydajesz na dziecko i dzielisz to na pół. Nie możesz dawać prezentu swojemu eks. 200 złotych nie wystarczy, dziecko kosztuje masę pieniędzy. Dlaczego mamy się zarzynać? Bo tak mówi kościół? Nie, to rachunek do podzielenia na pół: mieszkanie, rachunki, wakacje, wyżywienie, szkoła, ubranie. Myślę, że 1500 złotych to absolutne minimum alimentów na jedno dziecko. Robienie alimenciarzom prezentów to wielki błąd. Druga sprawa - nie bójcie się wskazać go palcem. Ostracyzm społeczny jest coraz większy, więc nie bójcie się: sąsiadów, rodziny, teściów. Mówić i to jak najwięcej! Ja wykorzystałam media społecznościowe, by nagłośnić mój problem. Nie bójcie się mówić, by wykorzystywać narzędzia dostępne w sieci. Jest masa stowarzyszeń, które pomagają. Są grupy w mediach społecznościowych. Pamiętajcie, że to nie wy płacicie za komornika, tylko ten, który nie płaci alimentów! Nie bójcie się chodzić na policję. Brutalna prawda jest taka, że ktoś, kto olał własne dziecko, reaguje tylko na silne bodźce finansowe i administracyjne.