"Poseł, czy posłanka" - szykują się zmiany w Sejmie?

Dwadzieścia posłanek Lewicy zwróciło się do szefowej Kancelarii Sejmu, żeby w oficjalnych dokumentach sejmowych, kartach do głosowania oraz na tabliczkach stosować określenie "posłanka", a nie jak do tej pory "poseł".

Zwracamy się z prośbą o uwzględnienie naszej płci w nazewnictwie zarówno w dokumentach będących w obiegu Sejmu RP, jak i we wszelkiego rodzaju przedmiotach przeznaczonych do naszego użytku. Szczególnie zależy nam na takich przedmiotach jak: karty do głosowania czy tabliczki, które wskazują nasze miejsce na sali plenarnej. Pragniemy, aby sformułowanie Posłanka było tym, które na wspomnianych dokumentach się pojawi. 

Pod listem podpisały się m.in. Joanna Scheuring-Wielgus, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Anna Maria Żukowska, Joanna Senyszyn i Magdalena Biejat.

Robert Biedroń: "każda zmiana zaczyna się od języka"

List posłanek do Minister opublikował Robert Biedroń, lider Wiosny. W mediach społecznościowych europoseł napisał:

Lewica walczy o żeńskie końcówki. Czy są ważne? Tak, bo zmiana zaczyna się od języka!

Jak podkreśla posłanka elekt Małgorzata Prokop-Paczkowska: "Nie możemy czekać pół roku. Identyfikację trzeba załatwić na początku".

Dyskusje o żeńskich końcówkach wywołują u niektórych mocne reakcjei: "Lewactwo się panoszy" czy "Niech te baby nauczą się polskiego". To między innymi odpowiedź na ostatnie wpisy partii Razem na Twitterze. 

„Pierwszy dzień w Sejmie! Nasze parlamentarzystki mają dziś szkolenie”, „Wszystko załatwione, podpisane, przyklepane. Razem ma sześć parlamentarzystek!”. - mowa o grupie czterech kobiet i dwóch mężczyzn, gdzie konsekwentnie partia Razem używa żeńskich końcówek.

Wiele emocji wzbudził również wpis Magdaleny Biejat, która napisała, że będzie "gościnią" jednego z programów telewizyjnych.

Zobacz także:

Partia Razem na te wszystkie uszczypliwości ma genialną ripostę: 

Gdybyście z takim samym bólem i rykiem reagowali na seksistowskie teksty wobec kobiet i żarty o gwałtach, świat byłby wtedy taki wspaniały.

Psycholożka, adwokatka, pediatrka – co Polacy sądzą o feminatywach?

Feminatywa to najprościej mówiąc rzeczowniki rodzaju żeńskiego, które utworzono od rzeczowników męskich. Jak widać na powyższym przykładzie temat ten budzi w Polsce wiele emocji. W 2004 roku bardzo głośna była dyskusja o formie „ministra” zapoczątkowana przez Izabelę Jarugę-Nowacką. Kolejne istotne głosy pojawiły się, kiedy Ewa Kopacz zaczęła pełnić funkcję premiera – trudno było odnaleźć kompromis między językowymi przyzwyczajeniami a realną potrzebą stworzenia żeńskiej formy tego słowa.

Najnowsze badania w kontekście feminatywów przeprowadzone na zlecenie firmy Babbel pokazało, że częściej żeńskich form używają kobiety niż mężczyźni, ale nadal jest to tylko 38% respondentów. W wielu wypadkach oprócz przyzwyczajeń przeszkodą w tworzeniu żeńskiego odpowiednika nazwy okazują się względy fonetyczne – formy „architektka” czy „pedriatrka” trudno jest wymówić. 

Wyniki badania przeprowadzonego na nasze zlecenie jasno wskazują, że wielu Polaków dostrzega potrzebę używania feminatywów. Temat ten wciąż wzbudza kontrowersje. Spójrzmy chociażby na nazwy zawodów: częściej słyszy się o tym, że kobieta jest psychologiem, adwokatem czy pediatrą. Formy „psycholożka”, „adwokatka” czy „pediatrka” wciąż bywają uznawane za nienaturalne – mówi Zofia Sucharska z firmy Babbel.

Co trzeci badany uważa, że określenia w formie męskiej występują w języku naturalnie i dlatego są używane częściej niż rzeczowniki w formie żeńskiej. Co piąta osoba za przyczynę takiego stanu rzeczy uważa śmieszne lub dwuznaczne brzmienie feminatywów, np. w przypadku takich form, jak „premiera”, „kierownica” czy „pilotka”. Podobny odsetek wskazał na nieznajomość żeńskich określeń zawodów i funkcji. Kobiety albo wstydzą się mówić o sobie w formie żeńskiej, albo środowisko, w którym żyją, nie jest temu przyjazne.

Jednak ponad 60% badanych uważa, że Polacy powinni używać żeńskich form rzeczowników równie często co form męskich. Częściej tę odpowiedź wskazywały kobiety aniżeli mężczyźni (kobiety – 67%, mężczyźni – 55%). Z kolei co piąty ankietowany uważa zupełnie inaczej i wskazuje odpowiedź „raczej nie lub zdecydowanie nie” (częściej mężczyźni – 21% niż kobiety – 15%).

Opory w  stosowaniu feminatywów wynikają zarówno z uwarunkowań kulturowych, jak i językowych. A szkoda, ponieważ feminatywa zdecydowanie wzmacniają komunikatywne funkcje języka. Feminatywa, zwłaszcza tworzone za pomocą sufiksu -­k(a), odbierane są jako gorsze, mniej prestiżowe, dla wielu brzmią niepoważnie, wręcz ironicznie: np. profesorka, prezeska, prezydentka. - mówi dr Agnieszka Dytman-Stasieńko, językoznawczyni z Instytutu Studiów nad Dziennikarstwem, Komunikowaniem i Technologią Mediów z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Feminatywy: czy wejdą na stałe do języka?

Kulturowe uwarunkowania i patriarchalna historia polskiego społeczeństwa znajduje swoje odzwierciedlenie w językowym problemie, czyli braku form żeńskich w nazwach wielu zawodów.

Badania jasno pokazują, że spora liczba Polaków – w tym przede wszystkim kobiety – widzi potrzebę zmiany. W jaki sposób do tego doprowadzić? Można oczywiście walczyć z dyskryminacją językową poprzez organizowanie akcji edukacyjnych czy lansowanie żeńskich form.

Czy sytuacja rzadkiego stosowania feminatywów będzie się zmieniać i język polski podąży w stronę feminizacji? Jeśli tak – ilu lat i jakich działań do tego potrzeba? Kiedy kobiety będą chciały przedstawiać się jako pediatrki, prawniczki, psycholożki czy strateżki?

A jakie jest Wasze odczucie na temat feminatywów. Używacie ich na co dzień?