Julia Lubecka: Inna słodycz to nowa marka na polskim rynku. Powiedz kiedy dokładnie powstała? Ile miałaś wtedy lat?
 
Mira Sałyga: Inna słodycz powstała w 2020 roku. Zaraz po tym jak wybuchła pandemia. Założyłam ją w wieku 26 lat. Wcześniej pracowałam jako fotograf w jednym z warszawskich studiów fotografii produktowej. Można powiedzieć, że równolegle pracowałam nad swoją marką i na etacie w studiu, gdzie zajmowałam się fotografią produktową. Większość zdjęć na stronie Innej Słodyczy wykonuje sama. Oczywiście są też momenty gdy nie mam na to energii, czasu i przestrzeni -  wtedy proszę moją zaprzyjaźnioną fotografkę (Nastię Burak) o pomoc.
 
J.L: Czyli można powiedzieć, że zakładałaś firmę od zera?
 
M.S: Tak, zupełnie od zera. Potrzebowałam czegoś co mnie wyrazi, szukałam tego bardzo długo. Byłam obserwatorką, która dzień w dzień sprawdza Instagrama i widzi jak różni ludzie rozkręcają swoje marki, publikowałam mało treści, raczej je wszystkie chłonęłam. Spędziłam na tym wiele godzin. W pewnym momencie to sprawiło, że byłam nieszczęśliwa. Przechodziłam taką sinusoidę góra - dół i szukałam czegoś co da mi wytchnienie.


 
J.L: A jak zaczęła się twoja przygoda ze sztuką? Wspomniałaś, że wcześniej zajmowałaś się fotografią, ale robienie biżuterii, projektowanie to też jest pewnego rodzaju sztuka.
 
M.S: W zasadzie sztuka od zawsze była gdzieś w moim życiu. To też jest nietypowe, bo nie pochodzę z rodziny artystycznej. Mam jednak wrażenie, że ludzi wrażliwych, a ja siebie uważam za taką osobę, charakteryzuje to, że lgną do sztuki. To jest takie bezpieczne miejsce, gdzie można siebie próbować wyrazić na różne sposoby. Studiowałam polonistykę i historię sztuki, po drodze była też fotografia, którą zawsze się interesowałam. Mimo wszystko nie zdecydowałam się na studia fotograficzne, bo uważałam, że muszę mieć konkretne wykształcenie, miałam zostać nauczycielką. Wiesz, fotografia 10 lat temu była gałęzią, która raczkowała, nie było pewne czy po takich studiach znajdzie się pracę. Zupełnie inaczej jest teraz - jest bardzo popularnym i pełnoprawnym zawodem. Kiedy kończyłam liceum, to jeszcze nie było takie jasne.


 
J.L:
Jak fotografię zamieniłaś na biżuterię i własną markę?

M.S: Tak jak wspominałam, potrzebowałam przede wszystkim czegoś, co mnie wyrazi. Biżuterię zawsze bardzo lubiłam. Już jako dziecko robiłam przeróżne rzeczy z koralików, paciorków po babci. Jestem taką sroczką, uwielbiam małe świecące rzeczy. Przerabiałam też stare ubrania, naszyjniki. No i tak jakoś wyszło, że życie mnie znowu zaprowadziło w te rejony.
 
J.L: Czyli biżuteria była z tobą już od dziecka. A którą najlepiej pamiętasz? Jaka była twoja pierwsza biżuteria?
 
M.S: Pamiętam, że dawno temu robiłam zawieszki do kluczy, które wszędzie ze sobą nosiłam. Były też oczywiście bransoletki z muliny dla przyjaciółek.


 
J.L: Ile czasu mija, od kiedy projekt powstanie w twojej głowie, do momentu, w którym będziesz trzymać w ręku już skończony produkt? Jak wygląda cały ten proces produkcji i ile osób aktualnie ci pomaga?
 
M.S
: Biżuterię wykonują dwie osoby, ja i moja współpracowniczka Diana. Mam jeszcze dodatkowe wsparcie od strony graficznej i fotograficznej. Poza tym wszystkim zarządzam samodzielnie, projekty również są moje. Jeśli chodzi o czas realizacji kolekcji, wygląda to następująco: orientacyjnie w miesiąc wszystko obmyślam, tworzę paletę barw i połączeń kolorystycznych, zapisuję rożne wzory, które chce wykonać, obserwuję ludzi, dziewczyny i szukam inspiracji. Bardzo inspiruję i przyciąga mnie dziewczęcość, z niej czerpię dużo pomysłów. To też jest fascynujące dla mnie w Warszawie - ten przekrój ludzi, jedni wyglądają bardziej szaro, nie wyróżniają się w tłumie inni są mega przyciągający - obserwuję to w okolicy mojej pracowni przy ulicy Brackiej. To fragment miasta gdzie przewija się wiele ciekawych osób. W tworzeniu biżuterii inspirują mnie też moje ulubione artystki np. Ana Kraš i Lina Scheynius. To jest ten pierwszy etap.

Dużo czasu zajmuje zebranie odpowiednich materiałów do wykonania biżuterii. Sam pomysł, że stworzę coś konkretnego nie oznacza, że to mi się uda. Może okazać się, że wykonanie przerośnie moje możliwości, albo że półfabrykaty i elementy niezbędne do wykonania mojego pomysłu nie będą dostępne. Tutaj chciałabym wspomnieć, że nie zamawiam produktów do wykonania biżuterii z Chin, staram się czerpać z naszego rodzimego rynku, wspieram lokalne firmy złotnicze i hurtownie.


 
J.L: Polski rynek jest otwarty na nowych projektantów?
 
M.S: Tak! Myślę, że tak. Kobiety w ogóle lubią korzystać z różnych marek, nie przywiązują się tylko do jednej, ale szukają nowego, uwielbiają odkrywać. Myślę, że samo to daje wiele przestrzeni nowym projektantom.
 
J.L
: Twoja biżuteria przypomina, jak sama nazwa wskazuje, szeleszczące papierki i kolorowe cukierki w nich zamknięte. Jest bardzo dziewczęca, słodka, urocza. Kiedy zaczynałaś w 2020 roku w modzie był natomiast minimalizm. Rządziły metale, złoto, srebro i proste formy. Nie bałaś się wchodząc na rynek z czymś tak odmiennym?
 
M.S: W ogóle o tym nie myślałam. Tworząc Inną Słodycz sama czułam, że potrzebuje czegoś zgoła innego - kolorów, słodszej biżuterii, bardziej rzucającej się w oczy, czegoś co będzie bardziej charakteryzowało moją dziewczęcą osobowość i temperament. Nie porównywałam się z innymi markami, trendami. Nie myślałam o tym, że jest dużo złotej, minimalistycznej biżuterii. Raczej kierowałam się tym co mam w środku, jak potrzebuję wyrazić siebie. Myślałam, że będę to robić głównie dla rodziny i przyjaciółek, że to one będą się z tego cieszyć, a wyszło tak, że spodobało się to też innym dziewczynom, za co jestem bardzo wdzięczna.


 
J.L: Co cię inspiruje na co dzień?
 
M.S: Dużo rzeczy mnie inspiruje. W zasadzie wszystko co widzę. Staram się patrzeć uważnie. Muzyka, kolory i ich nieskończona możliwość połączeń. Często korzystam z palety barw, gdzie widać przeciwne sobie kolory, korzystam z tego tworząc biżuterię.
 
J.L: A śledzisz trendy?
 
M.S: Śledzę ludzi, którzy trafiają swoim stylem w moją wrażliwość. Myślę, że są to po prostu fajne osoby, które wyznaczają trendy w pewnych nurtach. Na przykład Harry Styles jest moim zdaniem totalnie inspirujący. Ma świetnego stylistę.

Zobacz także:


 
J.L: Może zdradzisz nam w takim razie na jaką biżuterię powinniśmy zwracać uwagę w kolejnym sezonie? Co będziemy nosić?
 
M.S: To wszystko szybko się zmienia. Myślę, że za jakiś czas będzie powrót do minimalizmu, ale teraz podejrzewam, że modne będą większe elementy. rządzić będą jaskrawe kolory, biżuteria XXL, biżuteria z jakąś charyzmą.
 
J.L: Za co kochasz swoją pracę, a za co lubisz ją trochę mniej?
 
M.S: Kocham za to, że daje mi totalną niezależność i poczucie wolności. Mogę sama gospodarować swoim czasem. Nie lubię za to, że mam tego czasu naprawdę mało. Stale myślę o firmie i planuję dalsze przedsięwzięcia.


 
J.L: Co czyni twoją biżuterię wyjątkową? Czym Inna Słodycz wyróżnia się spośród innych marek?
 
M.S: Myślę, że wyróżnia ją konkretny styl, ciekawe połączenia kolorystyczne no i ta dziewczęcość o której już wspomniałam. To jest taka esencja Innej Słodyczy - to playfullnes, czyli zabawowość i zadziorna dziewczęca moc. Ja sama czuję się bardziej dziewczyną niż kobietą i to jest idea całej marki. Chcę aby była dla dziewczyn i dla kobiet, które chcą czasem pobyć znowu dziewczynami. Kobiecość jest super, ale czasami można też od niej odpocząć.
 
J.L: Na Instagramie obserwuje Inną słodycz teraz prawie 20 tysięcy osób. Robisz się coraz bardziej popularna wśród gwiazd. Twoją biżuterię noszą blogerki, influencerki i redaktorki mody. Czy teraz, po dwóch latach od założenia marki, uważasz, że osiągnęłaś sukces?
 
M.S: W tym momencie nie jestem w ogóle w stanie stwierdzić bez zastanowienia, że osiągnęłam sukces. Nie jestem w stanie sobie jeszcze przybić piątki i powiedzieć „hej, super robota". Mam jeszcze przed sobą za dużo planów, które mi na to nie pozwalają. Ale może powinnam to zmienić? Dałaś mi teraz do myślenia. Dla niektórych to pewnie jest już sukces. Należy jednak pamiętać że sami obserwatorzy na Instagramie to nie wszystko, oczywiście dziękuję im wszystkim że są ze mną, ale sukces to dla mnie takie stuprocentowe spełnienie, a tego jeszcze nie czuję. Chyba jest jeszcze za wcześnie by mówić o sukcesie. Może kiedyś!
 
J.L: Masz jakieś rady dla młodych dziewczyn, które też marzą o założeniu własnej marki?
 
M.S: Nie patrzcie na innych, tylko róbcie co czujecie, co wam się podoba. Jeżeli ty sama nie czujesz, że to co robisz jest fajne, a chcesz jedynie zarobić pieniądze albo zrobić coś na pokaz, to małe szanse, że inni ludzie w to uwierzą. Jeżeli natomiast wkładasz w coś całą swoją energię , lubisz to i naprawdę widzisz że jest to coś wyjątkowego, to wszechświat w pewnym momencie od-wdzięczy ci się z nawiązką. Po prostu: „you go, girl!".