Agnieszka Dygant na okładce „Pani” jest w moim płaszczu! Zaprojektowanym przeze mnie od początku do końca. Cieszyłam się jak szalona, jak to zobaczyłam. Uwielbiam Agnieszkę i do tego taki zaszczyt. Nie potrafię nazwać się projektantką. Nie jestem Vivienne Westwood. Ale mogę się nazwać współprojektantem. Miałam tylko sygnować kolekcję Mohito, ale powiedziałam, że albo wchodzę w projekt na sto procent, albo wcale. Zgodzili się, byłam trzy razy w fabryce, nie rysowałam projektów, ale zmienialiśmy kroje, mówiłam, jaki materiał mi się podoba, wybierałam tkaniny, guziki. Skupiałam się na detalach. Zapytałam na przykład, czy na guzikach może być sygnowanie – „Be Free”. Przynieśli mi 200 guzików i wybierałam. Były przy tym megaemocje. Walczyłam, czasem krzyczałam, że się na coś nie zgadzam (śmiech).

Jakie mam prawo do projektowania mody? Takie jak każdy inny. Moim zdaniem wyobraźnia i pasja nie podlega ograniczeniom. Prowadzę wykłady w Wyższej Szkole Promocji, a nie mam tytułu magistra, tylko dwa lata studiów geografii za sobą. A studenci mówią, że to są ich najlepsze zajęcia! Powtarzałam zawsze artystom, z którymi pracowałam: najważniejsze, żeby obronić produkt. Oczywiście większą szansę mają ci, którzy pokończyli odpowiednie szkoły, ale jeżeli moje ciuchy będą lepiej odbierane przez ludzi, to co? Mam nie zajmować się modą, bo brak mi papierka? Kiedy miałam 15 lat, okazało się, że przez wcześniejszy wypadek nie zrobię kariery sportowej, wtedy zaczęłam bardziej interesować się modą, pociągał mnie styl, kreowanie wizerunku. Zawsze miałam siebie dobierać, jak zestawiać ciuchy, żeby to dobrze wyglądało. Dziś mam odwagę wyjść z tym do świata.

Przygoda z projektowaniem pokazała mi, że mogę to robić. Jedyne, co mogłoby mnie blokować, to własna głowa. Już nie myślę o ograniczeniach. Myślę za to o tym, żeby stworzyć w stu procentach własną kolekcję, może uda mi się to w 2014, może w 2015 roku. Jestem zafascynowana Coco Chanel, pamiętam wywiad, w którym mówi: „Ja się bawię modą, robię wszystko, żeby kobiety normalnie wyglądały, nie były usztywnione fiszbinami. Kobieta ma być piękna dla siebie, a nie dla kogoś innego”. Słucham tego i myślę, ile ona zrobiła dla kobiet. Chciałabym móc powiedzieć tak samo. Słyszę: „Jakim prawem ona się bierze za modę? Napisała książkę o modzie, stawia się w roli jakiegoś znawcy”. Ja się nie stawiam, co najwyżej ktoś może mnie stawiać. Pokazuję tylko na swoim przykładzie, jak fajnie jest czerpać z mody. Każdego projektanta, każdą kolekcję oceniają ludzie. Kupują ją albo nie. Podjęłam ryzyko raz i nie zawaham się drugi. Podobno każdy rodzi się z jednym skrzydłem, kolejne rośnie wtedy, kiedy robimy coś dla innych. To jest ten czas. Mam nadzieję, że poprzez moją pasję uda mi się pomóc kobietom, którym – tak jak mnie kiedyś – brakuje odwagi do tego, aby wydobyć z siebie styl.