Nie czytam komentarzy w internecie, ale na pewno są i takie: „To co, ona teraz będzie projektantką? A zna się na tym?”. Słucham rodziców, przyjaciół, mojego chłopaka. Paweł łapał się za głowę: „Kiedy ty znajdziesz czas na torby? Już teraz masz go za mało”. I nawet widząc mój zapał, nie był zachwycony. Bał się, że mam za dużo obowiązków. A jednak. Wystartowałyśmy 22 czerwca 2012, dokładnie w moje urodziny. Używam liczby mnogiej, bo ZOUZĘ tworzę z moją przyjaciółką z Trójmiasta. Ona jest mistrzynią drugiego planu, chce pozostać anonimowa. Torby wymyślamy razem, ale ona zdecydowanie więcej projektuje. Zaczęło się od tego, że zobaczyłam u niej piękny skórzany wór, zapytałam, skąd go ma, i usłyszałam: „Uszyłam sobie”. Projektowała torby już wcześniej, ale życie się tak potoczyło, że schowała je w piwnicy. Poprosiłam, żeby wszystkie wyciągnęła i mi przysłała. Dostałam część, dwa wielkie kartony, i zwariowałam. A potem zrobiłam badanie rynku. Gdy tylko jechałam na spotkanie z przyjaciółką, brałam jedną torbę i pytałam: „Co o niej myślisz?” (śmiech). W ciągu dwóch tygodni sprzedałam je co do sztuki. To było niesamowite. Ten produkt się bronił. Nie miało znaczenia, że to nie Chloé czy Prada.

Dumałam miesiąc i zadzwoniłam do przyjaciółki: „Nie chciałabyś do tego wrócić? Zróbmy coś razem”. Zgodziła się. Ma głowę pełną projektów. Niektóre torby są wymyślone przeze mnie. Choćby taka podróżna ZOUZA. Jest też linia z ekologicznej skóry. Ja się na nią uparłam, bo eko to mój konik. Skąd nazwa? Przyjaciel Krzysztof Odoliński dał mi kiedyś przeczytać propozycje nazw, które wymyślił dla zespołu muzycznego. Z całej listy ZOUZA spodobała mi się najbardziej. Muzycy wybrali inną. Kiedy zastanawiałyśmy się nad naszą marką, od razu pomyślałam o ZOUZIE. Jest trochę przewrotna, niepokorna, rockowa, jakaś. I taka ma być: niezbyt ugrzeczniona, ale też nie za bardzo „wyfrikowana”. Poprosiłam Krzysztofa o zgodę. Dostałam. Czy ja dyktuję modę? No nie. Tworzę produkt, ale nikogo nie zmuszam, żeby go kupił. Nigdy nie nazwę się projektantką, jestem dziennikarką, która lubi modę i się nią bawi. Nie skończyłam żadnej szkoły projektowania, nie znam się na modzie tak, jak zajmujący się nią redaktorzy. Ale lubię do niej mrugać okiem. Nigdy nie podchodziłam do mody na kolanach. I choćby nie wiem co, nie włożę czegoś, co jest trendy, jeśli nie będzie w moim stylu. Nigdy nie zobaczysz mnie w białych szpilkach!

Oczywiście, że znane nazwisko pomaga, pokazuję ZOUZĘ na salonach, bo chodzę z nią na imprezy (śmiech). Ale nie robię tego non stop, bez wyjątków, to nie byłoby prawdziwe. Dziś mam ze sobą 7-letnią, podrapaną przez mojego kota torebkę Chloé. Wierzę, być może naiwnie, że gdyby ZOUZA była beznadziejna, żadne nazwisko by nie pomogło. Nikt nie wydaje pieniędzy, żeby mi zrobić przyjemność. Co mam w swojej torbie? Mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, smycz psa, szpilki, jeśli wieczorem idę na imprezę, bo zaraz po niej muszę je zdjąć, rzeczy na trening, książkę, notes. To taki drugi dom, który mam ze sobą.