Ewa Minge zamieściła ważny wpis

Ewa Minge zabrała głos w sprawie wciąż gorącej dyskusji wokół zbiórki pieniędzy na leczenie synka Magdy Stępień. Projektantka mody przez lata pracowała i wspierała chorych onkologicznie. Jej słowa to ważny głos, który powinien trafić zwłaszcza do tych, którzy krzyczą najgłośniej w tej sprawie.

"Dostałam kilkadziesiąt próśb z prośbą o komentarz w tej sprawie. Nie jestem głosem narodu, ale w tym temacie mam niezłe doświadczenie. 30 lat pracy z ludźmi onkologicznie chorymi, kilkadziesiąt kończyło swoje życie na moich rękach, w tym dzieci. Byłam ciocią do ostatniej chwili i jestem nadal, bo miłość w sercu zostaje na zawsze. Dyskusje wokół Magdaleny Stępień są nie na miejscu, są tak straszne w sytuacji kiedy masz śmiertelnie chore dziecko, że tylko kretyni z zaawansowanym stopniem kalectwa emocjonalnego mogą kusić się o negatywne czy dwuznaczne komentarze" - tak rozpoczęła swój wpis Ewa Minge.

Projektantka mody odniosła się również do postawy ojca chorego Oliwiera, Jakuba Rzeźniczaka, który w ostatnich dniach wypowiedział się w mediach, że jego syn ma dobrą opiekę w Polsce i w związku z tym nie musi wyjeżdżać na leczenie za granicę.

Ojca opinia, że on woli w Polsce, kiedy jasno wypowiadają się lekarza onkolodzy, że nie mają w tym przypadku jak skutecznie pomóc, jest jakimś obłędem!

"W Izraelu jest metoda, która nie daje gwarancji na wyleczenie, ale daje nadzieję, której tu nie ma! Ojciec wszystko co może zrobić, to przy swoich zarobkach, nie narażać matki na podobne upokorzenia i zapłacić od ręki za wszystko co dla JEGO SYNA daje nadzieję. Ludzie wyprzedają majątki, biorą kredyty, organizują zbiórki publiczne, handlują w modlitwie zamianę ról z Bogiem. Matka odda za dziecko życie i nie będzie patrzeć czy komuś to pasuje czy nie" - pisze dalej Minge i podkreśla, że w swoim życiu miała do czynienia z naciągaczami.

"Spotkałam wielu oszustów grających „na raka”. Naciągaczy, patologicznych kłamców potrzebujących zainteresowania i atencji. Dwójce sama dałam się grubo nabrać. Jedna zdemaskowana publicznie, druga ma się świetnie, choć mogłabym zapytać „jak się masz po tylu latach raka trzustki i wątroby? Daj przepis, jak przeżyć, bo jesteś jedyna na świecie w tej konfiguracji”.

Tu nie ma ściemy! Tu jest matka, która szczęśliwie w tym nieszczęściu jest medialna i ludzie szybko jej pomogli. Ta medialność jest dla niej przekleństwem bardziej niż darem. I jeżeli jej dziecko przeżyje, to wtedy będzie jej wdzięczna.

Ewa Minge dodaje, że w tak ważnej sprawie, jak leczenie chorego dziecka, "cała reszta historii ze znanym piłkarzem, to publiczny ból, lincz za nieswoje grzechy."

"Wybaczcie dziewczynie błędy i nieporadność w komunikacji, próbę różnymi sposobami ratowania wpierw siebie a teraz własnego dziecka. Nie szarpcie...zamilknijcie i pomóżcie. Drodzy hejterzy, celebryci dyskutujący o celowości zbiórki ...proponuję miesiąc pracy w hospicjum. Nie dla kamer i poklasku, dla poprawy własnego rozumu" - zakończyła swój wpis projektantka.

Zobacz także:

Przeczytaj także:

Zbiórka pieniędzy na leczenie synka Magdy Stępień została zablokowana

Wczoraj pisałyśmy w naszym serwisie o tym, że zbiórka pieniędzy na leczenie Oliwiera została zablokowana. "Właśnie skończyłam rozmawiać z Magdą. Te brednie, które powiedział Dziki Trener, doprowadziły do tego, że zbiórka jest zablokowana i teraz matka, która powinna się pakować i lecieć na leczenie swojego dziecka, musi udowadniać, że jej dziecko jest chore - czytamy na Instagramie Magdaleny Stępień.

Wiadomo, że potrzebne dokumenty zostały już przesłane do portalu, gdzie odbywała się zrzutka i zostaną poddane weryfikacji. 

Prawdopodobnie powodem zablokowania zrzutki był komentarz influencera znanego w sieci jako Dziki Trener, który kilka dni temu w sieci poddał pod wątpliwość potrzebę zbierania pieniędzy na leczenie dziecka. "Bardzo łatwo możemy znaleźć informacje, że piłkarz Wisły Płock Jakub Rzeźniczak zarabia tam 45 tys. zł miesięcznie. Rocznie prawie 600 tys. – czyli tyle, ile przeciętny Polak rocznie nie zarobił nigdy. Ten piłkarz nie zarabia dużych pieniędzy od wczoraj, tylko od lat. Sama pani Magdalena Stępień też nie wygląda na osobę, która żyje za średnią krajową. No, chyba że jest dobrą aktorką i świetnie udawała, że ma pieniądze" - mówił w opublikowanym w sieci wideo.

Magdalena Stępień zareagowała na słowa Dzikiego Trenera: "Dziki Trenerze, mam nadzieję, że po dzisiejszych swoich story jesteś z siebie bardzo dumny, usatysfakcjonowany, cieszysz się z tego, co opublikowałeś, nie znając w minimalnych procentach prawdy, jak było. Mam nadzieję, że jeśli nie uda mi się uzbierać kwoty przez twój hejt, który rozsiałeś na mnie. Jeśli nie uzbieram tej kwoty i mój syn umrze, to pamiętaj, że to będzie między innymi twoja wina, twoja. Bo wprowadzasz ludzi w błąd, nie znając prawdy. Tyle Ci powiem. Całuję cię mocno. Bądź zdrowy i szczęśliwy."

Zrozpaczona mama wydała również oświadczenie, w którym wprost mówi o swojej sytuacji materialnej:

Chciałabym coś sprostować. Nie, nie posiadam apartamentu ani nie dostaję 7 tys. pln od Kuby miesięcznie. Nie, nie mam samochodu. Nigdy w moim życiu nie było za wiele pieniędzy. Nie mam zamożnej rodziny, jak to niektórzy opisują. Mieszkam z Oliwierem u mamy w jednym pokoju. Przed pandemią miałam stałą pracę, którą niestety straciłam właśnie przez lockdown. Nigdy nie spodziewam się, że będę zmuszona zakładać zbiórkę, by ratować życie naszego syna. Oszczędności, które mam, są kroplą w morzu kwoty, która jest potrzebna, chociażby na sam przelot. Jedyny mój dochód na chwilę obecną to alimenty, które również nie są wysokie tak, jak spekulują tutaj co poniektórzy.  Ludzie mi ubliżają w wiadomościach prywatnych, wyzywają od najgorszych. Czym ja sobie na to zasłużyłam? Tym, że podróżowałam, bo nie miałam pojęcia, że mój syn będzie śmiertelnie chory? Tym, że nie oszczędzałam wystarczająco dużo? Prosiłam tylko o pomoc w próbie uratowania życia mojego dziecka.

Przeczytaj także: