Ewa i Marek ślubu dziś już by nie brali. Urzędy, pieczątki są ludziom o wiele mniej potrzebne niż 20 lat temu. – Jesteśmy małżeństwem w potocznym tego słowa znaczeniu, a tak naprawdę jesteśmy razem. Słowa „mąż”, „żona” nawet w sensie fonetycznym są słabe. Lepsze to: partnerzy. 20 lat szybko poleciało. Dlaczego tak długo razem? Nie wiemy, tajemnicza sprawa…

Ewa i Marek Bukowscy: Jesteśmy parą w modelu włosko-afroamerykańskim łamanym przez latynoski

Zdaniem Marka Ewa szukała faceta, zrobiła research, dowiedziała się od znajomej, że on studiuje w Krakowie i jest wolny, przeniosła się z Łodzi i „wyrwała” go. Szybko zaznacza: jego żona jest szalenie prawdomówna. A on jest strasznym kłamczuchem. Ewa: – Zobaczyłam go na zajęciach. Doskonała impostacja (ustawienie głosu – przyp. red.), dokładnie wypowiadał słowa. Do dziś zawsze układają się one w jakiś sens. Ujął mnie ten jego „munsztuk”. Ja z kolei miałam z wymową problemy, ale byłam dobra ruchowo. Dawaliśmy sobie korepetycje. – Tylko że potem poszli do knajpy ze znajomymi, a on nic nie mówił. I tak miesiącami. – Właściwie nasza pierwsza rozmowa brzmiała: „Może byś wyszła za mnie? Wiesz, jest taki urząd, a w nim poważny pan z łańcuchem na szyi”. „Dobrze” – wspomina Ewa. – W przerwie między zajęciami poszli do USC. – U nas tak jest ze wszystkim: czy kupujemy samochód, czy idziemy do kina, knajpy, czy wyjeżdżamy do Portugalii, bo tak nam się uroiło trzy godziny wcześniej – opowiada Marek. – Ewa się bardzo cieszyła z tego ślubu, pamiętam, że naprawdę dobrze się wtedy bawiła. Ja potraktowałem ślub jako możliwość sprawienia jej przyjemności. Pamiętam, że kupiła mi w secondhandzie marynarkę w kratę. Angielską. Bardzo śmiesznie wyglądaliśmy, trochę jak dzieci.

Ewa: – Znaliśmy się bardzo krótko, kiedy zdecydowaliśmy się na ślub, w ogóle nie miałam świadomości, co to jest małżeństwo, i tak naprawdę do dziś nie dowiedziałam się, o co w tym chodzi! Uważam, że w każdym momencie można z tego wyjść, jeżeli dzieje się coś złego. Nie jesteśmy na siebie skazani. Jesteśmy ze sobą, bo tego chcemy.

Może dlatego, że cały czas pracują, ciągle coś tworzą, czas szybko im leci. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy przez kilka lat nie zajmowali się aktorstwem. Mieli własne firmy, zajmowali się reklamą, produkcją filmową, pisaniem scenariuszy filmowych i programów rozrywkowych. Nie cierpieli z tego powodu. Ciężko pracowali, a Ewa dzień w dzień zatruwała Markowi życie, że muszą robić coś swojego, kreować, wymyślać, a nie zajmować się wyłącznie zarabianiem pieniędzy. – Nigdy nie odpuściłam! – mówi Ewa.

Marek: – Ewie się chce. Trzeba mieć do tego naturalną motywację i dużo uporu. Bardzo cenię w niej te cechy. Dlatego jest głową w naszym związku. Zawsze wiedzieliśmy, że razem możemy wiele.

Mają zdrowy dystans do tzw. branży. – Teraz, kiedy aktorstwo samo do nas wróciło, nie traktujemy tego jako czegoś nadzwyczajnego. Gramy, a obok robimy nasze projekty, to, co nas interesuje – twierdzą zgodnie. Ich tandem zawodowy działa. Filmy Marka „blok.pl” i „Sukces” – w którym zagrała Ewa, to bardzo dobre filmy. Ich scenariusz do filmu i serialu „Otto Reder” wygrał konkurs telewizyjny na film historyczny. Dwa lata temu powstał też scenariusz komedii romantycznej. Pracują nad kilkoma nowymi fabułami. Za chwilę padnie pierwszy klaps na planie filmu według scenariusza Ewy – w którym Marek zagra główną rolę.

Zobacz także:

Ewa lubi przyglądać się ludziom, to uruchamia ją jako scenarzystkę. Interesuje ją każdy: dlaczego wygląda tak, jak wygląda? Jak to się stało, że działa w taki, a nie inny sposób? – Cenię harmonię, lubię, jak wszystko współgra – Ewie błyszczą oczy. Gdy opowiada o czymś z pasją, Marek milczy i słucha. Ale lubią ze sobą pogadać. Albo pomilczeć. Nie rozmawiają o aktorstwie. To zawody, resztę zajęć traktują jak hobby. A o pasjach zawsze ciekawiej się rozmawia.

Pomysły? Ewa to iskierka. Tytan pracy. Gdy zafiksuje się na pisaniu, może to robić w hałasie, z dzieciakami ganiającymi wokół. – Gdy Marek potrzebuje wyciszenia, jedzie do domu pracy twórczej. Tam, w samotności, dużo czyta, pracuje i dopiero wtedy dostrzega, jak bez nas jest nudno! Wcześniej, niż planował, wraca do domu i mówi: „Cudownie, że już jestem” – śmieje się Ewa. – Wyjeżdżam, by Ewa mogła realizować swoje domowe pasje: coś przykręci, wymieni żarówkę, przypiłuje nogę stołową, żeby stół się nie kiwał… – wylicza Marek. „Posągowego Marka” ludzie zazwyczaj bardzo się boją. Może przez tę jego posturę, groźną minę. Ale wystarczy dopuścić go do głosu i zaczyna się śmiać. Żartuje, ironizuje w swoim stylu: „Jak dzieci są niegrzeczne, to na trzy zdrowaśki do piekarnika na 220 stopni. Wychodzą skruszone”. Albo: „Dlaczego najlepszym kucharzem w rodzinie jest 7-letni syn Szymon, który zrobi ciasto i pierogi z truskawkami, naleśniki i jajecznicę? Bo my nie robimy mu nic do jedzenia”. – Marek jest zawsze pełen humoru i dystansu – mówi Ewa. – Ale tylko rano! Jak w piosence z Kabaretu Starszych Panów: kiedy przychodzi wieczór, staje się upiorny. Ja to nazywam urozmaiceniem.

Pierwsze wrażenie, gdy widzi się ich razem: para studentów (bardzo atrakcyjnych!). Energia, śmiech, luz. 15 lat temu Ewa była u wróżki. Ledwo weszła, a już słyszy: „Ty nigdy nie będziesz stara”. Ewie ścierpła skóra, bo wróżka słynęła z nieomylności. „Młodo umrę?!” „Nie, po prostu nigdy nie będziesz stara”. – Bo to wyłącznie chodzi o to – Ewa pokazuje na głowę. Z natury jest anarchistko- -rewolucjonistką. Kiedy miała 14 lat, wyprowadziła się z rodzinnego domu. Dziś, gdyby była młodsza, zamieszkałaby ze squotersami. Fascynują ją. – Patrzę na naszego 19-letniego syna i jego rówieśników: mają komputery i – za ich pośrednictwem – mogą właściwie wszystko – pójść do pierwszej lepszej pracy, żyć, podróżować. Bo żeby mieć radość z życia, wiele nie trzeba.

– Pomysły na kolejny scenariusz, co podać na obiad, gdzie wyjechać, co przeczytać – u nas nic nie dzieje się według planu. Oboje jesteśmy pozbawieni jakiejkolwiek pedanterii. Życiowej, praktycznej, mentalnej. Ewa to kompletny freak! Ja może jestem trochę bardziej poukładany – śmieje się Marek. Więc Ewa ze wszystkim zwraca się do Marka: – On ma zawsze coś sensownego do powiedzenia. W przyjaźniach czy to kobiecych, czy męsko-damskich ważne jest przebywanie ze sobą, ciekawa wymiana myśli, poszanowanie poglądów, a my często mamy różne. – Z zasady nie zgadzam się w stu procentach z tym, co mówi Ewa. I tak jest ze wszystkim. W naszej pracy to samo. Określenie „kłócimy się” to delikatne ujęcie tematu. Jesteśmy parą w modelu włosko-afroamerykańskim łamanym przez latynoski. W kraju takim jak Polska nie ma wyjścia – w tym klimacie trzeba się rozgrzewać – dodaje Marek.