Miłość od pierwszego wejrzenia aż po grób

Rafał i ja to była miłość od pierwszego wejrzenia. Pamiętam, jak wszedł do mojego biura i podał mi rękę na przywitanie. W jednej chwili ogarnęło mnie niesamowite ciepło! Serce zaczęło mi bić szybciej, a w brzuchu poczułam dziwny ucisk. Nie wahałam się, gdy pod koniec spotkania zapytał, czy dam mu numer telefonu. Wcisnęłam mu do ręki wizytówkę, a gdy wyszedł, modliłam się, żeby zadzwonił. Odezwał się jeszcze tego samego dnia i zaprosił na kawę. Przegadaliśmy cały wieczór. Gdy się rozstawaliśmy, byliśmy już zakochani. Po kilku miesiącach znajomości postanowiliśmy wziąć ślub. Czuliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Potem wydarzył się ten straszliwy wypadek. To było dwa tygodnie po naszym weselu, 24 lipca. Rafał uparł się, że pójdzie do mojej ulubionej cukierni po lody. Chciał mi zrobić przyjemność.
– Za parę minut będę z powrotem! – pocałował mnie. 

Pół godziny później dostałam wiadomość, że jakiś kierowca potrącił go na przejściu dla pieszych. Rafał uderzył głową o krawężnik. Doznałam szoku, wpadłam w rozpacz, krzyczałam. Nie wiem dokładnie, co było potem. Chyba któryś z sąsiadów zawiózł mnie do szpitala. Rafał leżał podłączony do jakiejś aparatury medycznej. Miał obandażowaną głowę i siną twarz, ale żył. 

– Będzie dobrze? Wyjdzie z tego, prawda? – zapytałam lekarza. 
– Niestety… Pani mąż umiera. Niczego nie możemy zrobić – powiedział.
– Nieprawda! Przecież oddycha! – krzyknęłam.
– Robi to za niego respirator. Podtrzymujemy go przy życiu, ponieważ można jeszcze pobrać organy do przeszczepu. Jeśli oczywiście wyrazi Pani zgodę - odparł spokojnie.

Przeżyłam kolejny szok. Przez chwilę stałam jak osłupiała. A potem wpadłam w szał. Zaczęłam płakać i krzyczeć, że nie ma sumienia, że nie wolno pytać żony o takie rzeczy. Że mógł trochę poczekać, jakoś mnie przygotować.

– Gdybym miał czas, poczekałbym. Ale niestety, tu liczy się każda minuta. Za godzinę może być za późno. A tak… Pani mąż może uratować życie kilku ciężko chorym ludziom – powiedział cicho. 

Nie wiem, ile czasu się zastanawiałam. Może pięć minut, a może trzydzieści? Przed oczami przebiegły mi wszystkie szczęśliwe chwile, które przeżyłam z Rafałem. Zrozumiałam, że nie mogę pozwolić, by jego śmierć poszła na marne, że on sam na pewno chciałby pomóc innym. Zgodziłam się na propozycję lekarza. Czułam, że tak trzeba, że robię dobrze. Nie podejrzewałam jednak, że ta decyzja zaważy na moim późniejszym życiu. 

Zobacz także:

Dusza w innym ciele? "W jednej chwili ogarnęło mnie jakieś dziwne ciepło"

Kilka tygodni po pogrzebie przeprowadziłam się do Poznania. Nie mogłam zostać w Łodzi. Tam wszystko przypominało mi Rafała. Każda uliczka, każdy zakątek. Miałam nadzieję, że w nowym miejscu jakoś się pozbieram, ułożę sobie życie od nowa. I rzeczywiście, szybko znalazłam dobrą pracę i przyjaciół. Nie myślałam o związku z innym mężczyzną. Mimo upływu miesięcy, a potem lat, nie potrafiłam zapomnieć o zmarłym mężu. Byłam przekonana, że resztę swoich dni spędzę  w samotności. Aż do tamtego pamiętnego popołudnia. 

To miało być zwyczajne spotkanie biznesowe. Siedziałam w sali konferencyjnej i czekałam na przyjście nowego klienta. Niecierpliwie, bo spóźniał się już kwadrans. Wreszcie się pojawił, podszedł do mnie i podał mi rękę. 
– Witam serdecz… – zaczęłam i głos mi uwiązł w gardle. 
W jednej chwili ogarnęło mnie jakieś dziwne ciepło! Takie samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Rafała. 
– Czy coś się stało? – zapytał.
– Nie, nie… Przepraszam, po prostu coś mi się przypomniało – odparłam zmieszana. 
Nagle pobladł i bezwładnie osunął się na krzesło
Spotkanie udało się znakomicie. Pan Krzysztof, bo tak miał na imię, znał się na rzeczy, wiedział, czego chce, nie marudził i nie zadzierał nosa. W dwie godziny omówiliśmy warunki współpracy.
– No to po raz kolejny spotkamy się przy podpisywaniu kontraktu – zamknęłam laptop.
– Tak, tak, dziękuję. Było mi bardzo miło panią poznać – wstał, żeby się pożegnać, ale nagle pobladł i osunął się na krzesło. 
A potem sięgnął do kieszeni i wyjął z niej jakieś tabletki. 
– Źle się pan czuje? Może wezwać karetkę? – przeraziłam się. 
– Wszystko w porządku. Z pośpiechu zapomniałem wziąć lekarstwa. Pięć lat temu miałem przeszczep serca i…
– Kiedy? – przerwałam mu.
– Pięć lat temu… 
– A dokładnie? 
– 24 lipca. Dostałem serce od jakiegoś młodego chłopaka z Łodzi. A czemu pani pyta? – odparł, nieco zdziwiony moimi pytaniami. 
– Właściwie nie powinnam. Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma. Może zaprosi mnie pan na kawę? – spytałam. 

Od tamtej pory minęło pół roku. Jestem zakochana w Krzysztofie. Z wzajemnością. Coraz częściej wspominamy o ślubie. Wierzę, że będziemy razem szczęśliwi. Przecież Krzysztof ma serce Rafała… A może jego dusza w innym ciele daje mi znak?

CZYTAJ RÓWNIEŻ: