GALA: Odważna jesteś.

ANNA NOWAK-IBISZ: Ha... Boże święty. Codziennie rano muszę sobie wmawiać, że właśnie taka jestem. Wstawać z łóżka, zbierać się i mówić: ,,Dobra, jestem odważna”.

GALA: Skąd czerpiesz siłę?

ANNA NOWAK-IBISZ: Daje mi ją dziecko. Tak strasznie długo na nie czekałam. Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, to zapytałam siebie: ,,Czego my, kobiety, bardziej żałujemy? Tego, co zrobiłyśmy, czy tego, czego nie zrobiłyśmy? Tych miłości, które przeżyłyśmy, czy tych, z których zrezygnowałyśmy?”. A z jakiej miłości można najłatwiej zrezygnować?

GALA: Z jakiej?

ANNA NOWAK-IBISZ: Do siebie samej. Uważam, że kobiety tak się spalają, kochając innych, że zapominają o sobie. Kompletnie.

GALA: Teraz już o tym wiesz?

Zobacz także:

ANNA NOWAK-IBISZ: Wychowałam się bez matki. Nikt mi nie powiedział, że miłość do siebie jest ważna. Tak, dopiero teraz o tym wiem, bo teraz sama mam dziecko. Jak zostałam trzy lata temu matką, to wszystko się we mnie przewartościowało. Wtedy pomyślałam, że ja też jestem ważna. Dla Vincenta jestem w stanie usunąć się w cień, zmienić wszystkie priorytety, ale ja też jestem ważna. Dlaczego? Bo on będzie na mnie patrzył, będzie patrzył, co w swoim życiu robię.

GALA: Dla niego po 18 latach odeszłaś z niemieckiego serialu ,,Lindenstrasse”?

ANNA NOWAK-IBISZ: Decyzja była taka (Anna pstryka palcami). Nagle przestały być ważne Niemcy, kariera, wyjazdy, to, że ktoś mi tam bardzo dobrze płacił, szanował, że praca była cudowna i w zasadzie mogłabym to robić do sześćdziesiątki. I wtedy zapytałam siebie: „Czy warto? Jaką cenę zapłaci za to dziecko, jaką cenę zapłacę za to ja?”.

GALA: ,,Lindenstrasse” to taki niemiecki ,,Klan”. Grałaś w nim Urszulę Winnicki, jedną z głównych bohaterek...

ANNA NOWAK-IBISZ: ...a moją serialową mamę Maja Wachowiak, pierwsza żona Gustawa Holoubka. Ula to Polka, która mieszka w Niemczech, ale nie traci kontaktu z krajem urodzenia. Kiedy zaszłam w ciążę, zaczęły się pytania producentów: ,,Co zamierzasz dalej?”. Na początku mówiłam: „Zobaczymy”. Ale kiedy pierwszy raz wzięłam Vincenta na ręce, nie było żadnego ,,zobaczymy”. Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Wiedziałam, że kończę pracę na planie w Niemczech. Kontrakt wygasł w grudniu 2008 roku.

GALA: Osiemnaście lat żyłaś na walizkach, między Warszawą a Kolonią.

ANNA NOWAK- IBISZ: Prawdziwy dom był zawsze tu, w Warszawie. Raz na trzy dni, raz na cztery brałam walizkę i jechałam do Niemiec. I powrót. A jak miałam dłuższą przerwę, to pakowałam więcej walizek i leciałam na moją ukochaną Kretę. Byłam tam 17 razy.

GALA: Dlaczego nie próbowałaś grać w Polsce?

ANNA NOWAK-IBISZ: Próbowałam, ale myślę, że dla filmu byłam wtedy zbyt niepolska. Mam czarne włosy, piegi. Studiowali ze mną m.in. Paweł Wilczak i Małgosia Foremniak. Paweł czekał latami, zanim zaczął grać. Małgosi po studiach kazali przefarbować piękne, ciemne włosy na blond. I dopiero wtedy zaczęli ją porządnie obsadzać. A ja się nie przefarbuję, bo będę wyglądać jak Wojciech Pokora w filmie ,,Poszukiwany, poszukiwana”. Moja uroda niespecjalnie pobudza w Polsce wyobraźnię reżyserów. Jedyny Jerzy Grzegorzewski przyjmował do swojego teatru takie typy o niekonwencjonalnej urodzie. Jestem jak dobre wino – dla konesera.

GALA: Do Kolonii pojechałaś niemal od razu po dyplomie.

ANNA NOWAK- IBISZ: Skończyłam łódzką Filmówkę i trafiłam do warszawskiego Teatru Studio. Wtedy, za czasów Jerzego Grzegorzewskiego, tam był teatralny top. Do Studia przyjechał szef castingu serialu ,,Lindenstrasse” poszukać młodych aktorek. Wszedł i powiedział: „Pokażcie mi 25-letnią dziewczynę, która zna język niemiecki”. Garderobiane wskazały na mnie: „To Ania, gra Maszę w »Sześciu postaciach z czajką w tle«”. Znałam język i wcześniej pracowałam w Niemczech. Pojechałam na casting i udało się.

GALA: Grałaś wcześniej w Niemczech?

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie. Dorabiałam do teatralnej pensji. Na studiach w Łodzi, podczas wymiany studentów, poznałam Niemców z Berlina. To oni pomogli mi później znaleźć tam pracę. Jeździłam na saksy, bo nie mogłam się tutaj utrzymać.

GALA: Nikt ci wtedy nie mógł pomóc?

ANNA NOWAK-IBISZ: Przeciwnie. To ja nie chciałam wsparcia. Odkąd pamiętam, byłam samodzielna. Jako nastolatka zwisałam z drzewa i zrywałam czereśnie albo jeździłam po okolicznych gospodarstwach i wyrywałam marchewki. Zarabiałam sama na siebie. Nie przychodziłam do ojca, nie wyciągałam ręki i nie mówiłam: ,,Tato, daj na rajstopy, tato, daj na perfumy”.

GALA: Co robiłaś w Berlinie?

ANNA NOWAK-IBISZ: Słałam łóżka. Pewnego dnia byłam tak zmęczona, że wysiadł mi błędnik. Nie wiedziałam, w którym kierunku mam iść. Gdzie jest hotel, w którym będę sprzątać. Na ulicy myśleli, że idzie pijana baba.

GALA: Po studiach mieszkałaś w Warszawie. Byłaś wtedy z kimś?

 

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie. W moim życiu były bardzo długie etapy, kiedy byłam sama. Moja mama zmarła, kiedy miałam 11 lat. Wychowywał mnie ojciec. Dlatego znam mężczyzn na wylot. Z jednej strony, mężczyzna nie jest mi straszny, z drugiej, potrzebuję go do życia dlatego, że kiedyś jeden z nich stanowił całe moje życie. A z trzeciej strony, mój ojciec nauczył mnie tylu rzeczy, że mężczyzny potrzebuję głównie do miłości. Do funkcjonowania na co dzień – niespecjalnie.

GALA: Być może to jest przyczyna tego, że rozstajesz się z Krzysztofem?

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie chcę analizować przyczyn. Może w ogóle problemem jest to, że jestem zbyt niezależna. Zostawiam partnerowi dużo wolności. Nie kontroluję go. Nie potrafię tak robić, nie potrafię grać. W życiu oczywiście. To chyba przez brak kobiecego wzorca. Jeżeli ktoś mnie taką akceptuje i pokocha, to w porządku. Jeśli nie, to, niestety, nie wykonam niczego, żeby nałożyć lisią skórę i udawać, że jestem bardziej blond, bardziej niezdarna, kobieca i na jeszcze wyższych obcasach tylko po to, żeby zatrzymać przy sobie mężczyznę.

GALA: Jakie były twoje związki, zanim wyszłaś za Krzysztofa?

ANNA NOWAK-IBISZ: Bardzo artystyczne – dzisiaj jesteśmy, a jutro już nie.

GALA: Ktoś był w Niemczech, ktoś był tutaj?

ANNA NOWAK-IBISZ: Tak, ale swoją bazę i grono przyjaciół miałam zawsze tutaj. Tak naprawdę dla mnie mężczyzna nigdy nie stanowił punktu zwrotnego. Ważniejsze były moje związki przyjacielskie – z kobietami, ale także mężczyznami. Krzysztof był moją pierwszą miłością. Zakochaliśmy się w sobie, kiedy mieliśmy po 17 lat. Później szukałam podobnych do niego. Wreszcie stwierdziłam, że chyba nie tędy droga...

GALA: Więc którędy?

ANNA NOWAK-IBISZ: Jakoś nigdy nie bałam się być sama. I może to jest mój problem. Obdarzam partnera totalnym zaufaniem. Nie sprawdzam go. Nie pytam mężczyzny, dlaczego wraca o drugiej w nocy do domu. Po prostu kładę się spać.

GALA: A kiedy on pyta ciebie, dlaczego wróciłaś w środku nocy?

ANNA NOWAK-IBISZ: Mężczyzna nie musi mnie pytać, bo kiedy tworzę związek, to jestem bardzo domowym zwierzakiem. Siedzę, gotuję, piorę, sprzątam, dbam... Może za bardzo staramy się żyć życiem innych i zadowolić tych najbliższych, akceptując rzeczywistość nawet wówczas, kiedy nam się to nie do końca podoba. Wyłącznie dlatego, żeby było dobrze. Dla świętego spokoju. Myślę, że my, kobiety, zgadzamy się na zbyt wiele. Dlaczego? Bo jest dziecko i chcemy dla tego dziecka pełnej rodziny.

GALA: Której ty nie miałaś?

ANNA NOWAK-IBISZ: Ktoś, kto jej nie miał, może się w niej nie umieć odnaleźć albo może dwoić się i troić, żeby ją mieć za wszelką cenę. Obydwa te wzorce są fatalne w skutkach.

GALA: Jak było u ciebie?

ANNA NOWAK-IBISZ: Wybrałam ten wzorzec, żeby za wszelką cenę mieć rodzinę. W bardzo krytycznym, trudnym, najtrudniejszym momencie dałam z siebie wszystko. Największy dowód miłości. Większy niż na ślubie... (cisza). Ale cóż. Jeśli jest tak, jak jest, to znaczy, że... tak musiało być. Życie czasami samo dokonuje za nas wyborów.

GALA: Cofnijmy się do tego, co było przed ślubem. Po latach bycia w różnych związkach ty i Krzysztof wróciliście do siebie, wzięliście ślub, urodził się wam syn.

ANNA NOWAK-IBISZ: Myślę, że powrót, ujmując to słowo zupełnie inaczej, następuje u mnie właśnie teraz, w tej chwili.

GALA: Kiedy związałaś się na stałe z Krzysztofem, grałaś w Niemczech.

ANNA NOWAK-IBISZ: Tak. Ale wtedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Dwoje ludzi bez dziecka, tak niezależnych jak ja i on, pracujących w dwóch różnych miastach, funkcjonuje inaczej niż rodzice i małżonkowie. Krzysztof miał wtedy trzy, a nawet cztery zajęcia naraz, a ja tylko mój serial. To mi zawsze wystarczało do życia. Realizowałam świadomie plan minimum, a nie maksimum. Wolałam ćwiczyć jogę i polecieć do Grecji, niż pracować ponad siły.

GALA: Twoje życie dzieli się teraz na to przed urodzeniem syna i po nim?

ANNA NOWAK-IBISZ: To są dwa różne światy. Kiedy pojawia się dziecko, kobieta całkowicie się na tym koncentruje. Do tego ja, podobnie jak każda aktorka, artystka, jestem nieco przewrażliwiona. Stałam więc często nad łóżeczkiem jak zaczarowana i patrzyłam, dotykałam jego rączek, stópek, paluszków, sprawdzałam, czy oddycha. Kompletnie oszalałam na punkcie Vincenta, cudu, który się stał.

GALA: Krzysztof czuł tak samo?

ANNA NOWAK-IBISZ: Zapytaj o to Krzysztofa.

GALA: Nie chciałaś zabierać syna do Niemiec?

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie. I Niemcy wtedy przestały się liczyć. Nie jestem kosmopolitką. Tam tylko pracowałam. A tutaj miałam to, co najważniejsze. I dlatego nigdy nie zamieszkałam w Kolonii, tylko jeździłam tam i latałam. Producenci ,,Lindenstrasse” pukali się w czoło, kiedy po tym, jak podrożały bilety lotnicze, przesiadłam się do pociągu. Namawiali mnie, żebym zamieszkała w Niemczech. Wydawałam fortunę na samoloty i kolej. Jeździłam nocnymi pociągami i w przedziale urządzałam swój kąt – stawiałam misia, kubeczek, ulubione zdjęcie na serwetce. Tak samo było w każdym pokoju hotelowym, w którym nocowałam. Robiłam sobie tam namiastkę domu. Jednak pewne drzwi trzeba zamknąć, żeby otworzyły się nowe. Zamknęłam Niemcy.

GALA: Wróciłaś po cichu. Do chwili rozwodu i ,,Tańca z gwiazdami” byłaś jedynie żoną Krzysztofa. Poza tym nie istniałaś.

ANNA NOWAK-IBISZ: Byłam przede wszystkim mamą Vincenta. Zostałam nareszcie domatorką. Rozpakowałam walizkę i nie wierzyłam, że za dwa dni nie muszę pakować jej ponownie. I chciałam siedzieć cicho. Po co ktoś miał o mnie wiedzieć? Mnie było dobrze. Miałam rodzinę i nic innego nie było mi potrzebne.

GALA: Nawet zawód?

 

ANNA NOWAK-IBISZ: Nawet. Tylko dziecko. Poprzednie 18 lat spędziłam w pracy. Więc ta błoga przerwa była dla mnie najważniejsza. Miałam za co żyć, więc nie potrzebowałam kolejnej pensji i kolejnej... Uważałam, że miejsce matki jest przy dziecku.

GALA: Przecież Vincent ma ojca?

ANNA NOWAK-IBISZ: Tak, ale obecność matki jest dla takiego maleństwa czymś zupełnie naturalnym, jak powietrze. Rola taty, choć równie ważna, może polegać na nieco innym rodzaju bliskości.

GALA: Kiedy zauważyłaś, że ideał pełnej rodziny, do której dążyłaś, wyparowuje?

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie jestem chyba gotowa, żeby o tym opowiadać. Zresztą to jest taki rodzaj przemyśleń, który chciałabym zostawić tylko dla siebie. Jeśli chodzi o sam ideał, to myślę, że zawsze jest czymś, czego nie da się osiągnąć. W kategorii ojcostwo miałam bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę. Mój tata wykonał w tym zakresie mistrzostwo świata. Wychował mnie sam. Prowadził mnie do krawcowej, żeby uszyć dla mnie nową sukienkę, zawoził na basen, do Gawędy, na próby. Tak naprawdę starał się być ojcem i matką. I to jemu właśnie w Dniu Matki kupowałam kwiaty...

GALA: Krzysztof na pewno się starał.

ANNA NOWAK-IBISZ: Na pewno bardzo kocha Vincenta. Każdy mężczyzna podchodzi do tematu ojcostwa i rodziny inaczej. Nie chciałabym się wypowiadać za niego w tej sprawie. Dokonał wyboru. Ja również dokonałam wyboru – byłam w domu z dzieckiem. Ja i Krzysztof znamy się bardzo dobrze, od bardzo dawna. Dla niego praca jest pasją. Staram się to zrozumieć. Wiem, co nim powoduje. My i tak zaszliśmy oboje bardzo daleko, jeśli się weźmie pod uwagę to, skąd przychodzimy, z czym musieliśmy się w życiu zmierzyć. Oboje jesteśmy dziećmi porozwodowymi. Życie nas nie oszczędzało.

GALA: Kiedy zdecydowaliście, że to koniec?

ANNA NOWAK-IBISZ: Skłamałabym, mówiąc, że się tego spodziewałam… Nie podejmowałam decyzji, tylko ją „otrzymałam”.

GALA: Dotarło to do ciebie.

ANNA NOWAK-IBISZ: Nigdy taka decyzja nie dociera w jednej chwili. To jest bardzo bolesny proces. Tak bolesny, że w pewnym momencie moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie mogłam na nich stać. Chciałam ratować, próbować… zresztą jak już mówiłam, nie jestem gotowa o tym opowiadać. Każda kobieta, która przechodziła przez podobny etap, to zrozumie. Udawanie, że jest fantastycznie, nie ma sensu.

GALA: Najgorsze przed tobą?

ANNA NOWAK-IBISZ: Raczej najtrudniejsze. Nie jest łatwo wytłumaczyć to, co się dzieje, dziecku. Rozejście się rodziców oznacza katastrofę, koniec nadziei, marzeń, planów na przyszłość. Powstaje ściana, na której rozbijają się kolejne wyobrażenia o rodzinie. Ginie poczucie bezpieczeństwa, zamiera radość i spontaniczność. Koniec jest jednak początkiem czegoś nowego. To nadzieja, która pozwala odbudować dziecku świat. Myślę, że sobie poradzę, mam silne mechanizmy obronne, życie nauczyło mnie, że „od tego się nie umiera”. Opierać się nie ma sensu. Trzeba umieć powiedzieć: ,,OK, nie wiemy, co los przyniesie, być może jest mądrzejszy niż my sami”.

GALA: Taniec daje ci...

ANNA NOWAK-IBISZ: Totalne zapomnienie. To ,,cud niepamięci” – jak śpiewa Staszek Sojka. Nie zastanawiałam się ani chwili, czy wziąć udział w tym programie. Również ze względu na syna. On ma prawo poznać swoją mamę taką, jaka jest naprawdę. Po tym, jak poruszałam się tylko od obiadu do spaceru, od spaceru do obiadu, od kolacji do bajki, od bajki do usypiania, przygotowywania butelki i mycia rano ząbków, to wejście na parkiet jest dla mnie odkryciem. Moja nieodżałowana gosposia chodziła po domu i mówiła: „Pani Anusiu, pani już dała Vincentowi 300 procent siebie. Niech pani teraz pomyśli o sobie. Ja panią proszę, pani Aniu”.

GALA: I wyprosiła. Zaczęłaś tańczyć.

ANNA NOWAK-IBISZ: Tak, i to była szalona decyzja. Fantastycznie szalona!

GALA: Dlaczego?

ANNA NOWAK-IBISZ: Bo dawno nie występowałam na żywo. I nagle taniec. A to jest przede wszystkim ruch. Na próbach mam radość szczeniaka, bo czuję się, jakbym wróciła na studia. Do takiego świata, którego się pozbawiłam na wiele lat.

GALA: A ciało cierpi?

ANNA NOWAK-IBISZ: Bolą kręgosłup i nogi. Ciało cierpi, ale wiem, że to jest mój czas.

GALA: Co będzie kolejnym zapomnieniem?

ANNA NOWAK-IBISZ: Nie chcę już zapominać.

GALA: Wrócisz do grania?

ANNA NOWAK-IBISZ: Bardzo bym chciała. Tęsknię za teatrem. A jak nie będę grać, to chcę mieć swoją herbaciarnię. Zaraziłam się tym w Niemczech. Oni tam naprawdę kochają herbatę i mogą na nią wydać fortunę. Mogłabym prowadzić pijalnię zielonej herbaty i podawać ją w japońskiej i chińskiej porcelanie.

GALA: Może nie wyjść, bo jest kryzys.

ANNA NOWAK-IBISZ: Kryzys?! Potrafię złapać kosiarkę i sama skosić trawę, przekopać ziemię w ogrodzie. Już przeszłam w życiu tyle kryzysów. Jestem jak wańka-wstańka. Możesz mnie trzepnąć, a ja znowu bęc i do góry. Nie zapominaj, że pracowałam w niemieckiej knajpie i hotelach. Myślisz, że się boję kryzysu? Wiem, że przetrwam. Potrafię się utrzymać, bo mam dwie ręce i dwie nogi, które mogą wykonać wszystko!

GALA: Powiedziałaś, że jesteś długodystansowcem.

ANNA NOWAK-IBISZ: Długie dystanse pokonywałam przez całe życie, zanim odkryłam siebie. Bo jeśli nie będę się czuła dobrze ze sobą, to nikt nie będzie mógł być ze mną szczęśliwy.

GALA: I kochać ciebie...

 

ANNA NOWAK-IBISZ: Miłość jest nam potrzebna do życia tak jak oddech. Mam teraz tę najpiękniejszą, jakiej nie znałam. Miłość do własnego dziecka. I za to będę zawsze wdzięczna Krzyśkowi.

GALA: Czy jest w twoim życiu miejsce dla kolejnych mężczyzn?

ANNA NOWAK-IBISZ: Oczywiście, że jest. Potrzebuję obcowania, uczucia, bycia z mężczyzną. Strasznie do tego tęsknię. Te bolesne doświadczenia są nauką, a nie zniechęceniem. Ja i Krzysiek... nasza historia na swój sposób jest niezwykła.

GALA: Dlaczego?

ANNA NOWAK-IBISZ: Dzięki niej mieliśmy się czegoś nauczyć. I to jest najważniejsze.