Ja i mój trądzik – historia pewnej znajomości

Siedem lat temu – to właśnie wtedy w mojej głowie pierwszy raz zakiełkowało podejrzenie, że mogę mieć trądzik. Nie ten zwykły – tylko różowaty, zabarwiony charakterystycznym odcieniem czerwieni. W początkowej fazie nie ma krostek, są za to prześwitujące przez skórę naczynka i napadowy rumień, który pojawia się w sytuacjach stresowych, przy gwałtownych zmianach temperatur albo podczas wysiłku fizycznego. Z czasem sytuacji, w których skóra reagowała zaczerwienieniem było więcej. Regularnie zaczęło mi towarzyszyć uczucie pieczenia i ściągnięcia po umyciu twarzy, a im bardziej reaktywna stawała się moja skóra, tym bardziej usiłowałam ją przykryć pod dużą ilością podkładu i korektora. Gdy na policzku pojawiły się pierwsze małe krostki, pobiegłam do dermatologa i ochoczo rozpoczęłam leczenie. Najpierw stosowanym zewnętrznie metronidazolem, potem iwermektyną. Krostki zniknęły, ale skłonność do rumienia i rozszerzonych naczyń pozostała mi do dziś.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Lex - Skin Positivity (@talontedlex) Kwi 7, 2019 o 11:54 PDT

Trądzik różowaty to choroba autoimmunologiczna, której praktycznie nie da się wyleczyć, a jej podłoże nie jest do końca znane. Zmiany trądzikowe i rumień są wywoływane na skutek przewlekłego stanu zapalnego w organizmie – najczęściej na skórze naczyniowej. Taką miała moja mama i mój tata, a zgłębiwszy temat dowiedziałam, się, że jest ona bardzo powszechna w środkowoeuropejskim, słowiańskim typie urody. Dziedziczna skłonność nie odpowiada jednak w całości za rozwinięcie się trądziku. Winna  jest także zła pielęgnacja i używki (biję się w pierś), stres, ogólny stan zdrowia organizmu, a także działanie czynników zewnętrznych (słońca, smogu). U mnie nie przypadkiem problem nasilił się po przeprowadzce do Warszawy i rozpoczęciu pracy po studiach. Najczęściej jednak trądzik różowaty rozwija się latami, a pierwsze sygnały w postaci rozszerzonych i bardziej widocznych naczyń krwionośnych, czy rumienia, bywają ignorowane. Moja cera nigdy nie doszła do kolejnego etapu (fazy krostkowo-grudkowej), ale i tak jest niezwykle wymagająca. Jak obchodzić się z nią łaskawie – i nie dopuścić do zaognienia sytuacji? Oto, czego nauczyłam się po siedmiu wspólnych latach.

Po pierwsze: nie szkodzić

Skóra z trądzikiem różowatym zachowuje się jak rozkapryszone dziecko: wszystko może ją rozdrażnić i wywołać reakcję w postaci napadowego rumienia czy uczucia gorąca lub pieczenia. Podrażniają ją składniki powszechnie stosowane w kosmetykach i agresywne środki myjące, a także nieodpowiedzialne stosowanie substancji silnie złuszczających. Jeśli masz skórę reaktywną, musisz nauczyć się obchodzić z nią delikatnie. Podstawą jest dokładne ale łagodne oczyszczanie, które nie zniszczy i tak już mocno uszkodzonej bariery naskórkowej. Odpadają więc wszystkie żele do mycia na bazie anionowych środków powierzchniowo czynnych (nie tylko SLS i SLES, ale również Ammonium Lauryl Sulfate czy Sodium Coco Sulfate). Zamiast nich lepiej sprawdzi się olejek myjący z emulagtorem, który nie podrażnia bariery naskórkowej i wbrew pozorom bardzo dokładnie oczyszcza skórę z makijażu i zanieczyszczeń. Na cenzurowanym są kremy i kosmetyki na bazie glikolu propylenowego i butylowego, a także alkoholu. Trzeba też uważać na kwasy. Wysokie stężenia, zwłaszcza kwasów AHA i BHA mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku (niestety, krwawy peeling z The Ordinary musi pójść w odstawkę). Co nie znaczy, że w ogóle nie możesz korzystać z peelingów chemicznych. Dobre efekty dają te na bazie retinoidów, a także kosmetyki z niedużym stężeniem kwasów PHA. Jest jeszcze inny wyjątek – ale o tym za chwilę.

Po drugie: mniej znaczy lepiej

Skóra z trądzikiem różowatym to skóra hiper-wrażliwa, która nie znosi przepychu i obciążania dużą ilością kosmetyków. W moim przypadku doskonale sprawdza się pielęgnacyjny minimalizm. Staram się stosować jak najmniej kosmetyków jednocześnie i nie łączyć w jednym schemacie substancji aktywnych, które mogą podrażniać skórę. Co to oznacza w praktyce? Jeśli zastosuję tonik z kwasem laktobionowym, nie nakładam już na niego serum z retinolem (lepiej użyć ich w odstępie czasowym - np. rano i wieczorem). Używam zawsze jednego serum ze składnikiem aktywnym, nie dokładam kolejnego (lepiej używać ich zamiennie). Moja skóra nie ma dużego zapotrzebowania na tłuste emolienty (natychmiast się zapycha), więc do nawilżania wystarczy mi serum, zrezygnowałam z kremu. Unikam masek w płachcie (ze względu na glikole), warstwowej pielęgnacji w wydaniu koreańskim, testowania na sobie wszystkich nowości i stosowania wszystkich zbędnych produktów (esencji, mgiełek), choćby nęciły obietnicą nowych skutecznych składników aktywnych. Mam swoją krótką listę składników, które działają – i to wystarcza.

Dlatego po trzecie: bądź elastyczna

W pielęgnacji nic nie jest stałe. Nasza skóra wciąż się zmienia, ma różne potrzeby, reaguje na substancje aktywne, które jej serwujemy i czynniki zewnętrzne. Dlatego najmądrzejsza strategia, jaką można przyjąć to reagowanie na bieżąco. Jeśli widzisz, że coś ci nie służy – odstaw to. Jeśli skóra reaguje przesuszeniem – włącz do pielęgnacji emolienty. Jeśli zaczyna się przetłuszczać bez wyraźnej przyczyny – może trzeba zrezygnować z kremu i postawić na inne sposoby nawilżania? Oczywiście sama pielęgnacja to nie wszystko. Na wygląd skóry ogromny wpływ ma dieta, styl życia i zdrowie całego organizmu. Cerze reaktywnej z pewnością nie służy: cukier, duża ilość węglowodanów, alkohol, papierosy, smog, stres, promieniowanie UV. Niektóre z tych czynników można ograniczyć, inne – nie do końca, albo jest to dużo trudniejsze. Ważne jest jednak ciągłe obserwowanie siebie i modyfikowanie na bieżąco pielęgnacji oraz długofalowa, mądra zmiana nawyków żywieniowych.

Jakie składniki kosmetyków są najbardziej pomocne?

Antyoksydanty: witamina C, E i kwas ferulowy. Ochrona przed działaniem wolnych rodników to podstawa codziennej pielęgnacji każdej skóry. Ale w walce z trądzikiem różowatym ich moc jest wręcz nieoceniona. Antyoksydanty niwelują stres oksydacyjny i ograniczają nasilanie się stanów zapalnych, które odpowiadają za rozwój trądziku różowatego. Warto je stosować zwłaszcza w tej kombinacji. Witaminy C i E w połączeniu z kwasem ferulowym są znacznie bardziej stabilne. Dodatkowo, ten ostatni ma działanie fotonaprawcze, co oznacza, że pomaga nam zmniejszyć szkody, które zdążyło już wywołać promieniowanie UV w naszej skórze.

Niacynamid – czyli witamina B3. Oprócz tego, że jest silnym antyoksydantem, ma działanie łagodzące i kojące. Nie wchodzi w reakcje z innymi składnikami aktywnymi, więc można ją bez obaw stosować z innymi kosmetykami. Działa seboregulująco, wyciszająco i pomaga rozjaśnić przebarwienia.

Kwasy PHA – czyli kwas laktobionowy i glukonolakton to łagodne kwasy, o dużych cząsteczkach, które nie penetrują skóry zbyt głęboko. W niskich stężeniach mają właściwości nawilżające, rozjaśniają skórę i zmniejszają widoczność naczyń krwionośnych, zwężają pory i wygładzają skórę. Najlepiej stosować je w formie toników (5-7%) z dodatkiem niacynamidu.

Probiotyki – pomagają odbudować uszkodzoną barierę naskórkową, działają antyoksydacyjnie, przeciwzapalnie i rozjaśniają zaczerwienioną skórę. Pomagają uregulować naturalny mikrobiom skóry i przyspieszają jej regenerację. W kosmetykach można je spotkać w formie fermentów, np. z kombuchy czy grzybów pleśniowych.

Kwas azelainowy – jest stosowany głównie w leczeniu trądziku pospolitego, ale sprawdza się też w regulowaniu skóry z acne rosacea. Kwas azelainowy reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza widoczność porów, a oprócz tego ogranicza rumień i widoczność popękanych naczyń.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez jenna rae (@jennalokensgard) Kwi 20, 2017 o 1:44 PDT

Jeśli nie możesz czegoś zmienić - lepiej to oswoić

Trądzik różowaty często sprawia, że staramy się nie wychylać. Nie wychodzimy z inicjatywą, nie walczymy o wyższe stanowisko, unikamy jak ognia wystąpień publicznych. Sama złapałam się na tym wiele razy. Musimy jednak pamiętać, że nasz wygląd nie definiuje tego, kim jesteśmy i jakie mamy kompetencje. Spróbujmy to zaakceptować, nauczymy się z tego żartować i miejmy dystans. Tylko tak możemy wyjść ze strefy ukrycia i zacząć sięgać po to, na czym najbardziej nam zależy. A jeśli brakuje Wam odwagi, wyszukajcie na Instagramie hasztag #rosaceaawareness lub #rosaceanofilter. Z okazji miesiąca świadomości na temat trądziku różowatego znajdziecie pod nim zdjęcia kobiet, które odważyły się opowiedzieć swoje historie. Warto pamiętać, że dużo zależy do ciebie - i jeśli szybko zaczniesz działać, możesz znacząco poprawić stan swojej skóry. A nawet jeśli nie jest idealnie - to wcale nie musi. To Twoja skóra, bądź z nią w dobrej relacji.