Spotykamy się z Darią i jej synkiem w jej domu, gdzie już po przekroczeniu progu panuje ciepło i harmonia. Daria Rybicka z zawodu jest dietetykiem, ale zanim doszła to tego momentu w życiu, gdzie może realizować się jako dietetyk, coach, autorka książki i właścicielka wydawnictwa - miała za sobą inną ścieżkę kariery. O tym, jak Daria łączy macierzyństwo i te wszystkie sprawy zawodowe rozmawiamy przy dobrej kawie.

Pracujesz jako dietetyk, piszesz bloga, właśnie wydałaś książkę. Jak to się wszystko zaczęło?

Dietetyka była od zawsze, ponieważ studiowałam dietetykę. Na drugim roku studiów rozpoczęłam pracę w korporacji i po roku byłam już managerem. Pracowałam kilka lat na stanowisku managera w zespołach medycznych, a żeby nie wypaść z zawodu w wolnych chwilach zajmowałam się dietetyką.

Dopiero jak się urodził mój starszy syn Julek wróciłam do pracy i zdałam sobie sprawę, że to już nie jest to samo. Wiadomo, że ze względu na różne zobowiązania nie rzuciłam pracy, ale nie dawało mi to już takiej satysfakcji co przedtem.

Właśnie na rynku pojawiła się „Apetyczna książka”, którą napisałaś razem z Katarzyną Bonczek. Skąd pomysł, żeby napisać książkę?

To jest bardzo ciekawa historia. Zrezygnowałam z pracy w korporacji, ponieważ potrzebowałam więcej czasu być z rodziną, po krótkim czasie pracy w nowej firmie okazało się, że jestem w ciąży Kubą. Byłam tak zszokowana, ponieważ nie zakładałam takiego scenariusza. Gdy ochłonęłam i zaczęłam sobie wszystko układać, wiedziałam, że nie wrócę do pracy na etat i wtedy zaczęły się rodzić w głowie różne pomysły. Po urodzeniu Kubusia pierwsze trzy miesiące skupiłam się wyłącznie na rodzinie i dopiero od czwartego miesiąca zaczęłam myśleć, co dalej. Czułam, że muszę zrobić coś swojego, że wracam do dietetyki i teraz będę pracować na własny rachunek. Zaczęłam działać w mediach społecznościowych, głównie na Instagramie, gdzie coraz częściej pojawiały się pytania mam dotyczące żywienia dzieci.

Dodatkowo bardzo dużo pracowałam z kobietami po porodzie i pewnego razu jedna z mam, której udzieliłam kilku porad w sprawie żywienia jej dziecka, była mi tak wdzięczna, że stwierdziła, że powinnam napisać książkę. I to był pierwszy taki moment, kiedy przemknęła mi przez głowę taka myśl. Kiedy Kuba miał pięć miesięcy podjęłam decyzję, że napiszę książkę. Poznałam bliżej Kasię, która robi piękne zdjęcia i tak stwierdziłyśmy, że zrobimy ją razem.

Zobacz także:

Jest wiele książek zarówno o zdrowym odżywianiu, jak i książek z przepisami. Nie bałyście się, że ta będzie jedną z nich?

Nie. Chciałam napisać książkę, która będzie odpowiedzią na pytania kobiet, które szukały u mnie porad. Stwierdziłam, że jeżeli i tak udzielam kobietom, mamom wskazówek, to czemu nie zebrać wszystkiego w całość. Miałam cel, że jeżeli miałabyś kupić jedną jedyną książkę na ten temat, to będzie właśnie nasza, ponieważ będzie zawierać wszystko – praktyczną wiedzę, przepisy na szybkie i proste dania,  przy okazji będzie przyjemną lekturą. Najlepszą recenzją są wpisy naszych czytelniczek, które piszą, że idealnie wpisuje się w ich potrzeby, do tego czytając ją czują się jakby były z nami na kawie. I to jest piękne.

Czy trudno jest pisać książkę będąc mamą dwójki dzieci, a zwłaszcza będąc w domu z małym dzieckiem?

Rodzina była zawsze dla mnie priorytetem. I kiedy na świecie pojawił się Kubuś pierwsze trzy miesiące to był czas naszej bliskości, dopiero gdy Kuba miał cztery, pięć miesięcy zaczęłam myśleć o książce. Początkowo, gdy synek dużo spał, to miałam więcej czasu na pisanie książki, ale gdy był już trochę starszy nosiłam go w chuście, później w nosidle i tak pracowałam.

To nie była sielanka, jak teraz o tym mówię. To była kwestia wyboru priorytetów i odpuszczenia niektórych rzeczy kosztem innych. Nie da się mieć wszystkiego w tym samym czasie.

Organizacja jest moją mocną stroną, a co najważniejsze mam wspierającego męża i zawsze podkreślam, że bez niego ta książka by nie powstała.

Masz bardzo napięty kalendarz, a jednak tak układasz sobie plan dnia, żeby spędzać jak najwięcej czasu z rodziną. Jak ty to robisz?

Organizacja jest moją mocną stroną. Codziennie wstajemy o szóstej i trzy godziny rano jesteśmy z dziećmi. Staramy się, żeby poranek był nasz. Ja mam nienormowany czas pracy, więc tak układam sobie plan dnia i swoje obowiązki, żeby po powrocie Julka z przedszkola mieć znowu czas dla rodziny. Dosyć długo udawało mi się jednocześnie pracować i zajmować się Kubusiem, ale przyszedł taki moment, kiedy stwierdziłam, że bez pomocy niani sobie nie poradzę. Dużo pracuję również wieczorami, więc u mnie nie ma wolnych wieczorów, jak u większości rodzin.

Pisząc bloga jesteś szczera ze swoimi czytelniczkami i otwarcie mówisz, że nie jest łatwo godzić obowiązki zawodowe z byciem mamą.

Zawsze w swoich wypowiedziach i rozmowach z czytelniczkami jestem szczera i podkreślam, że  jeśli chcemy coś osiągnąć, tak jak ja chciałam napisać książkę, to musimy z czegoś zrezygnować, bo nie da się mieć wszystkiego. Początki, kiedy książka powstawała były sielanką, ale ostatnie dwa miesiące to była ogromnie ciężka praca. I to przedsięwzięcie wymagało wielu poświęceń i wyrzeczeń. Ja nie boję się ryzyka i jestem gotowa do poświęceń. Zawsze powtarzam, że jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz ponieść tego koszty.

Dziękuję za rozmowę