Reklama

Podobno jesteś księciem.
A tak. Taką ksywę mam od ponad 10 lat. Wtedy zaczynałem pływać w grupie windsurfingowej u trenera Witolda Nerlinga. Jego córka od razu nazwała mnie "książę", bo według niej byłem zupełnie jak Mały Książę z książki Exupéry'ego. Gdy po raz pierwszy przyszedłem na trening, byłem chuderlawym chłopaczkiem z blond czupryną. No i byłem bardzo spokojny. Spokój pozostał mi po żeglarstwie, które uprawiałem. W windsurfingu wszystko ma zawrotne tempo. Nadążałem w wyścigu na wodzie, ale byłem w tyle w zwykłych czynnościach na lądzie. Na przykład grupa wiedziała, że śniadanie trwa tyle, ile je trener. Ja miałem własny cykl jedzenia. I zdarzało się, że wszyscy już byli na wodzie, a ja dopiero kompletowałem sprzęt.
Dzisiaj nie przypominasz wątłego chłopca. Jak ze spokojem?
No tak, wyrosłem trochę, chociaż kolor włosów pozostał. Tempo mojego życia zależne jest od siły wiatru. Gdy wieje, zwijam się jak w ukropie, gdy przestaje - zwalniam. Może to zabrzmi banalnie, ale moje życie jest szaleństwem. W 3. urodziny zrzuciłem sobie barek z alkoholami na głowę i myślę, że tak jak u Obelixa, cały czas działa na mnie magiczny napój. Wtedy założono mi ponad sto szwów. Przeżyłem już kasację samochodu, wielokrotne złamania i stłuczenia. Ja cały czas nieustannie pędzę do przodu.
I robisz tysiąc rzeczy naraz. Tak, pewnie dlatego ciągle nie mogę się obronić. Zdałem już wszystkie egzaminy na prawie w Europejskiej Wyższej Szkole Prawa i Administracji. Ciągle zbieram się do napisania pracy magisterskiej. Prowadzę zajęcia kite'u dla profesjonalnych zawodników - uczę akrobacji i ewolucji. Dużo czasu spędzam za granicą na obozach treningowych, udzielam porad prawnych, wraz z mamą organizuję eventy sportowe.
Fakt, że jesteś sportowcem, zmienia więc całe życie.
Nie wiem - jestem surferem. Słowo sportowiec różnie się w Polsce kojarzy. Z aferami, niezdrową rywalizacją, korupcją i słabym poziomem. Kitesurfing to po prostu radość z uprawiania sportu. Oczywiście trenujemy intensywnie przez cały rok. Kite to jednak słońce, wiatr, uśmiech. Nie ma tu miejsca na bezpardonową walkę, zawody odbywają się w przyjacielskiej atmosferze. Często gdy zawodnik zgubi deskę, drugi podpływa i pomaga, a potem kontynuują wyścig.
To przez kite jesteś singlem? Może po części tak. Byłem już w stałych związkach. Najdłuższy trwał rok. Moja dziewczyna chyba nie była w stanie przystosować się do mojego stylu życia. Na początku jej się podobało, później nie mogła pogodzić się z faktem, że ciągle mnie nie ma. Bo moją prawdziwą miłością jest kite. Teraz jest dla mnie najważniejszy. Gdy już jestem na wodzie, reszta świata nie istnieje. Jeszcze nie spotkałem dziewczyny, która przebiłaby tę moją miłość.
Dla dziewczyny Glamour zrobisz wyjątek?
Wszystkie dziewczyny są mile widziane. Kajciarze to fajni faceci. Pełni radości, luzu, chętni do zabawy. Całe wakacje nad Bałtykiem odbywają się zawody, gdzie można nas oglądać. Kitesurfing to niezwykle widowiskowa dyscyplina, do tej pory nie mieliśmy dużej publiczności. Kite'u uczę przeważnie za granicą, w Polsce jedynie przyjaciół. Dla czytelniczki Glamour mogę zrobić wyjątek.
Czy sprawna dziewczyna łatwo może nauczyć się kite'u? To nic trudnego, po około 10 godzinach każdy (i chłopak, i dziewczyna) może już spokojnie pływać. Najmłodsza kobieta, jaką uczyłem, miała 11 lat, najstarsza ponad 50. Teraz obie pływają. Dziewczyny boją się kite?u, bo wydaje im się, że w tym sporcie bardzo mocno pracują ramiona i że nie dadzą sobie rady. A w praktyce jest na odwrót. Ręce potrzebne są do sterowania paralotnią, a cały wysiłek skupia się na nogach. To właśnie dlatego dziewczyny, które do tej pory pływały na windsurfingu, coraz częściej przechodzą na kite. Jest im o wiele łatwiej i mają znacznie większą frajdę.
Dlaczego nie ma prawdziwego mistrza Polski w kitesurfingu?
Jest wielu mistrzów, ale żadnego oficjalnego. W Polsce kite jako sport na papierze nie istnieje. Nie ma związku, organizacji, przepisów. Wiele osób nazywa swoje zawody mistrzostwami, by przyciągnąć sponsorów.
Można żyć z kite'u? Można: jako instruktor, handlując sprzętem lub mając sponsora. Ale tak naprawdę, na tym sporcie trudno jest w Polsce zarobić. Dlatego żyje się jak hipis, z dnia na dzień, często w koczowniczych warunkach. Zbieramy grupę, pomieszkujemy gdzieś za grosze, śpimy na kempingach, u znajomych, by ograniczać koszty. Ale warto tak żyć, zwłaszcza gdy jest się młodym. Wiem, że w taki sposób będę funkcjonował przez kilka sezonów. Dlatego mam już pomysł na przyszłość. Moim marzeniem jest firma, która będzie zajmowała się marketingiem sportowym, szukała sponsorów dla zawodników. Wtedy będzie im na pewno łatwiej.
Rozmawiała Dagmara Wirpszo
Łukasz Ceran, 25 lat, pływa na kitesurfingu w teamie Quiksilver, Naish. Karierę sportową zaczął w wieku 6 lat na łódkach, później pływał na windsurfingu. Zdobył ponad 20 medali na mistrzostwach Polski w różnych klasach windsurfingowych. Wygrał zawody kite Warriors of the Wind, Siemens i Kite Cup w 2005 r. W zeszłym roku ustanowił też rekord świata w długości lotu z Kite-Wingiem na snowboardzie.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama