Reklama

Dopiero co zeszła pani z parkietu "Tańca z gwiazdami", a już bryluje na inauguracji Miss World 2006. Czy stateczna bizneswoman chce znów błyszczeć na salonach?
To nie tak. Na popularności mi naprawdę nie zależy. Tę fazę mam już za sobą. Po prostu pomyślałam sobie, że warto jeszcze trochę w życiu zaszaleć. Takie projekty jak "Taniec z gwiazdami" czy wybory Miss World nie zdarzają się często. Od kilkunastu lat robię to samo - prowadzę firmę PR-owską. Nikt i nic mnie tu już niczym nowym nie zaskoczy. Chętnie więc podejmuję nowe wyzwania.
Rozrywkowe imprezy narzucają otwartość. Pani jest postrzegana jako kobieta sukcesu, "Iron Lady" - chłodna i trzymająca dystans...
Wiem, że ludzie, którzy mnie nie znają osobiście, tak właśnie mnie odbierają. Zabawne... To fakt, że prowadząc galę inauguracyjną Miss World, byłam stremowana. Czułam na sobie wielką odpowiedzialność i trudno było mi na początku rozzluźnić się - w końcu konferansjerka nie jest moją profesją. Mam jednak predyspozycje psychiczne, które pozwalają mi w trudnych momentach wziąć się w garść.
W 1989 roku to pani w Hongkongu zdobyła koronę najpiękniejszej kobiety świata i dobrze wykorzystała swój czas. Co liczy się w staraniach o to, by nie zmarnować życiowej szansy?
Najważniejsze, by pozostać sobą i pamiętać, że konkurs jest tylko zabawą i dobrym doświadczeniem - tak było w moim przypadku.
Nie poszła pani drogą, którą zwykle obierają Miss World, i nie została pani modelką. A zatem skazana na biznes?
Od początku wiedziałam, że konkurs ten nie zaważy na mojej karierze. Jako osoba niezależna, zawsze chciałam mieć własną firmę. Dla mnie zamknięcie w jakichkolwiek strukturach jest czymś wręcz niewyobrażalnym. Jestem zdyscyplinowana, ale reżim lubię sobie narzucać sama. Już w szkole średniej powiedziałam rodzicom: "Zobaczycie, będę miała kiedyś własną firmę!".
Co oni na to?
Oczywiście nie brali tych ambitnych planów nastolatki poważnie. "Daj Boże, córeczko, daj Boże!" - żartowali.
Kto ukształtował tak charakterną kobietę?
W największym stopniu - właśnie rodzice. Tata, z zawodu inżynier, był człowiekiem konserwatywnym, z żelaznymi zasadami. Ale nie był to ojciec surowy, który karał i którego należało się bać. Mama - towarzyska, ciepła, dbała o dom. Wpoili mi podstawowe wartości - m.in. to, że należy zawsze zwracać uwagę na innych. Widać było na co dzień, że się bardzo kochają. To daje dziecku ogromną siłę.
Podkreśla pani, że była również bardzo związana z dziadkami ze strony mamy.
To u nich skupiało się życie rodzinne. Mieszkali pod Piłą w uroczej miejscowości o nazwie Krynienka. Mieli duży dom, ogród, sad i pole. Babcia miała ogromną spiżarnię, w której bawiłam się w sklep. Gdy zjeżdżaliśmy się wszyscy na święta, spiżarnia była już niemal po sufit wypełniona domowymi specjałami. Panowie siedzieli na salonach i rozprawiali o polityce, dziewczyny w kuchni przygotowywały ostatnie świąteczne potrawy.
Rozmawiała: Joanna Knap ) knap.j@naj.pl
Aneta Kręglicka w dalszej części wywiadu opowiada o swoich związkach, sposobach rozwiązywania konfliktów i zdradza sekrety swojej idealnej figury. Czytaj w Naj 39.06

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama