Reklama

Na Arenie w Wembley jest siedemnaście tysięcy ludzi. Wszyscy mają siedzące miejsca, ale nikt nie siedzi. Tłum skanduje: „Kylie, Kylie!”. Wśród fanów Kylie tego wieczoru jest też Madonna, Elton John, Gwyneth Paltrow z Chrisem Martinem. Gasną światła, moment ciszy i Kylie wyłania się jak prawdziwa showgirl, w misternie zdobionym koralikami różowym kostiumie, z różowymi piórami we włosach i na pupie (zaprojektowanym przez Dolce & Gabbana). Towarzyszy jej sześciu tancerzy w czarnych majtkach ozdobionych czarnymi piórami. Tak zaczyna się jeden z koncertów jej nowej trasy koncertowej – Showgirl Homecoming Tour. „Zaczęłam nowy rozdział swojego życia, wróciłam i znowu stałam się częścią tego świata.” Powrót Kylie jest powrotem po ciężkiej chorobie. Jedna część koncertu jest poświęcona właśnie temu. Na wielkim ekranie widzimy rękę zakopaną w piachu, która próbuje wydostać resztę ciała na powierzchnię. Tancerze wnoszą Kylie na scenę jak martwą lalkę. Próbują nauczyć ją oddychania, poruszania się, pokazują świat i wreszcie lalka ożywa, zaczyna tańczyć, czuć i już nie potrzebuje nauczycieli, chce żyć po swojemu, pełnią życia. Cały koncert jest retrospektywną podróżą przez karierę i tak naprawdę życie Kylie. Oprócz swoich przebojów śpiewa też Vogue („Tak strasznie się bałam, że pomylą mi się słowa”), przebój Madonny i kilka piosenek Scissors Sisters. Po ponad dwóch godzinach oszałamiającego widowiska, kolejnych bisach wszyscy muzycy, tancerze i Kylie żegnają się z widownią, mając na sobie koszulki z napisem: „Kylie says relax” (Kylie mówi zrelaksuj się). Następnego dnia spotykam się z Kylie w jednym z szacownych londyńskich klubów Club Fifty. Ja po szaleńczym tańcu na wczorajszym koncercie nie jestem jakaś superwypoczęta. Zastanawiam się, w jakiej formie będzie Kylie. Powodem naszego spotkania jest nowych zapach – wspólne przedsięwzięcie Kylie Minogue i firmy Coty. Najpierw jest krótka konferencja prasowa i przedstawienie zapachu Darling (w Polsce już od 5 lutego w perfumeriach Douglas). Kylie w małej czarnej od Dolce & Gabbana wygląda na zrelaksowaną i wypoczętą jak po wakacjach, a nie po koncercie wymagającym formy profesjonalnego sportowca. Po konferencji Kylie ma dla mnie trochę czasu. Kiedy przyglądam się jej z bliska, widzę doskonałą cerę o pięknym alabastrowym kolorze. Ma tylko delikatnie umalowane oczy, na ustach jedynie błyszczyk. Wygląda olśniewająco, a jej niesamowity spokój udziela się także mnie. To już nie jest seksowny kociak sprzed kilku lat. To silna kobieta, naprawdę glamour.
Kylie, skąd pomysł na finał koncertu w koszulkach „Kylie says relax”?
Kiedy przygotowywałam tę trasę, byłam w kiepskiej kondycji. Ten show nie był dla mnie nowością, ale musiałam popracować nad siłą. Żeby temu wszystkiemu podołać, musiałam wyrzucić ze swojego słownika (i życia) słowo „stres”, zastąpiłam je słowem „relaks”. I to zadziałało! William Baker, który jest nie tylko autorem moich zdjęć (także na okładce tego numeru Glamour), ale też moim najlepszym przyjacielem, wpadł na pomysł, by zrobić koszulki z napisem „Kylie says relax”. Wszyscy je uwielbiają.
Czy pamiętasz pierwsze perfumy, jakich używałaś?
Tak, to były lata 80., zapach Charlie. Pamiętam, że dostałam go razem z supermodną kurtką, taką z pogniecionego papieru. Później przyszedł czas na fascynację Chanel 19, Issey Miyake (przez chwilę), Agent Provocateur. Ale teraz to już mój własny zapach. Praca nad perfumami jest długa i w tej chwili mam na sobie następną wersję Darling. Jestem dumna z moich zapachów. Jeśli spytasz mnie, kim jestem – trudno byłoby mi odpowiedzieć. Jestem trochę tą osobą, którą widziałaś wczoraj na scenie, jestem też dziewczyną, która dzisiaj z tobą rozmawia. Jestem córką, siostrą... Ten zapach mówi o mnie dużo więcej niż słowa... Radość, kobiecość i... Ten zapach jest wyjątkowy i wspaniały.
Jesteś nie tylko artystką, ale też bizneswoman. Masz swoją linię bielizny (Love Kylie) i teraz zapach...
A i tak znajduję czas dla siebie. Oczywiście nie mogę zbyt swobodnie poruszać się po mieście, bo ciągnę za sobą sznur paparazzi. Szczególnie teraz, po powrocie....
Ale przez bieliznę i zapach cały czas dzielisz bardzo intymne momenty z innymi kobietami na całym świecie.
Z bielizną chodziło mi o to, żeby kobiety mogły dostosować ją do swojego nastroju w ramach tej samej marki. Wiesz, jedna marka ma bieliznę supersexy, inna sportową. A Love Kylie ma bieliznę na wszystkie okazje. Z zapachem jest trochę inaczej. To po prostu jestem ja.
Czy jest jakiś inny zapach oprócz Darling, który kochasz?
Tak, kiedy wracam do Australii. To jest zapach domu, plaży, buszu. Mam takie zdjęcie: ja, mały roczny bobas, na wyspie Phillip. To jest godzina jazdy od Melbourne. Moi rodzice kupili tam dom. Kiedy patrzę na to zdjęcie, przypomina mi się pierwszy w życiu zapamiętany zapach dzieciństwa.
Kiedy czujesz się najbardziej glamour?
Na początku koncertu, gdy wychodzę w tym niesamowitym stroju. Choreograf chciał, żebym wyko- nała jakiś bardzo skomplikowany układ. „O nie – powiedziałam mu – tego nie możemy zrobić. Zrozumiesz, jak zobaczysz mój strój.” Kiedy mam go na sobie, mogę poruszać się powoli i z gracją. O tak... – i tu Kylie jeszcze raz przede mną odgrywa rozpoczęcie koncertu, który otwiera nowy rozdział jej życia.
Grażyna Olbrych

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama