Reklama

Zima 1970 roku. W rozpadającym się hotelu na nowojorskiej Upper West Side wokół basenu bawi się 300 osób. Atmosfera szalona, goście pod zimowymi płaszczami mają jedynie stroje kąpielowe. Młodziutka Ania Bogusz stoi onieśmielona, dopiero niedawno przyjechała z Wenezueli, by studiować architekturę w Pratt Institute (uczelnia artystyczna na Brooklynie), tym samym, w którym 10 lat wcześniej Ryszard Horowitz studiował grafikę. Nagle słyszy, że ktoś woła ją po polsku, imieniem, którego od lat nikt nie używał: "Aniu". Zaskoczona, odwraca się.
- To był on. Przystojny. Natychmiast poczuliśmy więź. Czyżby to była zasługa języka? - zastanawia się Anna Bogusz. Na przyjęciu Ryszard Horowitz czuł się nie mniej zagubiony niż Ania. Rozsypało się jego pierwsze małżeństwo, przyjaciele obawiali się, że wpadnie w depresję.
- Tak, mam skłonność do melancholii i bez rodziny długo bym nie wytrzymał - przyznaje - Ale jeszcze nie wiedziałem, że wołam przyszłą żonę. Ktoś z obecnych powiedział: "Patrz, to Polka, ma na imię Anna". Zawołałem typowo po polsku: "Aniu". A ona odwróciła się z czarującym uśmiechem. Oboje byli emigrantami, choć z innych powodów: on opuścił Polskę z własnej woli, ona nie. - Nie rozumiałam, dlaczego musimy wyjechać - mówi dzisiaj. Była mała, gdy jej ojciec, naukowiec, dostał pozwolenie na emigrację do Wenezueli. To był rok 1958 i wyjeżdżając, czuła się nieszczęśliwa. Ale szybko zżyła się z nowym krajem. Gdy w 1970 roku przyjechała do Nowego Jorku, była bardziej latynoska niż Latynosi, a z polskim językiem miała mały kontakt.
- Ryś przypominał mi go na nowo. Dorastał w Krakowie, wśród artystów, i nigdy nie krył się z żydowskim pochodzeniem. Ja urodziłam się w Katowicach, a o tym, że jestem Żydówką, dowiedziałam się w Wenezueli.
A jednak szybko okazało się, że myślą i czują podobnie. Oboje cierpieli po wyjeździe z Polski, choć Ryszard Horowitz sam zdecydował się opuścić kraj w 1959 roku, mając pełne poparcie rodziców. Był studentem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i dążył ku wolności artystycznych wyborów, o których w Polsce można było tylko marzyć. - Ale wyjazd był okropny... Na dworzec przyszli artyści Piwnicy Pod Baranami z Piotrem Skrzyneckim, całe krakowskie środowisko jazzmanów. Miałem uczucie, że nigdy nie wrócę. I że nic mi się w tej Ameryce nie uda - wspomina. Po czterech latach, jeszcze jako student Pratt Institute, zdobył pierwszą nagrodę, potem następne... Jego przyjaciele jednak twierdzą, że choć w mieszkaniu na 30. Wschodniej odbywały się szalone przyjęcia, on sprawiał wrażenie nieobecnego. Tak było, zanim poznał Anię.
- Mam skłonność do chandry i kryzysów. Anią byłem zafascynowany, nie tylko z powodu jej urody (rok przed przyjazdem do Stanów wygrała konkurs piękności w Wenezueli), ale dlatego, że w wielu sprawach jest moim odzwierciedleniem.
A co ją urzekło w Polaku spotkanym na przyjęciu? Bo przecież sam wygląd to za mało. - Bezbronność? Podobna do mojej wrażliwość i skłonność do absurdu? Ciepło? Gdy tak ostrożnie, na próbę, zaczęliśmy się spotykać, potrafił w środku nocy przyjechać do mnie metrem - z przesiadką! - do akademika w nie najlepszej części Brooklynu. Kto zna Nowy Jork, ten wie, że okolice Pratt nie są bezpieczne. Twórczość Rysia też robiła na mnie wrażenie...
Wkrótce wzięli ślub - niekonwencjonalny, jak oni sami. Były to lata hipisów i dzieci kwiatów, buntu i braku konwencji. Postanowili pobrać się nagle. Pojechali do urzędu z przyjacielem fotografem. Okazało się, że sędzia nie udzieli ślubu bez świadków, obrączek i... krawata. Fotograf stał się świadkiem, krawat pożyczyli od kogoś obcego, z obrączkami było trudniej. Zlitowała się nad nimi latynoska para, którą Horowitz zagadnął po hiszpańsku. - Panna młoda w zaawansowanej ciąży, on w stanie przerażenia - i pożyczyli nam swoje obrączki! Tego samego dnia lecieliśmy na miesiąc miodowy do Rzymu i załoga Alitalia częstowała nas szampanem przez cały lot. Nasze odurzenie spotęgował 40-stopniowy upał w Rzymie i do hotelu dotarliśmy w stanie halucynacji i upojenia - śmieje się. Anna została nie tylko żoną Ryszarda Horowitza, ale także jego muzą, modelką i matką dwóch synów - Emila i Daniela.
Katarzyna T. Nowak
W Naj 38.06 przeczytasz dalszy ciąg tej niezwykłej historii miłosnej

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama