Według dr Davida Richo, terapeuty do spraw rodzinnych i małżeńskich, czułość jest jednym z pięciu składników miłości. Obok uwagi, akceptacji, uznania i wolności. Chyba większość z nas jest zgodna co do tego, że czujemy się kochane, kiedy partner jest wobec nas uważny, akceptuje nas takimi, jakie jesteśmy, chwali, podziwia i nie stosuje wobec nas przymusu. Każdego dnia okazuje też czułość, a my odpłacamy mu tym samym. Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Skąd mamy to umieć? Skąd mamy wiedzieć, jak okazywać czułość? Uczymy się, co oznacza miłość, kiedy pierwszy raz ją czujemy.

Kolejne uczucie, która przyjdzie do nas w przyszłości, może być tylko powtórzeniem tego pierwotnego doświadczenia. Dlatego w dorosłym życiu powtarzamy sposób, w jaki byliśmy kochani przez rodziców. Dajemy to, co kiedyś otrzymaliśmy – bo nic innego nie znamy. To samo dotyczy czułości. Jeśli jako dziecko byłaś przytulana, brana na kolana, wymieniałaś z rodzicami buziaki, głaskano cię – bez trudu ją okazujesz. Jeśli nie, jako dorosła kobieta możesz reagować na dwa sposoby. Odcięłaś się od swoich emocji i jesteś teraz chłodna, zdystansowana. Z trudnością wyrażasz uczucia słowami czy gestami, nie potrafisz też przyjmować czułości. Albo domagasz się jej jak dziecko, któremu ciągle mało całowania i przytulania. To wieczne niezaspokojenie przeszkadza ci cieszyć się dojrzałą miłością. Terapeuci rodzinni często powtarzają, że ludzie wychowani w emocjonalnym chłodzie nawet nie mają pomysłu, jak okazać swojemu partnerowi, że go naprawdę kochają!

UWAŻNOŚĆ NA CODZIEŃ

Czułość wypływa ze szczerej sympatii do kogoś. Lubisz swojego partnera, doceniasz go? Jeśli tak, czułością barwisz swoje słowa, dotyk, gesty. Mówisz „kochanie”, „najdroższy” albo jakoś inaczej, strzepujesz pyłek z jego marynarki, obdarowujesz malutkim prezencikiem, który ma zaszyfrowane znaczenie, znane tylko wam. Jesteś też uważna na jego potrzeby, nawet drobne: pamiętasz, że nie znosi czosnku, a po pracy potrzebuje kwadransa samotności w swoim fotelu. On natomiast wie, że lubisz długo gadać z przyjaciółką przez telefon i nie przeszkadza ci w tym, a także zdaje sobie doskonale sprawę, że nie lubisz klepnięć w pupę, więc nie robi tego. A w łóżku? Jak u was z czułością? Bo seks bez niej jest mechaniczny i tak naprawdę rani serce. Znacie na wyrywki swoje najczulsze strefy erogenne, a jednocześnie ciągle odkrywacie się na nowo? Potraficie się sobą zachwycić? Wszystko to sprawia, że czujemy się kochane, chciane, bezpieczne i szczęśliwe.

STRACH PRZED ZRANIENIEM

Proste, prawda? Dlaczego zatem często się zdarza, że brak nam czułości? Dlaczego mało między nami miękkich gestów i ciepłych spojrzeń? Może mówisz o partnerze: „Wiem, że on potrafi być czuły i bliski, przecież taki właśnie był na początku”. Sama też jakby zamarzłaś, więcej myślisz i działasz, mniej czujesz, rzadziej okazujesz miłość. Dlaczego tak się dzieje? Bo w fazie zakochania na skutek działania hormonów jesteśmy w stanie stłumić nasz lęk przed bliskością. To natura tak zaprojektowała romans, żeby ludzie łączyli się w pary i wydawali na świat potomstwo. Napięcie seksualne, któremu towarzyszą czułe gesty, jest wówczas bardzo wysokie. Do czasu, kiedy zadurzenie mija i czujemy się boleśnie rozczarowani, bo wracamy do swoich lęków, które odgradzają nas od kochanego człowieka.

Czego się boimy? Odrzucenia, zdrady, zranienia. Ale to nie jedyny powód. Czasem zwyczajnie przytłacza nas życie – obawa o utratę pracy, brak pieniędzy, troski w rodzinie czy chroniczny brak czasu. W codziennym kieracie bardzo trudno zatrzymać się na moment tylko po to, żeby powiedzieć sobie czułe słowo, położyć rękę na ramieniu czy wspólnie napić się herbaty i pogadać o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia. Na okazywanie uczuć nie ma miejsca, gdy są zadania do wykonania! Właśnie dlatego się oddalamy, rezygnując z czułości. Jednak tak wcale nie musi być. Ktoś pięknie powiedział, że „zakochanie rozkwita pragnieniem, a miłość – wolą”. Oznacza to, że wiele zależy od tego, co sobie postanowimy. Nad związkiem można pracować, jakkolwiek mało romantycznie to brzmi. Głębokie uczucie jest jak roślina, która więdnie, gdy jej nie podlewasz. A czułość to woda, dzięki której wasza miłość wypuści nowe, jasnozielone listki, żebyście mogli cieszyć się codziennością we dwoje. Wiele zakończonych sukcesem terapii rodzinnych stanowi dobitny dowód, że pracując nad związkiem, możemy odzyskać tę pierwotną otwartość na drugiego człowieka.

Zobacz także:

RÓŻNE KOLORY CZUŁOŚCI

Podlewanie roślinki zwanej miłością polega między innymi na tym, żeby wyjść poza hamujący nas strach i otworzyć się na dotyk, uściski, pocałunki, czułe słowa. Na dawanie i przyjmowanie czułości. To może nie być takie łatwe, przynajmniej na początku. No bo jak tu, ni z tego ni z owego podejść i zarzucić mu ręce na szyję, i to zupełnie bez powodu – skoro się tego nie robiło od lat? Jak przysiąść na kolanach mężowi, który wykończony po powrocie z pracy rzucił się na fotel przed telewizorem. Czy to nie zabrzmi śmiesznie, jeśli odkopiemy zapomniane słowa, którymi nazywaliśmy się w czasach narzeczeństwa? Nawet jeśli w pierwszej chwili poczujesz „opór materii” – spróbuj! Nie myśl: „Zrobię to, jeśli i on powie mi coś miłego”. Sama wykonaj pierwszy krok – zobaczysz, że czułość, którą ofiarujesz, wróci do ciebie z nawiązką. Jeśli nie za pierwszym razem, to za piątym. Naucz się o tym mówić, prosić o to, co dla ciebie ważne. Na przykład w taki sposób: „Lubię, kiedy przesuwasz dłonią po moich włosach”. Nie musisz obawiać się rutyny. Jeśli codzienny buziak przy drzwiach będzie wyrazem autentycznych uczuć, nie znudzi się nawet po dwudziestu latach. I te kolejne lata, pełne czułości, będą naprawdę szczęśliwe!