Przeciętnego przybysza z Europy Dubaj rzadko pozostawia obojętnym. Zazwyczaj onieśmiela, a jednocześnie zachwyca. Rozmachem, bo tutaj wszystko jest największe, najwyższe, najbardziej przestronne. Bogactwem: hoteli, które mają więcej niż pięć gwiazdek, i mieszkańców. Nie trzeba być bogaczem, żeby w garażu mieć trzy samochody – jeden do pracy, drugi na weekendy, trzeci na pokaz. Jednak fenomen Dubaju najlepiej zrozumie ktoś, kto mieszka w tym mieście dłużej. Albo wrócił po kilku latach i zobaczył, że tam, gdzie wcześniej były piaszczyste pustkowia, teraz strzelają w niebo ultranowoczesne wieżowce, a na morzu pojawiły się nowe wyspy pełne luksusowych – i już zamieszkanych – apartamentowców. Tempo, w jakim powstają nowe budynki i rozrasta się miasto, jest zawrotne. Skąd ten pośpiech? Szejkowie, którzy rządzą Emiratami, doskonale wiedzą, że ropa naftowa, która jest źródłem ich potęgi, kiedyś się skończy. Albo, co gorsza, może się okazać, że przestanie być potrzebna. Trzeba więc zadbać o inne źródło dochodów. Zdecydowano, że będzie to przemysł turystyczny. Nad Zatoką Perską powstają zatem gigantyczna galeria handlowa, monstrualny park rozrywki i jeden za drugim luksusowe hotele – atrakcje dla turystów z wypchanymi portfelami, którzy są w stanie płacić krocie za pobyt w świecie doskonałym, gdzie nie ma biedy, jest tylko luksus. Mieszkańcy Dubaju wiedzą, że jest to gigantyczny plan awaryjny. W razie gdyby kiedyś miał się skończyć petro-biznes. 

Miasta Zjednoczonych Emiratów powstają dla turystów. Ale nie tych, którzy szukają śladów historii czy piękna przyrody, lecz tych pragnących przenieść się w przyszłość. Żeby poczuć się jak w filmie science fiction, wystarczy stanąć gdzieś przy Sheikh Zayed Road, głównej ulicy Dubaju,
nazwanej tak na cześć dziesiątego prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich (szejkowie tutaj są prezydentami, premierami i śmiało można powiedzieć, że władcami absolutnymi). Najlepiej wieczorem, gdy wrażenia dopełnia kosmiczna gra świateł. Kolorowe, podświetlane wieże szklanych budowli strzelają w niebo, które o tej porze jest fioletowe od promieni zachodzącego słońca. Przy Sheikh Zayed Road wznosi się większość najbardziej znanych wieżowców Dubaju, wśród nich Emirates Towers – ich ostre sylwetki są jednym z symboli miasta. Ale drapaczy chmur jest tu znacznie więcej. Sprawiają wrażenie, jakby każdy z nich uczestniczył w wyścigu do gwiazd: który wyższy i bardziej strzelisty. Jak dotąd w tych zawodach wygrywa Burdż Chalifa, najwyższy na Ziemi, ma ponad 800 metrów i 169 pięter.  Na 76. piętrze jest basen (odkryty!), a na 158. meczet. Poza tym w tej konstrukcji ze szkła i stali urządzono prawie tysiąc luksusowych mieszkań, jest też hotel, w którym apartamenty projektował Giorgio Armani. Wieżowiec jest tak wysoki, że różnica temperatur od parteru do ostatniego piętra wynosi 10°C. 

Z tą kosmiczną szpilką ze stali, szkła i betonu konkuruje inny budynek: Burdż Al Arab, w kształcie rozpiętego żagla. Wznosi się na sztucznej wyspie. Powszechnie jest uważany za najbardziej luksusowy hotel na świecie, ma 7 gwiazdek. Najprawdopodobniej w pełni sobie na to zasłużył. Obsługa jest przez całą dobę na każde zawołanie gości, asystuje nawet przy ubieraniu, dostarcza prasę z każdego zakątka świata i spełnia wszystkie zachcianki. Taki luksus nie jest przeznaczony dla zwykłego zjadacza chleba,  za noc w apartamencie trzeba zapłacić co najmniej 3 tysiące dolarów, a najdroższe kosztują 15 tysięcy. A mimo to rzadko stoją puste, trzeba je rezerwować nawet na trzy miesiące wcześniej.  

Jeśli stopniować zamożność gości odwiedzających Emiraty,  jeszcze jeden poziom wyżej plasują się ci, którzy wykupili dla siebie apartamenty na sztucznych wyspach, a nawet całe wyspy. Z myślą o nich powstały… archipelagi. Trzy z nich mają kształt rozłożonego na wodzie ogromnego liścia palmy, jeden – mapy świata z wiernie odwzorowanymi sylwetkami kontynentów. Na Palma Jumeirah, jednej z Wysp Palmowych, David Beckham ma letni dom. Piloci samolotów lecących do Dubaju wiedzą, jak gigantyczne wrażenie robią te wyspy, i zazwyczaj, przed lądowaniem kołują ponad nimi, żeby pasażerowie zdążyli się zachwycić i zrobić zdjęcia. 

W Dubaju obowiązkowo zajrzeć trzeba do największego na świecie supermarketu: Dubai Mall, który znajduje się w kompleksie handlowo-hotelowym Downtown Dubai. Sklepy, butiki, salony mody, najdroższe światowe marki, najelegantsza biżuteria i sklep ze słodyczami – oczywiście także największy na świecie. Ten zakupowy raj rozciąga się na ponad stu hektarach. Można się zmęczyć jego podziwianiem, więc trzeba koniecznie odpocząć przy fontannie. Słupy wody strzelają w niebo i tańczą – dosłownie – w rytm tradycyjnej arabskiej muzyki. Kolejny obiekt, który wygrywa w konkurencji największych na świecie, to akwarium z podwodnym zoo: Dubaj Aquarium&Underwater Zoo. Można je podziwiać, nie wychodząc z centrum handlowego. Za przeszkloną ścianą, w 10 milionach litrów wody, mieści się miniatura oceanu. Rekiny, płaszczki oraz wielkie ławice ryb można też podziwiać, pływając łodzią o przeszklonym dnie.

Kolejna przynęta dla gości centrum  Dubai Mall to sztuczne lodowisko i Ski Dubai – obiekt, który powinien nazywać się krainą Królowej Śniegu, bo zachwyca zwłaszcza najmłodszych. Można tam jeździć na łyżwach, nacieszyć się śniegiem i mrozem. Można nawet… pobawić się z pingwinami. I to wszystko ze świadomością, że na zewnątrz jest 40, 50°C, a żar dosłownie leje się z nieba.

Turystów w Dubai Mall jak magnes przyciąga też Gold Suk (złoty bazar).  Ponoć nie ma na świecie innego miejsca, gdzie byłoby więcej tego kruszcu. Ale wrażenie złotego przepychu w Emiratach towarzyszy turystom niemal na każdym kroku. Bardziej jeszcze niż w Dubaju, w stolicy państwa – Abu Dhabi. Jest tam Wielki Meczet, największy w Emiratach,  zbudowany z najszlachetniejszego marmuru sprowadzanego z Europy, ozdobiony złotem, kamieniami szlachetnymi i kryształami. Wewnątrz wznoszą modły Arabowie w nieskazitelnie białych galabijach i obowiązkowo ze złotymi sygnetami na palcach.

Zobacz także:

Abu Dhabi znane jest też z muzeum samochodowego Ferrari World. Chciałoby się powiedzieć, że to też świątynia, tyle że współczesnego kultu motoryzacji. I znów – jedyne takie miejsce na świecie. Tylko tu turysta może przejechać się bolidem z prędkością 250 km/h albo wejść do wnętrza gigantycznego silnika. Najnowsza technologia skutecznie konkuruje z przepychem Orientu.

W Emiratach skromność nie jest w cenie. Tu wszystko musi błyszczeć, być „naj”, aby cały świat mógł zachwycić się rozmachem i bogactwem szejków. I… trudno się nie zachwycić.