Ślub to żadna gwarancja, a zwalnia ze starania się o siebie

On wie, jak wygląda moja zaspana twarz bez makijażu, a ja nieraz sprzątałam po nim rozrzucone skarpetki, czyli żyjemy jak małżeństwo – śmieje się Joanna. Ma 32 lata i od czterech jest w związku z o rok starszym Igorem. Nie planują ślubu, chociaż rodzina na nich od czasu do czasu naciska. – Na razie udaje się nam być odpornymi na tę społeczną i rodzinną presję – mówi Igor. – I niczego przed sobą nie udajemy – dodaje Joanna. – Nie zatrzymaliśmy się w fazie randek, w której każdy odgrywa spektakl, żeby się sobie wzajemnie przypodobać. – Mieszkamy ze sobą, żyjemy jak małżeństwo, dzielimy się obowiązkami, ale cały czas mamy poczucie, że miłość i porozumienie w związku nie są nam dane raz na zawsze i wciąż trzeba się o siebie starać – zapewnia Igor.

Oboje są przekonani, że po ślubie życie w parze traci na jakości. – Najpierw jest oczywiście emocjonujący czas przygotowań do wesela. Ta adrenalina zbliża do siebie narzeczonych, jest wtedy fajniej niż zwykle – uważa Joanna. – Ale po ślubie zwykle następuje krach, nagły spadek energii. Wspólny cel został osiągnięty, a ludzie mają poczucie, że „zaklepali” sobie siebie na stałe, więc odpuszczają. A my ciągle musimy i chcemy się starać o siebie nawzajem. Bo wiemy, że to nie umowa na papierze nas łączy, ale prawdziwa chęć bycia ze sobą.

Mówią o tym wszystkim z przekonaniem, jakby oboje mieli na karku co najmniej dwa nieudane małżeństwa. – Nie trzeba wszystkiego przerabiać na własnej skórze – śmieje się Igor. – Po prostu obserwujemy naszych znajomych, rodzinę. To nam wystarczy za całe doświadczenie. – Joanna i Igor twierdzą, że nie chcą popełniać błędów przyjaciół: energiczni ludzie, a zaraz po ślubie weszli w ciepłe kapcie i przytyli o dwa rozmiary, spędzając czas głównie przed telewizorem. – Oczywiście zdarzają się udane małżeństwa, gdzie para po ślubie nadal stara się podgrzewać atmosferę w związku, ale to wyjątek potwierdzający regułę – twierdzi Joanna. – Ślub nie daje mi żadnej gwarancji, że Igor będzie mnie bardziej i dłużej kochał. Więc zamiast stresować się całą tą ceremonią, wydawać fortunę na wesele – po którym i tak rodzina obmówi mnie za plecami, bo nie wszystko było, jak chciała – wolimy przeznaczyć te pieniądze na naszą wspólną pasję: podróże. Wspomnienia z tych wyjazdów łączą nas silniej niż księżowska stuła.

Bez formalności jest... taniej?

Wiele par odkłada decyzję o ślubie z powodów finansowych. Chcą zrealizować wymarzoną wizję bajkowej uroczystości i wesela z pompą na minimum stu gości. W Polsce to wydatek ok. 50 tysięcy złotych. Młodzi ludzie przesuwają zatem decyzję o ślubie, chcąc zaoszczędzić potrzebną kwotę. Z czasem wspólne życie wygląda jak to po ślubie, więc… narzeczeni rezygnują z uroczystości. Wiele par decyduje się też na życie na „kocią łapę” z powodu ulg, jakie ma samotny rodzic, np. łatwiejszy dostęp dziecka do publicznych przedszkoli, ulgi podatkowe, zasiłki. Szacuje się, że rocznie w Polsce aż kilkadziesiąt tysięcy osób żyjących w konkubinacie dopuszcza się takich „wyłudzeń”.

Żyjąc bez zobowiązań, możesz się rozstać po byle kłótni. Obrączki tak łatwo nie zdejmiesz, więc walczysz o związek”

Zobacz także:

Kryzysów – jak to w dwunastoletnim związku – mieli już co najmniej kilka. Ale ten był poważny. Agnieszka zauroczyła się kolegą z pracy i w pierwszym przypływie uczuć chciała zostawić męża dla kochanka. – Dziś drżę na samą myśl, że głupim zauroczeniem omal nie zniszczyłam tak ważnej dla mnie, sprawdzonej relacji – przyznaje 38-latka. – Gdybyśmy nie byli wtedy po ślubie, Żyjąc bez zobowiązań, możesz się rozstać po byle kłótni. Obrączki tak łatwo nie zdejmiesz, więc walczysz o związek” 66 TYS. par rozwiodło się w Polsce w 2014 roku. W latach 1995 –2002 było ich ok. 40 tys. rocznie. Na jeden rozwód na wsi przypadają aż dwa w mieście. zostawiłabym Marka i zaślepiona weszła w ten nowy związek.

Mężczyzna, w którym wtedy zakochała się Agnieszka, miał żonę i dziecko. Ona była cztery lata po ślubie, siedziała w domu sama, bo Marek często jeździł w delegacje, więc coraz mniej czasu spędzali razem. Stworzył się klimat idealny do zdrady. – Nie umiałam żyć „na dwa fronty” – wspomina Agnieszka. – Dlatego rozważa- łam odejście od Marka. Ale właśnie to, że byliśmy po ślubie, utrudniało mi podjęcie ostatecznej decyzji. Z jednej strony kwestie formalne, rozprawy w sądzie, podział majątku. Niby to głupota – skoro sprawa rozbija się o uczucia – ale jak przychodzi co do czego, hamuje człowieka. Z drugiej strony jest przysięga, której dojrzała osoba nie może zlekceważyć i tak po prostu powiedzieć: „Pomyliłam się, idę dalej”. Dziś wiem, że gdybyśmy wtedy byli wolnym związkiem, powiedziałabym Markowi: „Zrywam”, i odeszłabym.

Marek wybaczył żonie romans. Kochał ją i prosił, żeby została. Poszli w końcu na terapię. – Gdyby Aga zdecydowała się odejść do tamtego faceta, nic już z nas by nie było – mówi. – Zgadzam się z nią, że ślub nie gwarantuje życia usłanego różami, ale mobilizuje do walki w kryzysie.

JAKIE KORZYŚCI FINANSOWE I FORMALNE DAJE ŚLUB?

Małżonkowie mogą wspólnie rozliczać się z fiskusem. To bardzo opłacalne, jeśli: ich dochody różnią się na tyle, że osiągają oni inne progi podatkowe; jeden małżonek ma dochody niższe niż kwota wolna od podatku albo jedna osoba nie pracuje. Parom po ślubie łatwiej jest też otrzymać kredyt. Małżonkowie w porównaniu z konkubentami mają łatwiejszy dostęp do informacji o partnerze np. w szpitalach. Korzyścią jest też znacznie prostszy proces dziedziczenia po zmarłym małżonku niż po „niezalegalizowanym” partnerze.

Byliśmy udaną parą przez dziewięć lat. Rok po ślubie mąż spakował walizki

Znajomi mówili za naszymi plecami, że jesteśmy „przechodzonym związkiem” – wspomina 39-letnia Iga. – Miałam im to za złe. Ale coś w tym jest, że jeśli w odpowiednim momencie nie podejmie się decyzji o ślubie albo chociaż o dziecku, związek traci dynamikę i powszednieje.

Przez większość wspólnie spędzonych lat nie myśleli o ślubie. Zamieszkali ze sobą już po miesiącu znajomości i było im dobrze. Podróżowali, uczyli się, zmieniali pracę, prowadzili życie towarzyskie. – Sytuacja się zmieniła, gdy większość naszych znajomych zaczęła zakładać rodziny – mówi Iga. – Nagle głównym tematem kumpelskich spotkań były sale weselne, sukienki, zaproszenia, podróże poślubne.

To był ich dziewiąty rok razem. Pozazdrościli przyjaciołom emocji. Urządzili wesele jak na standardy w ich rodzinach dość skromne – tylko na 70 osób. Ale i tak bawili się przez dwa dni. Na fali adrenaliny pojechali w podróż poślubną. Dwa miesiące po powrocie Iga zauważyła, że z jej mężem jest coś nie tak. Zaczął spędzać wieczory w pracy, stracił zapał do weekendowych wyjazdów z żoną, twierdził, że jest przemęczony. Pół roku później powiedział Idze: „Nie dorosłem do małżeństwa”. – Być może sam ślub był na tyle ekscytujący, że przykrył nasze stopniowo gasnące uczucia do siebie i to, że „przechodziliśmy” nasz związek – przyznaje Iga.

STYGMAT ROZWÓDKI?

To raczej pieśń przeszłości. Prawie 70 tys. Polek co roku zmienia stan cywilny na „rozwiedziona”. Około 20 proc. z nich wchodzi ponownie w formalny związek, ponad 50 proc. znajduje szczęście u boku nowego partnera. Dziś kobieta rozwiedziona najczęściej jest niezależna finansowo, wykształcona i gotowa czerpać z życia pełnymi garściami. Co ciekawe, najwyższy poziom współczynnika aktywności zawodowej notuje się właśnie wśród osób rozwiedzionych lub będących w separacji – w 2014 roku wynosił on 63,6 proc. (Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności)

Kredyt na 30 lat jest najtrwalszą przysięgą. Nie potrzebuję innego papierka

Owszem, planowaliśmy wesele – mówi 28-letnia Jagoda, od siedmiu lat w związku z Marcinem. Na jej serdecznym palcu błyszczy pierścionek zaręczynowy. Dostała go trzy lata temu, gdy jeszcze z zapałem myślała o organizacji ślubu. – Kilka miesięcy po naszych zaręczynach zmarł mój tata – mówi Jagoda. – Przenieśliśmy planowanie ślubu na kolejny rok. Tylko że w tym czasie pojawiła się szansa za zakup mieszkania w okazyjnej cenie. Moja ciotka postanowiła wyprowadzić się do córki do Norwegii i chciała szybko sprzedać swoje trzy pokoje. Zaproponowała taki rabat, grzech byłoby nie skorzystać.

Skorzystali. Wzięli kredyt na trzydzieści lat, a pieniądze odłożone na wesele rozpłynęły się w dębowej podłodze i szafkach kuchennych. Płacąc raty kredytu, nie udaje się zbyt wiele odłożyć z pensji. – Nie chcemy brać małego, cichego ślubu – mówi Jagoda. – Dla nas liczy się to, żeby zaprosić wszystkich przyjaciół, rodzinę i hucznie świętować. Skoro na razie nas nie stać, to przekładamy ten temat na bliżej nieokreśloną przyszłość. – Poza tym umowa kredytowa na trzydzieści lat to niemal żelazne po- łączenie – żartuje Marcin. – Mocniejsze niż papierek w urzędzie.

Dopiero po ślubie poczułam, że buduję coś prawdziwego ze swoim partnerem

Przed ślubem byli razem przez trzy i pół roku. Rok mieszkali pod jednym dachem. To właśnie ten czas był najtrudniejszy dla Malwiny. Jest wierząca, choć nie nazywa siebie zbyt ortodoksyjną. – Mam swój rozum i sumienie, nie popadam w skrajności, ale życie z facetem bez ślubu stawało mi ością w gardle – mówi.

Chciała jak najszybciej sformalizować związek w kościele. Łukasz, jej chłopak, nie miał aż takiej motywacji, bo nie jest zbyt religijny. Ale w końcu zrozumiał, że Malwinie na tym bardzo zależy i że ona czuje dyskomfort, mieszkając z nim bez ślubu. Pobrali się niemal dokładnie rok po tym, jak wynajęli wspólne mieszkanie. – Nie stać nas było na huczne wesele – przyznaje Malwina. – Ale nie to było najważniejsze. Mieliśmy piękną, skromną uroczystość w ko- ściele na krakowskim rynku. Nawet kwiaty sama kupiłam na giełdzie i przystroiłam nimi kościół, by zmieścić się w kosztach. Najważniejsze, że poczułam spokój w sercu.

Łukasz też potwierdza: dopiero po ślubie zobaczył siebie jako głowę rodziny i ma przekonanie, że nosząc obrączkę na palcu, jest dojrzalszym człowiekiem. – Ślub, jeśli do przysięgi małżeńskiej podchodzisz poważ- nie, daje ci poczucie, że zaczynasz budować coś naprawdę ważnego – mówi. – Wiara to jedno, ale nawet ja – który określam się jako „religijnie poszukujący” – wypowiadając w kościele te ważne słowa do Malwiny, poczułem, że składam najważniejszą deklarację w życiu. I od tej pory jestem spokojniejszy i szczęśliwszy.

CORAZ WIĘCEJ DZIECI Z NIEFORMALNYCH ZWIĄZKÓW

Już co czwarte rodzące się w Polsce dziecko pochodzi z konkubinatu. W latach 90. ten odsetek wynosił tylko 6–7 proc. W całej Unii Europejskiej średnia to 35 proc. (rekordzistą jest brytyjskie miasto Knowsley, gdzie pozamałżeńskich dzieci jest aż 75 proc.). Najwięcej dzieci „z nieprawego łoża” rodzi się w Polsce w województwie zachodniopomorskim – aż 40 proc., najmniej w małopolskim – tylko 12,7 proc. (dane GUS, 2013). Coraz powszechniejsze związki partnerskie sprawiły, że samotna kobieta w ciąży nie budzi sensacji wśród otoczenia, a nieślubnych dzieci nie nazywa się już pogardliwie „bękartami”.