Głowa osuwała mu się niżej i bardziej w cień, gdzie panowała wciąż zimna rześkość nocy, więc budził się i znów szukał pierwszych promyków słońca, które rozgrzewały powoli zimne mury miasta. Znów zasypiał, ześlizgiwał się w cień, budził się i wspinał do słońca.

Tak, to był najlepszy pomysł. Ja też wystawiłam twarz do słońca. Czułam, jak z każdą sekundą jest mi coraz lepiej, coraz radośniej. Kocham słońce. Tym bardziej dziwi mnie, jakim nieporozumieniem jest otoczone w naszej cywilizacji. Zacznę od tego, że dwadzieścia kilka lat temu, gdy wyruszałam na pierwszą wielką wyprawę do Ameryki Południowej, nikt nie mówił o konieczności smarowania się kremem z filtrem ani noszenia ciemnych okularów. Ja zresztą nie miałam pieniędzy na takie luksusy.

Pewnego dnia wszyscy zaczęli mówić, że trzeba stosować krem z filtrem i zasłaniać oczy, bo słońce grozi wieloma strasznymi chorobami, łącznie z rakiem. Złapałam się za głowę. Rety! A ja przecież nigdy ani kremu, ani okularów nie używałam! Co to będzie?!

Kilka miesięcy później znalazłam nowe badania na ten temat i odkryłam, że miałam rację! Słusznie nie używałam żadnych sztucznych sposobów na odcięcie się od słońca! Kremy z filtrem przeciwsłonecznym są zrobione z syntetycznych substancji wyprodukowanych w laboratorium chemicznym. Najlepiej przebadane i najbardziej toksyczne to oksybenzon i palmitynian retynilu (czyli syntetyczna forma witaminy A). Przenikają do skóry i zmuszają twój organizm do nienaturalnych zachowań, np. blokują wydzielanie pewnych hormonów. Hormony to wyspecjalizowane jednostki szybkiego reagowania. Kiedy zostają zablokowane, twój organizm traci naturalną równowagę i nie może sam siebie ratować. Także przed poparzeniem słonecznym, bo zaburzone zostaje wydzielanie melaniny, która chroni przed nadmiarem słońca.

Prawda jest taka, że słońce ma wielką, pozytywną moc. Rośliny bez słońca giną. Człowiek też. Czy wiesz, jaki lek zalecano cierpiącym na gruźlicę? Mieli siedzieć na słońcu. Bo promieniowanie słoneczne aktywuje procesy uzdrawiania zachodzące na poziomie komórek, zwiększa naturalną odporność i przywraca wewnętrzną równowagę. Oczywiście mam na myśli słońce „stosowane” w umiarze. Człowiek nie jest przystosowany do tego, żeby leżeć plackiem na plaży. To byłoby szkodliwe dla większości żywych organizmów, z wyjątkiem najbardziej suchych i kolczastych kaktusów z pustyni. Wszystkie inne rozsądne istoty podczas największego upału chowają się w cień, ale wcześnie rano i późnym popołudniem wychodzą na słońce, żeby czerpać z niego życiodajną moc.

Nigdy nie nosiłam ciemnych okularów, nie używałam kremów z filtrem. Ale też nigdy nie lubiłam się opalać. Słuchałam organizmu i czułam, kiedy powinnam schować się w cień. Może dlatego dzisiaj cieszę się zdrowiem. I uwielbiam chwytać pierwsze promienie słońca o świcie.