Wpierwszych klasach szkoły podstawowej, gdy maluch dopiero zaczyna edukację, rodzice powinni pomóc mu „ogarnąć” nową, szkolną rzeczywistość. Niekoniecznie muszą nad nim siedzieć i pilnować, by każda literka była kształtna. Powinni jednak nauczyć swoją pociechę, że odrabianie lekcji, czytanie lektur i staranne prowadzenie zeszytów to sprawy ważne, którym trzeba poświęcić sporo uwagi każdego dnia. Są to bowiem obowiązki każdego ucznia. W jaki sposób troskliwy rodzic przyzwyczaja dziecko do szkolnych powinności? Po prostu, pytając, co było zadane i kiedy zamierza odrobić lekcje, sprawdzając pod wieczór, czy malec się ze swoich zadań wywiązał. A poza wszystkim – nieustannie chwaląc za postępy. Taka ścisła kontrola rodzicielska wyrabia w dziecku nawyk uczenia się. W miarę dorastania dobrze by było, aby ono samo panowało nad szkolnymi obowiązkami i stało się całkowicie za nie odpowiedzialne, a rodzica angażowało w swoją naukę tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuje pomocy.

NASTOLETNI PASJONAT

Zachęcanie do nauki dwunasto-trzynastolatka powinno wyglądać inaczej. Dzieci w tym wieku mają już swoje upodobania, zainteresowania, odkrywają swoje zdolności. Wiedzą na przykład, że są mocniejsze z matematyki i rysunków, bo lubią te przedmioty, a ich nauka przychodzi im łatwo, słabsze zaś z polskiego i muzyki. Dlatego nie ma sensu wymagać od swojej pociechy (a niestety, zdarza się to niektórym rodzicom), żeby miała doskonałe stopnie ze wszystkich przedmiotów, bo koszty tego niewspółmierne będą do efektów. Warto zastanowić się, kim tak naprawdę jest „dobry uczeń”. Czy jest to dziecko, które pilnie uczy się od rana do nocy i ma same szóstki, czy takie, które ma sprecyzowane zainteresowania, z niektórych przedmiotów jest bardzo dobre, z innych zaś ma oceny zadowalające? Osobiście wolę tę drugą definicję, w myśl zasady, że nie można być najlepszym we wszystkim. Istotny jest też nasz stosunek do stopni. Dzieci powinny wiedzieć, że choć bardzo cieszy cię każda pozytywna ocena, to bardziej zależy ci na tym, by miały zainteresowania i pasje. Wspierajmy je w ich rozwoju, uczmy wykorzystywać wrodzone zdolności, chwalmy za osiągnięcia w jakiejś dziedzinie. I nie przejmujmy się, że nie zdobyły świadectwa z czerwonym paskiem, jeśli są np. dobrymi polonistami czy matematykami, wspaniale rysują. Oczywiście, nie można tolerować kolekcji pał z jakiegoś przedmiotu, bo na stopień dostateczny każdy uczeń jest w stanie się nauczyć. Ale nie ma sensu robić dramatu z powodu jednej słabej oceny na semestr. Zamiast koncentrować się na tym, czego dziecko jeszcze nie umie, trzeba je chwalić za to, co już osiągnęło. To jest najlepsza zachęta do dalszej pracy.

GDY W SZKOLE SA PROBLEMY

Może się zdarzyć, że wchodzący w fazę buntu nastolatek uzna, iż szkoła go nie obchodzi. Bezradny rodzic, który dotąd nie miał żadnych problemów wychowawczych, czuje się kompletnie zagubiony. Nie zapominajmy jednak, że i tak najeżony młody człowiek nadal pragnie naszej akceptacji i pochwał – nawet jeśli temu zaprzecza i pozornie ma wszystko „w nosie”. Taka świadomość daje rodzicom bardzo duże możliwości wpływania na swoją pociechę. Rzecz jasna, nie należy aprobować jego lekceważącego stosunku do nauki. Trzeba okazać dziecku niezadowolenie z jego stopni, mówiąc np.: „Nie podoba mi się, że doprowadziłeś do takiej sytuacji. Gdybyś wcześniej wziął się do roboty, nie miałbyś problemów z oceną na semestr”. Ale karanie nastolatka w takiej sytuacji nie rozwiąże problemu. Przede wszystkim wskażmy mu sposób na wyciągnięcie się z pał z jakiegoś przedmiotu. Możesz powiedzieć na przykład tak: „Rób w tym tygodniu po pięć zadań dziennie i powiedz o tym swojej nauczycielce. Poproś, by w przyszłym tygodniu wyznaczyła ci termin na poprawę stopnia. Jeśli masz problemy ze zrozumieniem materiału, poprosimy kogoś, żeby wytłumaczył ci trudne zagadnienie”. Mądry rodzic musi też określić swoje oczekiwania. Powinny być realistyczne. Nie wymagajmy, by dziecko poprawiło pałę na piątkę. Niech zdobędzie stopień dostateczny. Dodaj jednak, że bardzo nie chciałabyś, aby sytuacja się powtórzyła i powiedz, że oczekujesz kolejnych pozytywnych stopni. Co jednak zrobić, gdy dziecko nie skorzysta z oferty pomocy, nie zastosuje się do rad i nadal nie będzie chciało się uczyć? Dajmy mu odczuć, jakie są tego konsekwencje, w myśl przysłowia: „Bez pracy nie ma kołaczy”. Trzeba dziecku postawić twarde warunki, np. powiedzieć, że dopóki nie poprawi stopni, nie dostanie kieszonkowego, nie będzie też mogło korzystać z komputera, skoro brakuje mu czasu na lekcje.