O poczęciu dziecka często decyduje poryw namiętności. Decyzję o adopcji podejmujemy na chłodno. Nikt nas do rodzicielstwa nie zmusza, nie możemy zasłonić się biologią, powiedzieć: „Cóż, stało się”. To sprawa wielkiej wagi. Dziecko przeznaczone do adopcji już raz zostało zranione przez własnych rodziców. I nie można mu tego zrobić po raz drugi, nie wolno go zawieść. Nasza decyzja musi być nieodwołalna. Dlatego tak ważne jest, czy jesteśmy na nią gotowi. Rozmawiamy o tym z Justyną Marzec, psychologiem i psychoterapeutką w Specjalistycznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej TOP w Warszawie.

Co Pani mówi ludziom, którzy chcą adoptować dziecko?

Justyna Marzec: Że muszą się sto razy zastanowić, zanim to zrobią. To decyzja na całe życie. Koniecznie wspólna, przemyślana decyzja małżonków. Nie może być tak, że jedno z nich ustępuje drugiemu, bo chce mu zrobić przyjemność. Dziecko nie może być prezentem! Chęć adopcji oznacza, że rodzice są gotowi pokochać cudze dziecko. Wiele małżeństw uważa brak potomstwa za największą porażkę swojego życia. Pragną go, bo ono zaspokoi ich potrzeby, podbuduje poczucie własnej wartości albo ożywi związek. Ale muszą pamiętać, że dziecko ma swoje potrzeby i często traumatyczną przeszłość, z którą musi się uporać.

Jak rozpoznać w sobie gotowość do adopcji?

Justyna Marzec: Nie ma, niestety, prostej miary, żadnego testu typu: trzy pytania, trzy odpowiedzi – i wynik gotowy. Nikt za nas nie zdecyduje, czy już czas. Często słyszę od par: „To po prostu się czuje”. Do takiej decyzji się dorasta, każdy w swoim rytmie. Ważne, żeby mąż i żona chcieli tego oboje.

A jeśli jedno z partnerów nie jest przekonane do adopcji, ale godzi się na nią, bo chce tego żona albo mąż?

Justyna Marzec: Adopcja powinna być wynikiem dojrzałej zgody obu stron, nie zaś kompromisu. Warto ustalić, dlaczego partner ma wątpliwości. Czasem może blokować go przekonanie: „Jestem w stanie pokochać tylko własnego potomka, moją krew”. Czyli: nie chce obcych genów, bo nie wie, co z nich wyrośnie. Boi się, że bez względu na to, jak bardzo będzie się starał, jego syn może zostać alkoholikiem albo przestępcą. Ale czy biologiczne dziecko zawsze gwarantuje szczęście, doskonałość i brak problemów? O tym para powinna porozmawiać.

Zobacz także:

Często iskra adopcyjna rozpala się najpierw u jednego z partnerów, a dopiero później przechodzi na drugiego. Temu drugiemu trzeba jednak dać czas. Sam musi poczuć, że bez dziecka nie będzie spełniony, szczęśliwy. A może się waha, bo obawia się, że potomek nie spełni jego oczekiwań? Kluczem są pytania: „Chcę mieć dziecko czy być rodzicem?”, „Czy ono jest dla mnie, czy ja dla niego? ”.

Pragnienie rodzicielstwa często jest tak silne, że para działa na dwa fronty: stara się o biologicznego potomka, jednocześnie składając wniosek o adopcję. To dobry pomysł?

Justyna Marzec: Nie polecam takiego rozwiązania. Leczenie w klinice, często trwające latami, wyczerpuje emocjonalnie. Pojawiają się skrajne uczucia, od nadziei po rozpacz. To stan niewyobrażalnego napięcia. Czasem para tak bardzo walczy o dziecko, że zupełnie zapomina o sobie. W takiej kondycji miałaby rozpocząć proces adopcyjny? Nie da rady. On wymaga stabilnej psychiki, wcześniejszego uporania się z problemami osobistymi. Przyszli rodzice muszą być silni.

Czyli jest różnica między pragnieniem posiadania przez parę dziecka a adoptowaniem dziecka?

Justyna Marzec: Jest. Dlatego najlepiej zamknąć etap leczenia niepłodności, starań o ciążę. To bardzo bolesny moment, bo oznacza utratę nadziei i marzeń. Para musi dać sobie czas na przeżycie bólu bezpłodności. Żadne spychanie, wypieranie nie działa. Ból trzeba wypłakać. Zamknięcie tego etapu jest konieczne, aby mieć siłę na adopcję. Potem można czerpać z niej radość. Kto nie upora się z marzeniami o biologicznym dziecku, nie otworzy się na adoptowane. Ono zawsze będzie „zamiast”. Pojawi się rozczarowanie, że nie jest do nas podobne, że urodziła je inna matka. A przecież żadne dziecko nie może niczego zastąpić, załatwić ani wynagrodzić.

Załóżmy, że para jest gotowa na adopcję. Jak ma znaleźć dobry ośrodek adopcyjny?

Justyna Marzec: Wybór zależy od tego, czy staramy się o dziecko małe, czy starsze. Ważne są także wartości wyznawane przez kandydatów: część wybierze ośrodek świecki, inni katolicki. Istotne, czy jest on blisko domu, bo spędzi się tam sporo czasu. Najważniejsze są jednak osobiste wrażenia i to nimi rodzice powinni się kierować. Późniejsze spotkania będą wymagały od nich dobrego kontaktu z przedstawicielem ośrodka, zaufania.

Przychodzi dzień pierwszej wizyty w ośrodku. Miękkie kolana, pojawia się strach...

Justyna Marzec: Strach jest naturalny. Para chce wypaść jak najlepiej. Ktoś przecież ją ocenia, wydaje opinię, od której zależy jej rodzicielski los. Zazwyczaj jednak stres maleje już podczas kolejnych spotkań.

Ile można powiedzieć o sobie w ośrodku? Czy para ma prawo do stawiania granic?

Justyna Marzec: Warto dać się poznać takim, jakim się jest. Nie ma ideałów, ale na szczęście nie chodzi o to, żeby rodzic był „nadczłowiekiem”. Para powinna mówić szczerze, jakiego dziecka pragnie. Musi jednak być też przygotowana, że usłyszy: „Mylicie się”. Czasem rodzice chcą adoptować niemowlę, a okazuje się, że są gotowi na przyjęcie dziecka starszego. Po to są właśnie wnikliwe rozmowy z kandydatami. Jeśli jednak ktoś ma poczucie zbyt daleko idącej ingerencji w swoje życie, musi zastanowić się, co się dzieje. Czy to problem w relacji z pracownikiem ośrodka, czy może adopcja jest wyzwaniem ponad jego siły?

Jak pokonać bunt wobec faktu, że ktoś nas ocenia, weryfikuje nasze cechy charakteru, pyta o niezwykle intymne sprawy?

Justyna Marzec: Ustalmy, o co chodzi z tym buntem. Czy zrodził się z niechęci, że trzeba przez to wszystko przechodzić? A może z poczucia niesprawiedliwości, że nikt, komu rodzi się dziecko, nie musi podlegać takiemu egzaminowi jak rodzice adopcyjni? Dużo zależy od podejścia pary: czy będzie to etap męki i przymusu, czy czas wykorzystany na naukę bycia rodzicami. Przygotowanie do rodzicielstwa świadczy o odpowiedzialności, nie o porażce. Przyszli rodzice są oceniani po to, aby dziecko trafiło do bezpiecznego domu.

Spełnia się marzenie: dzięki adopcji kobieta i mężczyzna zostają rodzicami. Jest ogromna radość, a potem przychodzi codzienność. O czym wtedy powinni pamiętać?

Justyna Marzec: O tym, co rodzicom sprawia radość. Niech dbają o siebie nawzajem, relacja małżeńska jest najważniejsza. Warto pielęgnować uczucie, które doprowadziło do bycia rodzicami. Kochający się rodzice są najpiękniejszym prezentem dla dziecka.