Przedsiębiorcy nie mają teraz łatwego czasu. Większość z nich musiała zamknąć swoje biznesy, co skutkuje zerowym wpływem na konto od prawie miesiąca. W czasie gdy rząd ospale przygotowuje programy pomocowe, tarcze antykryzysowe, które nie zadowalają właścicieli małych firm, to ludzka wyrozumiałość wydaje się być na wagę złota. Nawet jeśli kosztuje symboliczną złotówkę.

Przekonała się o tym właścicielka małej kwiaciarni „Maciejka” w Ostródzie, pani Jolanta Jagodzińska. Kwiaciarnia nie przynosi dochodów od trzech tygodni. Kwestia spłaty lokalu spędzała jej więc sen z powiek.

„Kiedy właściciel lokalu wręczył mi fakturę, byłam w szoku. Na rachunku była kwota <jeden złoty>", opowiedziała pani Jolanta w rozmowie z portalem tvn24.pl

"Dziś otrzymałam taką fakturę za najem lokalu i to jest moja tarcza kryzysowa", napisała na fejsbukowym profilu, na dowód załączając zdjęcie rachunku.

Jak się później okazało, właściciel budynku podobny rachunek wystawił kobiecie, wynajmującej lokal obok.

„Podjąłem taką decyzję, żeby być solidarnym, żeby pozwolić im przetrwać. Te panie musiały zamknąć swoje sklepy, nie mogą pracować, nie mają przepływu gotówki, to za co miały zapłacić? - tłumaczy pan Mirosław w rozmowie z tvn24.pl. „Chcę, żeby te kobiety utrzymały swoje firmy, mimo trudnych czasów. Stąd też rachunek na symboliczną złotówkę”, dodał.