Pracowałem w wielu miejscach. Z różnymi ludźmi, w różnych konfiguracjach. Zaliczyłem firmy, w których byłem jedynym facetem w obrębie kilkunastu biurek, ale i takie, gdzie kobieta stanowiła rodzynek w męskim cieście. Od prawie dziesięciu lat mam też wielką przyjemność tworzyć zawodowy duet ze wspaniałą córą mazowieckiej ziemi – Dorotą Wellman. Sumując te doświadczenia, mogę z ekspercką miną powiedzieć, że dzięki kobietom zyskałem narzędzia, o które byłbym uboższy, gdyby przyszło mi pracować z samymi facetami.

Przede wszystkim nauczyłem się empatii. Większość facetów dostrzega tylko czubek własnego nosa i najchętniej mówi o sobie, traktując słuchanie drugiej strony jako niewyobrażalną torturę. Samiec w rozmowie milknie jedynie w momencie, kiedy musi nabrać powietrza. Nawet jeśli udaje, że coś do niego dociera, szybko zdradza oznaki zniecierpliwienia – nerwowo macha nogą i grzebie w telefonie, a zamiast patrzeć w oczy, rozgląda się. Kobiety potrafią słuchać. A to w biznesie potężna broń. Bo żeby komuś coś sprzedać, trzeba się dowiedzieć, co naprawdę chce kupić, a nie co nam się wydaje, że chce.

Faceci to z natury samotni zdobywcy nastawieni na osobisty sukces, nielubiący dzielić triumfów z innymi. Praca w zespole jest dla nich przydatna jedynie jako narzędzie do realizacji własnych zamierzeń. Kobiety umieją poświęcić się dla wspólnej sprawy. To widać w sposobie, w jaki traktują rodzinę (czasem przesadzając i wpadając w syndrom umęczonej matki Polki) i współpracowników. Dlatego kobiety są lepszymi szefami. Rzadziej próbują odgrywać role nieomylnych wodzów, częściej stają się trenerkami swoich drużyn. Od płci piękniejszej możemy nauczyć się również dbałości o detale, zwykle pomijane przez facetów, galopujących na skróty do celu zgodnie z zasadą „alleluja i do przodu!”. A jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.

W kobietach imponuje mi też umiejętność dostawania tego, czego chcą, nie tylko za pomocą twardej, męskiej argumentacji i wojennej retoryki z cyklu „albo się ze mną zgadzasz, albo cię zniszczę”, ale również przy użyciu miękkich środków: wdzięku, seksapilu. Bo często skuteczniej jest przeciwnika rozbroić, niż do niego strzelać, samemu narażając się na kule. Jest jeszcze jedna kompetencja, w której mężczyźni nie dorastają kobietom do pięt – knucie intryg, zwłaszcza przeciwko koleżankom. Może i faceci bywają genialnymi szachistami, ale w życiu to kobiety potrafi ą planować kilkanaście kroków naprzód i zastawiać sidła tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Ta umiejętność jest jak broń atomowa – wymyka się spod kontroli i zostawia po sobie zgliszcza. Jeśli już więc, panowie, koniecznie chcecie ją posiąść, to na własne ryzyko.