Na przyjęciu, na randce, ze znajomą w kawiarni… – wszędzie przyda się umiejętność prowadzenia miłej, interesującej rozmowy. Tak, byśmy mogli błysnąć przed otaczającymi nas osobami, ująć ich swoim czarem i elokwencją. I aby oni dobrze poczuli się w naszym towarzystwie. Sprawdźmy więc, co jest wrogiem, a co sprzymierzeńcem dobrej rozmowy. Nie będzie to gotowy przepis na dialog idealny, lecz zbiór kilku użytecznych podpowiedzi, które ułatwią nam konwersację w mniejszym lub większym gronie.

Nie zaczynajmy od zwrotów typu: „Mam wrażenie”

Często nie doceniamy wagi pierwszych słów, jakie padają z naszych ust. Tymczasem już na ich podstawie słuchający może sobie wyrobić przekonanie o nas. By więc na wejściu nie strzelić sobie samobójczej bramki i nie sprawić wrażenia osoby mało bystrej, wystrzegajmy się sformułowań w rodzaju: „Wydaje mi się, że…”, „Podejrzewam…”, „Mam wrażenie…”. Słuchający może bowiem uznać, że nie bardzo mamy pojęcie, o czym mówimy; że są to tylko nasze przypuszczenia, niepoparte gruntowną wiedzą. Podobnie podkopują naszą wiarygodność tzw. wyrażenia asekuracyjne typu: „chyba”, „możliwe”, „być może” (wewnątrz zdania). Jeśli więc chcemy pokazać, że znamy się na rzeczy, powiedzmy: „To dobra książka. Na pewno ci się spodoba”, zamiast: „To chyba dobra książka. Możliwe, że ci się spodoba”.

Unikajmy przerywników

Któż z nas nie ma jakiegoś denerwującego nawyku językowego? Jedni wtrącają co parę zdań: „no, wiesz”, inni: „dokładnie”, jeszcze inni: „zasadniczo”, itd. Te powtarzane jak refren wyrazy nie mają  żadnego znaczenia dla wypowiedzi, a tylko burzą jej spójność. Poza tym sprawiają wrażenie, że mamy ograniczony zasób słów. Dlatego postarajmy się pielić tego rodzaju językowe chwasty, które niepotrzebnie zaśmiecają nasze wypowiedzi.

Ściszmy głos

Gdy zależy nam, by odbiorca słuchał nas uważnie, postarajmy się mówić o pół tonu ciszej. Wówczas osoba ta, żeby nas dobrze usłyszeć, będzie musiała wsłuchiwać się w każde słowo. Tym samym zmobilizujemy ją do większego wysiłku i skupienia. Z drugiej strony, pilnujmy się, by nie mówić za głośno, gdyż rozmówca może poczuć się atakowany i przyjmie postawę obronną – też podniesie głos. A przecież nie chodzi o to, by wzajemnie się przekrzykiwać.

Zadawajmy właściwe pytania

Jeśli chcemy uchodzić za dobrych rozmówców, powinniśmy nie tylko mówić, ale i słuchać. Ciągnąc uparcie swój wątek, wydamy się nie tylko nudni, ale i okażemy brak szacunku drugiej stronie. Dlatego dajmy odczuć, że interesują nas jej sprawy. A najlepszym wyrazem naszego zainteresowania będzie zadawanie pytań. Jednak nie każde z nich służy udanemu dialogowi. Tak jest z pytaniami, na które odpowiada się jednym słowem: „tak” lub „nie”. Jeżeli np. rzucimy: „Dzisiaj jest piękny dzień, prawda?”, usłyszymy potwierdzenie i na tym koniec. Rozmowa się urwie. Stąd lepiej posługiwać się pytaniami typu „dlaczego”, które podtrzymują wymianę zdań. Mogą mieć różne warianty, np. słysząc: „Lubię grać w tenisa”, zapytajmy: „Czemu akurat ten sport?”; „Przeprowadziłam się za miasto” – „Co cię do tego skłoniło?”, itp.

Nie rzucajmy zdawkowych odpowiedzi

Powinniśmy nie tylko unikać zadawania pytań typu „tak–nie”, ale i sami wystrzegać się lakonicznych odpowiedzi. Gdy np. ktoś zagai: „Czym się zajmujesz?”, nie poprzestawajmy jedynie na podaniu swojego zawodu. Dorzućmy kilka szczegółów o charakterze naszej pracy – tak, by rozmówca nie musiał ciągnąć nas za język (np. my: „Jestem korektorką” – on: „A jakim rodzajem tekstów się zajmujesz?”). Konieczność dopytywania może być dla drugiej strony niezręczna i męcząca. Nas z kolei taka oszczędność w słowach ukazuje w nie najlepszym świetle. Sprawia, że jesteśmy odbierani jako osoby mało inteligentne, które nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Albo wręcz niechętne, chcące zbyć rozmówcę, niemające ochoty na bliższy kontakt.

Dawajmy dowody zaangażowania

Warto co jakiś czas utwierdzać drugą stronę, że docierają do nas jej słowa; że w tę rozmowę jesteśmy zaangażowani. Jednak potakiwanie zdawkowymi pomrukami: „yhm”, „ehe”, „taaa” niezbyt dobrze świadczy o naszej elokwencji. Lepiej użyć „pełnowartościowego” potwierdzenia, wyrażonego całym zdaniem. Powiedzmy np.: „Wiem, co masz na myśli”, „To naprawdę niesamowite”, „Rozumiem, co czujesz”. Wtedy nasz towarzysz nie tylko będzie miał pewność, że go słuchamy, ale odniesie też wrażenie, iż wczuwamy się w jego sytuację. A nasza empatia zachęci go do kontynuowania rozmowy.

Zobacz także:

Zmieńmy temat, który nam nie pasuje

Czasami rozmowa schodzi na niewygodne dla nas tematy. Padają pytania w rodzaju: „No to kiedy powiększy się wam rodzina?”, „Dlaczego twój mąż został zwolniony z pracy?”, „Jak tam twoje kłopoty żołądkowe?”. Zawsze możemy wtedy powiedzieć bez ogródek: „Nie chcę o tym rozmawiać”, albo prowokacyjnie: „A dlaczego o to pytasz?”. Jednak istnieje wtedy ryzyko, że osoba pytająca poczuje się urażona. Lepiej, jeśli damy odpór jej ciekawości w bardziej zawoalowany sposób. Jednym z nich jest tzw. wrażenie hojności, czyli przesunięcie uwagi na rozmówcę, usunięcie się w cień i skierowanie świateł reflektorów na niego, np.: „Dość na mój temat. Porozmawiajmy o tobie”. Możemy też zastosować metodę pokrewnego tematu, czy wybierzmy coś luźno związanego z kwestią, od której chcemy uciec, i spróbujmy zainteresować pytającego nowym wątkiem, np. „Skoro mowa o powiększeniu rodziny... Słyszałam, że nasza wspólna znajoma, Jola, jest w ciąży”. Trzecia technika nazywa się va banque i polega na skierowaniu rozmowy na zupełnie inne tory. Jeśli więc nie przychodzi nam do głowy żaden pokrewny temat, powiedzmy cokolwiek, byle tylko odwrócić uwagę od niepasującego nam zagadnienia, np. „Oglądałaś wczoraj nasz ulubiony serial? Co się wydarzyło?”.

Papugujmy, gdy nie wiemy, co powiedzieć

Nawet jeśli jesteśmy najbardziej elokwentnymi rozmówcami, możemy osiągnąć punkt krytyczny – zgubimy wątek, będziemy mieli pustkę w głowie. Po to, by nie zapadło niezręczne milczenie, posłużmy się techniką zwaną papugowaniem. Polega ona na powtarzaniu niczym papuga kilku ostatnich słów, jakie wypowiedziała druga osoba. Załóżmy np., że słuchamy przydługiej opowieści naszej znajomej o tym, jak spędziła wczorajszy dzień, i trochę „odlecieliśmy”, nie bardzo wiemy, jak podjąć temat. Ponieważ jednak pamiętamy, że na koniec koleżanka wspomniała, iż była w kinie, powtórzmy pytającym tonem: „W kinie?”. Ona zapewne odpowie coś w rodzaju: „Tak, to był nowy film Almodóvara. Naprawdę bardzo fajny. A jak świetnie zagrany!”. Możemy jeszcze raz powtórzyć ten sam manewr i zapytać: „Mówisz, że naprawdę świetnie zagrany?”. W ten sposób znów odbijemy piłeczkę na drugą stronę, a nam pozostanie tylko słuchanie.

Stwarzajmy wrażenie bliskości

Łatwo zyskamy przychylność oraz sympatię drugiej osoby, jeśli sprawimy, że poczuje się ona wyjątkowa, ważna dla nas. Gdy wywołamy między nami a nią poczucie bliskości. Jak to zrobić? W bardzo prosty sposób: używając co jakiś czas jej imienia, zwracając się do niej bezpośrednio (np. „Dziękuję ci, Izo”, „Dobrze, Magdo, czemu nie”, „Miło się z tobą gawędzi, Beato”). Ludzie ożywiają się, słysząc swoje imię. Czują się wtedy dobrze – tak jakbyśmy ich słownie „pogłaskali”. Pamiętajmy jednak, by nie przesadzać z tym spoufalaniem – zbyt częste powtarzanie czyjegoś imienia brzmi podejrzanie, zbyt przymilnie. Dlatego nie szpikujmy nim co drugiego zdania (wystarczą ze dwa, trzy razy w ciągu całej rozmowy).

Udzielmy głosu swojemu ciału

Nasze postawa mówi równie dużo, co nasze słowa. Może to być zarówno przekaz: „Chodź, porozmawiaj ze mną”, jak i: „Lepiej się nie zbliżaj. Mówisz do mnie na własne ryzyko”. Jeśli chcemy, by ludzie chętnie z nami gawędzili i dobrze czuli się w naszym towarzystwie, unikajmy drugiego wariantu – tzw. zamkniętej postawy ciała. Czyli nie krzyżujmy rąk ani nóg, nie zaciskajmy pięści, nie trzymajmy przed sobą torebki, talerzyka czy kieliszka, które tworzą barierę między nami a rozmówcą. Przede wszystkim jednak nie zapominajmy o uśmiechu.