Gillian Anderson, amerykańska aktorka, którą najbardziej znamy jako agentkę Danę Scully z kultowego serialu „Z Archiwum X”, opowiadała o tym, jak przed laty doświadczyła niesamowitej mocy spojrzenia. Nie chodziło bynajmniej o kosmitów czy duchy, tylko o Billa Clintona! – Kiedy Clinton podchodzi do ciebie, podaje ci rękę i nawiązuje kontakt wzrokowy – opowiada Anderson. – Potem idzie dalej, aby podejść do kolejnej osoby. Ale zanim zwróci się do niej, odwraca się jeszcze do ciebie i w ten sposób przypieczętowuje spotkanie. Gdy wróciłam do domu, spodziewałam się, że będzie na mnie czekać wiadomość od niego – śmieje się aktorka. Choć prezydent nie odezwał się do niej, to i tak pozostała pod jego urokiem. Podobnie jak tysiące kobiet i mężczyzn, którzy się z nim spotkali. A raczej: spotkali się z jego magnetycznym spojrzeniem.

Dlaczego osoba, która patrzy nam głęboko w oczy, budzi sympatię i zaufanie? Dlaczego nie potrafimy się oprzeć jej urokowi?

Według Paula Ekmana, słynnego profesora psychologii, kontakt wzrokowy sygnalizuje uwagę. A żyjąc w świecie telewizji, telefonów oraz internetu, wiemy, że coraz trudniej o skupienie się na jednej osobie lub sprawie. Natomiast coraz łatwiej o kłopoty z koncentracją. Jeśli więc druga osoba patrzy nam w oczy, mamy poczucie, że jesteśmy w centrum jej zainteresowania. Czujemy się docenieni i zauważeni. A to zwykle wystarczy, żebyśmy ją polubili.

Badania wykazują, że mężczyznom niemal trzykrotnie powiększają się… źrenice. Kobiety reagują tak na zdjęcia matek z dziećmi, a w następnej kolejności – atrakcyjnych nagich mężczyzn. Niemowlętom i małym dzieciom źrenice powiększają się na widok dorosłego. To wrodzona strategia pozyskania uwagi i sympatii, a więc zwiększenia szans na przetrwanie.

Każdy z nas pozytywnie odbiera powiększone źrenice. Dlaczego? Jak wyjaśniają Allan i Barbara Pease, australijscy psycholodzy, w książce „Mowa ciała” (Rebis, 2007), nasze źrenice „rosną” wtedy, gdy jesteśmy podekscytowani i oglądamy coś, co nas ożywia. Rozszerzanie się źrenicy związane jest z aktywnością mózgu występującą podczas rozwiązywania problemów – osiąga ona swą maksymalną wielkość, gdy znajdujemy rozwiązanie. To kojarzy się z ulgą i przyjemnością. Ba, takie miłe skojarzenia przychodzą nam do głowy też wtedy, gdy patrzymy w oczy z rozszerzonymi źrenicami. Ten zaprogramowany w naszych mózgach, automatyczny mechanizm wykorzystują spece od reklamy, sztucznie powiększając źrenice modelkom. Dzięki temu reklamowany produkt sprzedaje się lepiej.

O roli źrenic w przyciąganiu kobiety wiedziały znacznie wcześniej. Już w czasach rzymskich zakraplały sobie oczy belladonną, nalewką zawierającą atropinę, żeby uczynić swoje spojrzenie bardziej powabnym. Rozszerzone kobiece źrenice panowie nieświadomie odbierają jako oznakę podniecenia i zainteresowania. A to zwiększa atrakcyjność kobiety w męskich oczach. Ten podświadomy mechanizm warto wykorzystać, planując randkę. Jeśli nie jesteś pewna jego uczuć, unikaj słońca i jasnych pomieszczeń – gdy jest jasno, źrenice automatycznie się zwężają. Najlepiej więc umów się w miejscu, gdzie sączy się słabe światło i wasze źrenice naturalnie się rozszerzą. To pierwszy krok do tego, by zaiskrzyło między wami. Potem wystarczy, że będziesz głęboko patrzyła mu w oczy.

W eksperymencie Allana i Barbary Pease klientom biura matrymonialnego powiedziano, że właśnie spotkają się z idealną dla nich partnerką i na pewno będą świetnie się bawić na spotkaniu. Jest tylko jedno „ale”: kobieta miała uraz w dzieciństwie i jej oko trochę „ucieka” w bok. Badacze powiedzieli, że nie mają pewności, które to oko, ale wystarczy dobrze się przyjrzeć, żeby się zorientować. To samo powiedzieli kobietom o mężczyznach. Co się okazało? Pary spędziły wieczór, patrząc sobie głęboko w oczy, na próżno szukając defektu. Potem wszyscy zgodnie przyznawali, że spotkanie było romantyczne i wyjątkowe. Co ważne, w porównaniu z innymi parami dobieranymi przez biuro matrymonialne znacznie częściej umawiali się na dalsze randki.

Zobacz także:

Czyli naprawdę wpadli sobie w oczy! Nie ma w tym nic dziwnego, bo długie patrzenie w oczy tworzy poczucie bliskości. Przyjemność i błogość, jakie to nam daje, wiążą się z naszymi pierwotnymi odczuciami. Umysł każdego z nas przechowuje pamięć o czasach, gdy było się niemowlęciem, a mama wpatrywała się w naszą twarz. Czasami po to, by wyczytać, czego potrzebujemy: dać nam jeść, zmienić pieluchę lub wziąć na ręce. Czasami jej oczy wyrażały po prostu zachwyt, miłość. Choć świadomie tego oczywiście nie pamiętamy, kontakt wzrokowy z bliską osobą przypomina nam po prostu błogie czasy, gdy dla matki byliśmy całym światem.

Jak stać się całym światem, a przynajmniej ważną częścią świata, dla mężczyzny? Stosując spojrzenie, które do mistrzostwa opanowała księżna Diana. Pochylenie głowy połączone z ukradkowym spoglądaniem w twarz partnera sprawia, że oczy wydają się większe, a twarz kobiety nabiera dziecięcego wyglądu. Jeśli od czasu do czasu (ale tak, żeby on to widział) szeroko otworzysz oczy, unosząc przy tym brwi i powieki, nadasz w ten sposób swojej twarzy wyraz dziecięcej niewinności. Takie gesty bardzo silnie oddziałują na mężczyznę, bo w jego mózgu wydzielają się w tym czasie hormony stymulujące pragnienie opieki i ochrony. Wtedy masz sporą szansę przywiązać go do siebie mocno i dostać od niego to, na czym ci zależy.

Badania pokazują, że taką uległą postawę, dzięki której w oczach silniejszego robimy się „mniejsi”, mamy zaprogramowaną w genach. Ten gest „wyłącza” wrogość w mózgu agresora i pozwala nam uniknąć ataku, a przynajmniej osłabić jego siłę. Lecz unikaj go, gdy ktoś zaczepia cię na ulicy, bo w ten sposób komunikujesz: „Jestem łatwym celem”. Wyprostuj się, idź energicznie i nie spuszczaj oczu.

Chcesz pokazać, że ty tu rządzisz? Michael Ellsberg w książce „Potęga kontaktu wzrokowego” (Helion, 2011) radzi: nie odwracaj wzroku. Bo pierwsza odwraca wzrok osoba podporządkowana. Jeśli więc rozmawiasz z szefem lub rodzicem, możesz wysłać jasny sygnał, że się z nim nie zgadzasz, podtrzymując jego spojrzenie kilka sekund dłużej niż zazwyczaj. Autorytetu doda ci spojrzenie przeszywające. Kiedy kolega podważa twoją opinię na zebraniu w pracy, a koleżanka przypomina, że znów się spóźniłaś, staraj się nie mrugać. Zmruż oczy i skup wzrok na tym, kto cię atakuje. Tak zachowują się drapieżniki tuż przed rzuceniem się na ofiarę. Jeśli uda ci się przesunąć wzrok z jednej osoby na drugą bez mrugnięcia okiem, zrobisz piorunujące wrażenie. Twoje spojrzenie zostanie odebrane jako władcze, jeśl i wyobrazisz sobie, że rozmówca ma trzecie oko pośrodku czoła, i będziesz spoglądać na trójkąt między „trojgiem” jego oczu. W ten sposób siła twoich argumentów będzie większa. Takie spojrzenie dobrze się sprawdza, gdy chcesz kogoś skłonić do zachowania się zgodnie z twoją wolą. Powstrzyma także potok słów największego nudziarza.

Normalnie, kiedy jesteśmy rozluźnieni, mrugamy sześć do ośmiu razy na minutę. Kiedy czujemy się zestresowani, mrugamy znacznie częściej. Częste mruganie to nieświadoma metoda usunięcia rozmówcy z pola widzenia. To tak, jakby mózg już nie mógł go znieść i zamykając oczy, wymazywał go z pola widzenia. Jeśli twój rozmówca odchyla głowę do tyłu i często przymyka oczy, może to oznaczać, że czuje nad tobą przewagę lub że rozmowa nie idzie ci najlepiej . Jeśli uważasz, że jest po prostu arogancki, wypróbuj prosty trik: gdy trzeci lub czwarty raz przymknie oczy, szybko zrób krok w lewo lub prawo. Gdy otworzy oczy, jego wzrok nie znajdzie cię tam, gdzie się spodziewał. To może wytrącić go z samozadowolenia, a ty poczujesz się bezpieczniej i pewniej.

Częste mruganie może oznaczać też kłamstwo. Bo wbrew stereotypom większość kłamców wcale nie odwraca wzroku. Po prostu wiedzą, że wtedy mogliby zostać zdemaskowani. Z eksperymentów Allana i Barbary Pease wynika, że aż 70 proc. kłamczuchów utrzymywało stały kontakt wzrokowy ze swoją ofiarą. Wiedzieli, że w ten sposób łatwiej im będzie ukryć prawdę. I mieli rację, bo wtedy, gdy ktoś patrzy nam prosto w oczy, łatwiej mu wierzymy. Tylko 35 proc. kobiet i 15 proc. mężczyzn biorących udział w badaniu wyłapało tych, którzy kłamali bez odwracania wzroku. Samo spojrzenie nie jest pewną oznaką kłamania.

Dobra wiadomość dla kobiet jest taka, że jesteśmy lepsze od mężczyzn w wykrywaniu łgarstw. Ale to nie znaczy, że nie damy się nabrać naszym oczom. Choćby wtedy, gdy na ważnym zebraniu lub egzaminie patrzymy na kolor czerwony. Andrew J. Elliot, profesor psychologii z University of Rochester, oraz jego współpracownicy przeprowadzili serię eksperymentów, w których sprawdzali, jak różne kolory wpływają na wyniki testów na inteligencję. Okazało się, że studenci rozwiązujący testy z wyraźnym czerwonym numerem testu w prawym górnym rogu kartki osiągali gorsze wyniki niż koledzy, którzy widzieli zielone lub szare numery testu. Kolor czerwony działa tak niekorzystnie, bo podświadomie kojarzymy go z porażką. Nauczyciele podkreślali błędy na czerwono, więc przez lata nauki utrwaliliśmy sobie takie skojarzenie. Widząc jakąś czerwoną rzecz, podczas egzaminu nieświadomie uznajemy, że idzie nam kiepsko, i mniej się staramy. Efekt? Gorszy wynik. Dlatego czerwień zarezerwuj na randkę lub imprezę z przyjaciółmi. Jeśli chcesz w pełni wykorzystać swój intelekt i odnieść sukces, otaczaj się innymi barwami. Niezależnie, czy jesteś na randce, czy w pracy, pamiętaj: twoje oczy mają niezwykłą moc. Wykorzystaj ją do tego, by osiągać to, na czym ci zależy.