Jego sterczące wąsy, rozpływające się zegary, płonące żyrafy zna chyba każdy. Sztuka tego Katalończyka jeszcze za jego życia stała się synonimem wielkiego komercyjnego sukcesu. Ale kto wie, czy tę popularność osiągnąłby bez Gali, swojego demonicznego anioła. Kobiety, dzięki której stał się nie tylko mężczyzną, ale i artystą. I to świetnie zarabiającym.

Jak uderzenie pioruna

Helena Diakonova, jak nazywała się Gala, wkroczyła w życie Dalego latem 1929 r. Zmęczona, brudna i wściekła, bo po długiej podróży z Paryża. Wraz z mężem i 11-letnią córką Cécile zjawiła się w Cadaques, miasteczku na katalońskim wybrzeżu, dokąd Dali zapraszał latem znajomych artystów surrealistów. Na 25-letnim artyście starsza o 10 lat Gala wywarła piorunujące wrażenie. Nie była piękna, ale pewna siebie. Błyskotliwie inteligentna bywalczyni salonów, muza surrealistów. Rosjanka, co słychać było w jej głosie. Znudzona małżeństwem z jego przyjacielem, znanym poetą Paulem Eluardem. Nie kryła, że miewała kochanków.
 „Dali nie od razu mi się spodobał – wspominała ona. – Miał przylizane włosy tancerza tanga. Śmiał się histerycznie. Ekstrawagancją usiłował tuszować nieśmiałość”. Początkowo uważała go za postać dziwną i odpychającą. Jednak z każdym dniem pobytu rosło w niej zaciekawienie, aż ujrzała w nim geniusza, który – jak mówili złośliwi – albo trafi do zamkniętego zakładu, albo zrobi karierę. Postanowiła się nim zająć. „Złapała mnie za rękę i powiedziała, że już nigdy się nie rozstaniemy” – pisał przyjaciołom Dali. I jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmi, pozostali nierozłączni przez 53 lata.
Gala stała się dla niego ideałem kobiety. „Bo to ona zaprowadziła go do sypialni i pokazała świat cielesnych doznań” – mówił jeden z jego przyjaciół. Podśmiewali się, że dopiero wtedy poznał, co to seks, i przychodził do nich, przejęty, opowiadać szczegóły. Nieporadny w życiu codziennym, jako twórca wzbudzał respekt. Chylili przed nim czoła Pablo Picasso, Joan Miró. Z nim Luis Buñuel kręcił swój sztandarowy film „Pies andaluzyjski”, ze słynną sceną rozcinania otwartego oka... Ale odkąd Dali związał się z Galą, drogi kumpli od sztuki zaczęły się rozchodzić.

Związek surrealny

Gala odeszła od męża i zostawiła mu zakompleksioną córkę. Matką i żoną została dla Dalego. Była jego muzą, opiekunką, sprzątaczką, menedżerką. Wierzyła w geniusz wybranka. Promowała jego malarstwo, choć ono zachwycało głównie ją i ich środowisko. Pierwsze lata żyli w biedzie. Chorowita Gala z trudem znosiła surowe życie, pożyczała pieniądze od byłego męża. Ale wspierała ukochanego. Gdy malował, siedziała obok i nie wypuszczała go z pracowni, póki nie skończył. „Dziękuję Ci, Galo! Bez Ciebie nie uwierzyłbym we własne możliwości!” – pisał w „Dzienniku geniusza”. Artysta stosował się do jej uwag, zaczął podpisywać płótna ich splecionymi imionami. To ona nakazała mu, by zamiast wstydzić się dziwactw, traktował je jako zalety.
Obrazy Dalego, które nazywał malowanymi fotografiami złych snów, zawojowały Europę, a wkrótce Amerykę, dokąd wyjechali na czas wojny. Dali stał się tam wcieleniem szalonego geniusza. Zapuścił wąsy, zaczął nacierać je woskiem. Wciąż powtarzał, że jest największy. I Ameryka uwierzyła. Stał się ulubieńcem mediów. Gala była zachwycona, gdy wygłaszał odczyty w stroju płetwonurka, tworzył buty na resorach  czy telefon z homarem zamiast słuchawki. Chciał zostać „największą kurtyzaną” epoki. Projektował biżuterię, m.in. dla Coco Chanel, portretował znane osoby. Produkował ilustracje dla pism i reklam. Sygnował swoim nazwiskiem perfumy, projekty wnętrz, nawet karty do tarota i gumę do żucia. I dostawał za to bajońskie sumy. Do Europy oboje wrócili sławni i bogaci.
„Każdego ranka doświadczam zachwytu bycia Salvadorem Dali. I zadaję sobie pytanie: jakiej wspaniałej rzeczy dziś dokona?” – mawiał. Ale dla Gali już przestało to być ważne. Lęk przed starością koiła suto opłacanymi młodymi kochankami. Dobiegając osiemdziesiątki, zakochała się i chciała odejść od męża. Ale i on miewał młode muzy: słynną Ultra Violet czy Amandę Lear. Gala przeniosła się do zamku Pubol, który kupił jej Dali. W jej pokoju zawisły rosyjskie ikony, modliła się w zamkowej kaplicy, ale wciąż żyła twórczością męża. Gdy zmarła po długiej chorobie, Dali zamieszkał w jej sypialni na zamku. Bez niej nie umiał ani tworzyć, ani żyć.