MODA STARA BARDZO

Chociaż tak naprawdę moda była pierwsza: już w liceum szyłam sobie ubrania, traktowałam to jak sposób na wyrażenie własnej odrębności, zaznaczenie swojego miejsca w świecie. W teatrze najpierw zajmowałam się budowaniem scenografii i kostiumami, dopiero potem „budowałam” role i poszłam na studia aktorskie. Kiedy projektuję, staram się, żeby to, co powstaje, było ponadczasowe. Niektóre rzeczy są wzorowane na klasycznych modelach amerykańskich z lat 50., 60., bo uwielbiam ten okres w modzie, inne są utrzymane w duchu skandynawskiego minimalizmu. Każda kolekcja z tych, które dotychczas zrobiłam, jest inna od poprzedniej. Marzę o zbudowaniu marki, w której będzie można znaleźć ciuch na różne okazje i na różną zasobność kieszeni.

Czasem słyszę to pytanie: „Dlaczego młoda projektantka nazwała swój modowy brand Stara Bardzo?”. To gra słów. Dla mnie zabawna. Bo jeśli dziewczyna mówi: „Mam nową sukienkę: stara bardzo”. Albo słyszy komplement w stylu: „Świetnie wyglądasz w tej bluzce” i odpowiada: „Stara bardzo”. To mnie cieszy i śmieszy, i rozwesela. To jak zabawa w „pomidora”. A przy tym zawieram w tej nazwie ideologię. Świat mody zabija się o to, żeby utrzymać młodość, stare modelki to temat tabu albo ewenement. Żyjemy w świecie, w którym panuje kult młodości, a ludziom coraz trudniej przychodzi naturalne starzenie się. Media i Photoshop odrealniają kobiety i mężczyzn w okolicach pięćdziesiątki. Oni zatrzymują się w czasie, naciągają, operują. Postanowiłam więc, na przekór temu, że ja to „stara bardzo”. Stara bardzo jest ziemia, duchowość: one są ponadczasowe i piękne. Dlatego do nich się odwołuję w swoim manifeście modowym. Mam na koncie parę kolekcji: „Amor Amor”, „7 Grzechów”, „Stygmaty”, nie starałam się wpisać nimi w żadne trendy. Szczerze mówiąc, mam problem z trendami. Uważam, że to sztucznie nakręcony twór, po to żeby interes mógł się rozwijać.

Bycie trendy jest związane z ogromnym stresem, a nie po to moim zdaniem są fajne ciuchy, żeby się stresować, czy aby jestem na bieżąco. Mam jeszcze mnóstwo innych pomysłów na siebie poza modą. Od stycznia tego roku na Saskiej Kępie działa mój WAMP: What A Mystique Place. To ośrodek twórczego i duchowego rozwoju, gdzie oprócz szkoły aktorskiej, jogi, tantry, medytacji, zajęć ruchowych odbywają się warsztaty twórcze. Jest tam również komis vintage oraz butik z moimi autorskimi projektami. Aktorstwo to zawód, który kocham, i absolutnie nie zamierzam z niego rezygnować, ale bardzo lubię być niezależna, decydować o swoim własnym losie, a w zawodzie aktorki przecież nic nie zależy ode mnie. Moim marzeniem jest to, aby móc aktorstwo traktować jako przyjemność i grać tylko w ciekawych projektach.