Jak zareagowali rodzice, gdy zapowiedziałeś: startuję w wyborach piękności dla mężczyzn?

Rafał Maślak: Dla mnie był to krępujący temat. Uważałem, że takie konkursy są dla kobiet. Wcześniej nie słyszałem o żadnym Misterze Polski! Zdecydował przypadek, nakłoniły mnie osoby, które organizowały konkurs. Nie miałem nic do stracenia. Mieszkam na wsi, tam niewiele się dzieje... Rodzice nawet się cieszyli, choć wielkiej wiary w powodzenie nie było. Znajomym nie powiedziałem ani słowa.

Bo trochę wstyd?

Rafał Maślak: Na pewno by mnie wyśmiali! Wybory to była świetna zabawa. No i wygrałem! Gdy zostałem misterem, wybuchło prawdziwe szaleństwo. Rodzice byli dumni.

To był zwrot o 180 stopni?

Rafał Maślak: Pomyślałem, że jeśli los dał mi taką szansę, muszę ją wykorzystać. Wkrótce potem znajomy załatwił mi wejście na pokaz Paprocki&Brzozowski. Jakbym wskoczył do telewizora! Ja, chłopak ze wsi, pracujący w fabryce tubek do kremów, stałem na ściance oblegany przez fotoreporterów. A następnego dnia z czerwonego dywanu wskoczyłem w drelich i poszedłem do fabryki. Na nockę, bo pracowałem na trzy zmiany. Musiałem zdecydować, co dalej. Przeprowadzić się do Warszawy i zacząć nowe życie, czy z tytułem mistera zostać w starym. Wybrałem Warszawę.

Bankiety, sesje, kontrakty reklamowe, wywiady, wybory Mistera International... Wszystko w rok. Szybko.

Zobacz także:

Rafał Maślak: Lawinowo! Dzięki temu np. pierwszy raz w życiu leciałem samolotem, po raz pierwszy byłem za granicą. Dzięki wygranej zacząłem pracować nad swoim blogiem. Wszedłem w świat, o którym nawet nie śniłem. Przez rok nabrałem doświadczenia. Nie ukrywam, że uczę się nadal. Obserwuję, zapamiętuję. Podróże naprawdę kształcą!

Jak wpłynęło na Ciebie pokazywanie się w mediach?

Rafał Maślak: Praca, kościół, rodzina – tak wygląda życie na wsi. Miałem dość konserwatywne poglądy. Wybory mistera zmieniły to, np. mój stosunek do gejów i lesbijek. Wcześniej byłem do nich nastawiony agresywnie, lecz gdy zacząłem przyjeżdżać do Warszawy, poznałem homoseksualistów. Okazali się fajnymi ludźmi, ich orientacja przestała być istotna.

Odwiedzasz stare kąty?

Rafał Maślak: Kiedy tylko mogę, jeżdżę do rodziny. Tam mam przyjaciół. Rodzina to dla mnie priorytet i nie ma opcji, by to się zmieniło! Mama dzwoni do mnie codziennie. Jako rodzina trzymamy się blisko, wspieramy. Bo kariera, pieniądze są, ale za moment może ich nie być. A rodzina jest zawsze.

Wygląd to podstawa Twojej kariery. Musisz być cały czas „zrobiony” i pachnący?

Rafał Maślak: Od kiedy zacząłem obracać się w świecie mody i mediów, większą wagę przywiązuję do tego, co wkładam. Lubię bawić się modą, włożyć coś fajnego, co od razu zostaje zauważone i skomentowane. Ale na co dzień nie spędzam rano więcej czasu w łazience czy przy szafie niż kiedyś. Nie maluję się, czasem się podgolę, i tyle. O modzie na pewno wiem więcej niż rok temu. Na Fuertaventurę, gdzie byłem ostatnio, wziąłem ze sobą bardziej śmiałe ciuchy. W Mediolanie obserwowałem facetów na ulicy: ubierają się kolorowo, odważnie zestawiają ubrania. Polacy noszą się zachowawczo. Na swoim blogu staram się to przełamywać, ale nie metodą szokową, bo wtedy sypią się hejty.

Np. Twój post z pokazu Bohoboco – szafirowe buty – wywołał lawinę komentarzy. To przecież tylko buty, a ludzie tak się zaperzali!

Rafał Maślak: Wiedziałem, że tak będzie, już kiedy je wkładałem (śmiech). Mnie się podobały. Ale zobacz, to wywołało dyskusję, i o to mi chodzi.

Ciuchy, jak szafiarki, dostajesz na własność?

Rafał Maślak: Nie zawsze. Czasem są to rzeczy z showroomów, ale raczej nie wypożyczam ubrań ze sklepów. Szafirowe pantofle zrobiły furorę, firma jest zadowolona, więc pewnie nie będę musiał ich zwracać! Chcę swoim blogiem inspirować ludzi do zmian. Nie trzeba być ubranym drogo, żeby wyglądać świetnie. Mój najtańszy zestaw: koszulka, dżinsy i buty, kosztował 130 zł!

Facet-szafiarz przejmujący się tym, czy buty pasują do koszuli... Nie spotykasz się z opiniami, że to infantylne zajęcie?

Rafał Maślak: Staram się przełamywać ten stereotyp. Mężczyźni boją się mówić o ubraniach, o modzie, dlatego jest zaledwie garstka męskich blogerów modowych.

Ty chyba nie jesteś picusiem: potrafisz murować, nie boisz się pracy fizycznej.

Rafał Maślak: Samochody, które miałem w życiu, kupiłem za pieniądze zarobione w wakacje. One miały jeździć, a nie wyglądać. Naprawiałem je sam, w życiu nie byłem u mechanika! Z tatą i braćmi budowaliśmy dom, więc o budowlance też mam pojęcie. Praca fizyczna to temat mi bliski. Może dlatego nigdy nie miałem kompleksu, że skoro pociąga mnie moda, to jestem niemęski. Ale czasem tęskno mi, żeby się pobrudzić.

I jedziesz na wieś złapać za łopatę?

Rafał Maślak: Właśnie! Mój brat buduje teraz dom. Jadę i pomagam. Kiedy rozebrał na części swoje auto i przysłał mi zdjęcia, to aż mnie ścisnęło w dołku! Trochę za tym tęsknię.

Prowadzisz blog, udzielasz porad. O czym piszą ludzie?

Rafał Maślak: O problemach rodzinnych, tak-że alkoholowych, młode dziewczyny, że straciły chłopaka. Czytając te e-maile, zdaję sobie sprawę, jakie mam szczęście. A tym ludziom staram się pomóc. Sam musiałem ciężko pracować, aby zarobić na pierwszy telefon czy samochód. Rodziców nie było na to stać, wychowywali mnie i moich dwóch braci, uczyli pracy. Nie miałem wakacji, bo pracowałem w gospodarstwie, w lesie, a potem w fabryce...

Przez to chyba jesteś bliżej zwykłych ludzi, a oni postrzegają Cię jako swojego, a nie gwiazdę.

Rafał Maślak: Nigdy nie będę uważał się za gwiazdę. To określenie dziś nadużywane. Status autentycznej gwiazdy mogą mieć nieliczni w Polsce. Ja jestem co najwyżej rozpoznawalny. A jeśli mogę pomóc ludziom, daje mi to wielką satysfakcję.

Ciało jest dziś towarem. W tym czai się zagrożenie zwłaszcza dla młodych dziewcząt.

Rafał Maślak: Żony Hollywood to nie jest dobry wzór do naśladowania. Mówię ludziom z mniejszych ośrodków, aby robili to, co kochają, konsekwentnie dążyli do celu. Moim oczkiem w głowie stały się fitness i dietetyka.

O czym marzyłeś jako czternastolatek?

Rafał Maślak: Chciałem zostać strażakiem. Tak trafiłem do ochotniczej służby. Nie wyobrażałem sobie siebie za biurkiem, mnie zawsze nosiło. A praca w straży to codziennie coś nowego. Dla mnie strażacy są bohaterami. Sam uczestniczyłem w paru akcjach. Przeżyłem pożar swojego domu, który z tatą i bratem budowaliśmy. Gdyby nie OSP, która była na miejscu i zjawiła się natychmiast, dom by spłonął.

A jaki był impuls, który zapoczątkował tak spektakularne zmiany w twoim życiu?

Rafał Maślak: Chorowałem na nadczynność tarczycy, byłem bardzo chudy i zakompleksiony. Chłopaki śmiali się ze mnie. Unikałem rozbierania się na plaży. Potem zawziąłem się, zacząłem ćwiczyć, zdrowo się odżywiać. I ciało zaczęło odpowiadać na treningi i dietę. Ci, którzy wcześniej drwili, gratulowali mi. Paru zaczęło przychodzić na moje treningi. Oj, miałem satysfakcję.

Na wsi był klub fitness?

Rafał Maślak: No nie! (śmiech). Sam zbudowałem siłownię, w piwnicy. Tata i dziadek pomagali mi spawać przyrządy treningowe, bo nie było mnie stać na profesjonalny sprzęt. Parę używanych urządzeń kupiłem na giełdzie.

Program ćwiczeń i posiłków stworzyłeś sobie sam?

Rafał Maślak: Tak, uczyłem się na własnych błędach, obserwowałem organizm. Moją inspiracją był mój szef. Dbał o sylwetkę, dietę.

Sam wymyśliłeś „Randkę z Maślakiem”?

Rafał Maślak: Zastanawiałem się, jak fajnie wykorzystać tytuł mistera. Ogłosiłem na Facebooku konkurs, i że z jego zwyciężczynią pójdę na studniówkę. Po moim poście runęła lawina ofert z mediów, każdy chciał to pokazać. I tak powstał cykliczny program, w którym spotykam się z dziewczynami, kobietami, które los doświadczył, są w podobnej sytuacji jak ja kiedyś: pochodzą z prowincji, nie wierzą w siebie. Dla mnie to niezwykłe osoby, boli mnie, kiedy ludzie w necie hejtują moje bohaterki, bo np. są otyłe.

Teraz spotykasz wiele pięknych, „zrobionych” kobiet. Inaczej patrzysz na ich zewnętrzne piękno?

Rafał Maślak: Bywa, że to piękno idzie w parze z totalną pustką emocjonalną. Albo rodzajem nieszczerości, cwaniactwa. Sztuczne uśmiechy, przybieranie masek. Nie traktuję poważnie wszystkiego, co usłyszę, bo w twarz może ktoś mówić mi same komplementy, a kiedy się odwrócę, zostanę obgadany.

To, że jesteś ze wsi, ma znaczenie?

Rafał Maślak: Jestem dość staroświecki. Rodzina jest nr. 1 na mojej liście. I bliskość z ludźmi. Na wsi było nas ok. 300 mieszkańców. Jeden do drugiego zagadał, uśmiechał się, pozdrowił. Moi obecni sąsiedzi odwracają głowę albo patrzą na mnie dziwnie, gdy głośno mówię: dzień dobry.