Felieton ANNY WENDZIKOWSKIEJ, aktorki, dziennikarki

Nicolas Cage powiedział mi, że lubi napastliwe recenzje swoich filmów. – Rozkoszuję się nimi. Wtedy wiem, że zrobiłem wrażenie. Zalazłem wszystkim za skórę. Wolę agresywne komentarze niż obojętność!
Ja też lubię krytyczne komentarze. Ale z innych powodów. Irytują mnie wiadra pomyj, wylewane na kogo się da przez internautów, ukrytych za sieciową anonimowością jak pod czapką-niewidką. Scarlett Johansson jest za gruba, Penélope Cruz ma za duży nos, a Angelina Jolie za duże usta... Najbardziej mnie zachwyca, kiedy ktoś krytykuje cechę, która jest oczywistym atutem. Czytam i myślę sobie: wąskoustne zazdrośnice!
Hmm... Taka jestem mądra i wszystko niby wiem, a jednak z uporem maniaka czytam komentarze, które pojawiają się pod moimi wywiadami na stronie „Dzień Dobry TVN”. Nie po to, żeby się katować. Po prostu myślę, że z morza złośliwości zawsze da się wyłowić trochę rzeczowej krytyki. Ta jest bezcenna. Peany pochwalne też się zdarzają i są oczywiście bardzo miłe, ale zachwyty niczego nie uczą.
Jak tu odróżnić złośliwości od konstruktywnej krytyki? To nie takie proste. Zwłaszcza że my, Polacy, uwielbiamy podcinać innym skrzydełka. Jest taka anegdota o tym, jak wygląda piekło. Otóż ludzie gotują się tam w wielkich kotłach podzieleni według nacji. Przy każdym kotle stoi diabeł z widłami i tych, którzy próbują się wydostać, spycha z powrotem na dno. Przy kotle z Polakami nikt nie musi stać. Kiedy ktoś się wdrapie do góry, to inni ściągają go w dół.
Coś w tym jest. Krytyka szefa, starszego kolegi, rodziców, zwykle jest bardzo wartościowa. Komentarze kogoś, komu nie wyszło albo wyszło gorzej niż tobie, możesz spokojnie puszczać mimo uszu. Podczas rozmowy z Keirą Knightley zapytałam ją, czy robi na niej jeszcze wrażenie, kiedy po raz kolejny ląduje na szczycie listy najpiękniejszych żyjących aktorek. – Absolutnie nie – odpowiedziała. – Raz piszą, że jestem najpiękniejsza, raz, że jestem brzydactwem. Niektórzy sądzą, że mam wspaniałe ciało, inni – że wyglądam ohydnie. Rozumiem jej logikę.
Jeśli wierzy się w pozytywne komentarze, wtedy te negatywne ranią nas jakoś dotkliwiej. Może lepiej ignorować wszystko, jak leci? Czytam, słucham. Czasem nawet się zastanawiam. Mój dziadek mawiał: „Jeśli trzy osoby mówią ci, że jesteś pijany, to choćbyś był trzeźwy, lepiej idź się połóż”. Jednak kiedy piszą, że jestem brzydka, głupia i mam krzywy nos, mam to w moim krzywym nosie.
Ale gdy przeczytałam, że za bardzo macham rękami podczas wywiadów, przyjrzałam się temu i... postanowiłam skorygować. Stosuję zasadę, że jeśli jakiś komentarz natrętnie się powtarza, pochylam się nad nim. Natomiast guzik mnie obchodzi krytyka mojego wyglądu – na to nie jestem w stanie nic poradzić. Ale lubię komentarze. I te pozytywne, i te negatywne. Nie bez racji etatowy skandalista oraz twórca „Hustlera” Larry Flint mawiał: „Nieważne co mówią, byleby nie prze- kręcali nazwiska”. Za wzór obrałam sobie jednak przystojniejszego (trud- no, on nic z tym nie może zrobić :-)) Nicolasa Cage’a i w związku z tym cieszę się każdym odzewem.
– Zacząłem swoją karierę, robiąc zamieszanie. O to chodzi! – zdradził mi aktor podczas rozmowy.
Bo przecież nie ma nic gorszego niż obojętność. To znaczy, że jestem nudna i bezbarwna. Nikogo nie obchodzę. Gdy pojawia się jakakolwiek krytyka – przesłanie jest jasne: coś nam wychodzi. Może nawet za dobrze.