Matt Damon o akcji #MeToo

Kobiety odpowiedzialne za akcję #MeToo w mediach społecznościowych zdobyły tytuł Człowieka Roku magazynu Time, a hashtag pod którym mogły się podpisywać ofiary przemocy seksualnej został użyty w sieci setki tysięcy razy. Widać więc jak na dłoni, że problem molestowania seksualnego kobiet i mężczyzn to problem na bardzo szeroką skalę. Tego zdaje się nie rozumieć hollywoodzka gwiazda i świetny skądinąd aktor - Matt Damon. Początkowo oskarżano go o milczenie w sprawie swojego przyjaciela producenta Harveya Weinsteina, który przez lata molestował aktorki i asystentki, teraz Damon sam wypowiedział się w wywiadzie na temat seks skandalu. I zraził do siebie tysiące fanów. 

Damon zauważa różnicę między gwałtem a klepnięciem w tyłek

Matt Damon co prawda potępił w mediach zachowanie Weinsteina oraz swojego kolegi Kevina Spacey (który został właśnie usunięty z obsady nowego filmu Ridleya Scotta oraz nie pokazywany w promocji serialu Netflix "House of Cards"), jednak w wywiadzie, którego udzielił telewizji ABC stwierdził, że nie można oceniać wszystkich z jednakową surowością i że jest różnica między gwałtem a klepnięciem w tyłek... Taka bulwersująca opinia oburzyła wielu ze środowiska filmowego oraz tysiące fanów.

Alyssa Milano (jedna z kobiet stojących za akcją #MeToo), nie zgodziło z opinią Damona. Przeciwnicy stwierdzili, że właśnie tego typu wypowiedzi trywializują problem i odbierają ofiarom prawo do wypowiedzi. W sieci zaczęła krążyć petycja o usunięcie Matta Damona z obsady nowego filmu "Ocean's 8", których wchodzi do kin 22. czerwca.  Jej autorzy przekonują, że w filmie, który opowiada o silnych kobietach nie ma miejsca dla osób, które prezentują tego typu poglądy.

Petycję o usunięcie Damona z obsady podpisało już 25 tysięcy osób. Czyżby Matt Damon miał podzielić los swoich kolegów z Hollywood, którzy "nie widzą różnicy"?