To, co mówiłam, wcale nie było tym, co umiałam zrobić. Powtarzałam, że jeśli ta miłość się skończy, to natychmiast odejdę. Ale bałam się odejść i przed samą sobą długo udawałam, że jest inaczej.

W tamtych czasach bałam się zimy. Wydawała mi się ciężka, zła, trudna, samotna i ponura. Te długie ciemne wieczory, przygnębiające poranki, rozjeżdżony śnieg, błoto.

Zima kojarzyła mi się z zagrożeniem i samotnością, bo równie ciemne, ponure i pesymistyczne było moje nastawienie do życia. Bałam się do tego przyznać – nawet przed samą sobą – więc żyłam w poczuciu chaosu, który zawsze powstaje, kiedy zajmujesz się wymyślaniem różnych sztuczek, żeby odsunąć od siebie nieprzyjemną prawdę.

Patrzyłam więc na zimę przez pryzmat tego, co nosiłam w duszy. Teraz widzę zupełnie coś innego.

Lubię czarne, minimalistyczne zimowe drzewa. Latem miały pióropusze zielonych liści. Szeleściły i lśniły w promieniach słońca. Jesienią wciąż były piękne, kolorowe. A potem przyszła prawda. Liście opadły na ziemię, a drzewo zostało takie, jakim jest naprawdę. Dopiero teraz, w zimie, widać, jaki ma kształt. Czy pień jest mocny, prosty i zdrowy, a gałęzie śmiało wyciągają się do nieba. Czy może to drzewo ledwo stoi, w połowie zjedzone przez armie gryzących korników, spróchniałe, z nadłamanymi gałęziami?

I czy z ludźmi nie jest tak samo? Nauczono nas, że trzeba udawać kogoś lepszego. Stroić się w zielone liście, potrząsać bujną koroną. Wszyscy powtarzają: nieważne, jak jest naprawdę, liczy się tylko to, jak umiesz się zaprezentować. Są specjalne kursy, które uczą wywoływania odpowiedniego wrażenia, pisania lepszego życiorysu, przedstawiania siebie w najbardziej pożądanym świetle.

Wszystko po to, żeby ktoś chciał cię kupić. Żeby ktoś cię lubił, akceptował, żeby uważał, że jesteś niezbędny.

Zobacz także:

To jest tak samo, jak z tymi drzewami, które latem ubiorą się w najlepsze zielone liście, będą nimi potrząsały i tańczyły w rytm ciepłego wiatru. Wszyscy będą zachwyceni. Wszyscy chcą wierzyć w takie krótkotrwałe iluzje. I prawie nikt nie pamięta, że po lecie zawsze przychodzi zima.

Twoje kolorowe, cudowne, optymistyczne liście, specjalnie przycięte w najmodniejszy wzór, opadną. Zwiędną, skurczą się i po prostu znikną, zmiecione przez pierwszy zimowy wiatr. A ty zostaniesz nagi i prawdziwy, czyli taki, jakim jesteś naprawdę.

Zobacz, ile czasu ludzie poświęcają na tworzenie pozorów i udawanie fajniejszych, niż są w rzeczywistości. Wiem, ja też tak kiedyś myślałam. Wtedy najważniejsze było dla mnie to, żeby dobrze wypaść, zrobić wrażenie. I pewnie dlatego instynktownie tak bardzo bałam się zimy. Bo przecież zima odsłania prawdę. Zmusza cię do patrzenia na czarne konary drzew i przypomina o tym, jaki jesteś naprawdę. Czy rzeczywiście silny, odważny i uczciwy, czy może w połowie zjedzony przez korniki nienawiści, zazdrości i strachu.

Lubię zimę. Lubię prawdę o sobie. W życiu nie chodzi o to, żeby udawać kogoś lepszego, tylko o to, żeby stawać się lepszym.