Na początku warto uświadomić sobie, że prawdziwa sprawiedliwość nie istnieje. Każdego dnia doświadczamy mniejszej i większej niesprawiedliwości. Ba, sami ją czynimy, nawet jeśli chcemy jak najlepiej. Tego, co dotyczy relacji międzyludzkich, nie daje się wymierzyć, wyważyć i przyciąć tak, żeby wszyscy zainteresowani byli zadowoleni. Zastanów się, jeśli masz kilkoro dzieci, czy wszystkie traktujesz dokładnie tak samo? Nie da się. Każdy człowiek jest inny, wywołuje też inne reakcje swoich bliskich. Nawet zupełnie mały człowiek. Tak więc do pewnego rodzaju niesprawiedliwości powinniśmy się przyzwyczajać od dziecka. Po prostu: raz dostaniemy więcej, raz mniej. Czasami jednak dysproporcja pomiędzy tym, co dajemy z siebie naszym bliskim, a tym, co od nich otrzymujemy, rzeczywiście wypada wyraźnie na naszą niekorzyść.

WYOBRAŹMY SOBIE KILKA TYPOWYCH SYTUACJI...

Anna i Zofia opiekują się chorą matką. Anna mieszka w tym samym mieście, co matka, Zofia przeniosła się do stolicy i do domu wpada sporadycznie. Tymczasem Anna każdego dnia po pracy biegnie najpierw do mamy, robi jej zakupy, zawozi do lekarza, załatwia naprawę telewizora. Cierpiąca matka nigdy nie powie córce: „Dziękuję”, natomiast odreagowuje chętnie na niej swoje nieszczęście i zasypuje pretensjami. Co innego, gdy pojawi się Zofia. Przyniesione przez nią kwiaty lub czekoladki omawiane są tygodniami i najdrobniejszy gest ze strony przyjezdnej córki matka wychwala pod niebiosa. Anna czuje się traktowana bardzo niesprawiedliwie. Podobnie czuje się Tadeusz: od lat odgrywa rolę rodzinnej złotej rączki. Cokolwiek się zepsuje, wszystkie ciotki walą do niego jak w dym. Kran, zamek u drzwi. Próba odmowy (bo nie ma czasu) kończy się zdumieniem („Bo przecież on zawsze...”) i urazą („Zawsze pomagał, to dlaczego teraz nie?”). Natomiast na drugim krańcu rodzinnego panteonu znajduje się kuzyn Wituś, który nigdy w niczym nie pomoże, ale wystarczy, żeby przytrzymał przechodzącej cioci drzwi, natychmiast chór zachwyconych pan wyśpiewuje pod jego adresem pochwalne pieśni. Tadeusz czuje się pokrzywdzony. I ma rację. I wreszcie Krystyna, rodzinna aktywistka. Uwielbia zapraszać gości, uwielbia przyjęcia, uwielbia organizować rodzinne zjazdy. Liczna rodzina zawsze chętnie przyjmuje zaproszenie do jej domu. W pewnym momencie stało się jasne, nawet bez deklaracji ze strony Krystyny, że wszystkie gwiazdki i wielkanocne śniadania odbywać się będą u niej – z nakładem głównie jej pracy i pieniędzy. Nadszedł rok, gdy Krystyna oświadczyła, że w tym roku nie organizuje świąt. Usłyszała od cioci Wandzi, że zawiodła rodzinę. Poczuła się dotknięta – i słusznie.

JAK UPOMNIEĆ SIĘ O SPRAWIEDLIWOŚĆ

Z naszym życiem jest trochę tak, jak z wyrobem filiżanek (albo rowerów): każdy wytwórca od razu zakłada, że część produkcji będzie mieć wady, nie każdy przedmiot, który zszedł z fabrycznej taśmy, trafia do sprzedaży. Część idzie do naprawy albo na śmietnik. Ale nie ma takiej możliwości, żeby wad zupełnie nie było. Co innego jednak, jeśli procent uszkodzonych egzemplarzy jest bardzo wysoki. Wtedy trzeba zastanowić się, jak unowocześnić, ulepszyć linię produkcyjną, bo fabryka zbankrutuje. Bardzo podobnie działa rodzina. Z tym, że nie chodzi o produkowanie przedmiotów, a o zaspokajanie naszych potrzeb: miłości, bezpieczeństwa, szacunku, sprawiedliwości... Jeśli w relacji z bliskimi nasze potrzeby nie są realizowane, musimy albo naprawić relacje, albo poszukać innego źródła zaspokajania potrzeb. Innymi słowy, Anna, Tadeusz i Krystyna powinni spróbować upomnieć się o swoje, a jeśli to nie zadziała – „zainwestować” w inną grupę przyjaciół.