Relacja z matką jest dla każdego człowieka wyjątkowa. Rodzimy się z ciała tej kobiety, przez pierwszą część swojego życia jesteśmy wprost częścią ciała matki. Niemowlęta i małe dzieci zresztą przez pewien czas nadal tak siebie postrzegają – jako jedność z rodzicielką. Jest jasne, że aby stać się samodzielnym człowiekiem, trzeba oderwać się od matki. Syn robi to automatycznie, wyruszając na stronę ojca, w świat mężczyzn. Córka natomiast na długie lata pozostaje w orbicie matki, krąży wokół niej niczym Ziemia wokół Słońca, świeci jej odbitym blaskiem jak Księżyc.

[adsense]

Daj córce wolność

To matka musi wybić córkę ze swojej orbity. Jak powinna to zrobić? Pozwalając, by w ich relację wszedł ojciec, jak klin, rozdzierając symbiotyczną więź między dwiema kobietami. W życiu każdej dziewczynki przychodzi moment, gdy zaczyna zauważać i cenić obecność ojca. Kokietuje go, tak jakby chciała w symbolicznym sensie odbić mężczyznę matce, zwyciężyć ją. Matka zrobi dobrze, pozwalając na to. Kiedy córeczka na spacerze, zamiast jak zawsze schwycić jej dłoń, podbiegnie do ojca i powie: „Ja pójdę z tatusiem!” – powinna z uśmiechem się zgodzić. Kiedy dziewczynka stroi się dla ojca, maluje policzki szminką matki – ona powinna na moment usunąć się w cień. Pozwolić, by jej mąż komplementował małą kobietkę. Dać im dwojgu czas. To jest ważne dla taty, ale przede wszystkim – dla poczucia pewności siebie i rodzącej się kobiecości ich wspólnej córki. Jeśli zamiast tego usłyszy ona: „Nie zawracaj ojcu głowy, jak ty wyglądasz!” albo: „Odejdź stąd, mamusia i tatuś chcą mieć czas dla siebie” – nabierze przekonania, że taki już jej los: być drugą po matce. Takie kobiety, gdy dorosną, wciąż krążą po orbicie rodzicielki. Między matką i córka nie powinno być rywalizacji. Młodsza kobieta musi oderwać się od starszej, odejść w swój świat z przekonaniem, że może i potrafi decydować o swoim życiu lepiej od matki. To dla tej drugiej gorzkie doświadczenie, ale niezbędne na drodze rozwoju jej córki. Bo dopiero ta, która się przeciwko matce zbuntuje – „porzuci” ją i jej styl życia – może do matki… wrócić.

Powroty do matki

Przykład mamy w antycznym micie o bogini Demeter i Persefonie, jej córce. Persefona zostaje towarzyszką życia władcy piekieł, Hadesa. On zabiera ją pod ziemię, a Demeter nie potrafi pogodzić się z odejściem córki. Na ziemię spada klęska: schną drzewa i krzewy, niebo zasnuwają chmury. Trwa jesień i zima. Hades, gdy widzi, że świat zamarł wraz z cierpiącą Demeter, godzi się na kompromis. Odtąd część życia Persefona będzie spędzała z nim, a część – ze swoją matką. Gdy dwie kobiety znów się spotykają, rozkwita wiosna, budzą się rośliny, zaczynają śpiewać ptaki. Jest pięknie. A potem Persefona znów oddala się, znika matce z pola widzenia. Z nami i naszymi matkami, z nami i naszymi córkami, też tak jest. Młodsza kobieta musi oddalić się od starszej, „zejść pod ziemię”, gdzie czeka ją miłość, rodzina, samodzielność. Ale wraca. W takich chwilach, w których tylko obecność drugiej, doświadczonej kobiety może pomoc: podczas ciąży, porodu, wychowywania dzieci. Ale córka wraca do matki, także wykonując zwyczajne czynności tak, jak robiła to matka. Urządzając staranniej śniadania w weekend, gdy rodzina ma czas dla siebie – bo mama tak robiła. Soląc odrobinę słodkie ciasto, bo tak postępowała matka. Nie zostawiając brudnych naczyń w zlewie na noc, bo mama uważała, że dzień trzeba zaczynać „z czystym kontem”. Wydaje się, że to banalne. Ale właśnie w tej codzienności kryje się akceptacja matki, jej życiowej drogi, tego, czego nas nauczyła.

Wzór na całe życie

Matka jest dla córki wzorem. I nie chodzi o to, że musi ona dokładnie powielić jej życiową drogę. Kobieta może być córką szwaczki, a zostać dyrektorem banku i będzie wciąż iść za przykładem matki – o ile jej mama wykonywała swój zawód rzetelnie, z pasją, dbałością o szczegóły, i ten etos pracy przekazała córce. Nie liczy się bowiem forma, liczy się treść. Zawodowo pani bankier osiągnęła więcej niż jej matka, ale gdy przypomina sobie jej wiarę i konsekwencję w działaniu, optymizm i godność, dojdzie do wniosku, że powiela jednak jej formy postępowania. Bo w relacji rodzic–dziecko, a zwłaszcza: matka– –córka, nie liczą się słowa, ale czyny. Jeśli matka wiedzie dobre życie, lubi siebie, dba o swój rozwój, przekaże te wartości swojej córce. Nawet jeśli chwilowo mają ze sobą na pieńku. Nawet jeśli się spierają, obrażają na siebie. Matka to nie tylko ktoś, kto dał nam życie. To także osoba, która temu życiu nadaje kształt, nieodwołalnie, na zawsze. Warto zawsze o tym pamiętać, zwłaszcza gdy… ma się córkę.