Na ekranie byłam śpiewającą nastolatką, grzeczną dziewczynką i szkolną ofiarą, tymczasem nieoczekiwanie zaproponowano mi zagranie... luksusowej dziwki. To było fantastyczne! – emocjonowała się cztery lata temu, kiedy przyjęła rolę w filmie „Chloe”. Wtedy po raz pierwszy przełamała swój wizerunek delikatnej blondyneczki. Jak sama twierdzi, ze wszystkich rzeczy na świecie chyba najbardziej boi się zaszufladkowania. Wygląda na to, że skutecznie się temu wymyka.

Ona w takiej roli?

Miesiąc temu w Stanach miał premierę skandalizujący obraz „Lovelace” w reżyserii Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana. Opowiada o związku Lindy Lovelace – gwiazdy filmów porno odkrytej dzięki „Głębokiemu gardłu” w roku 1972 – i jej męża, a przy tym menedżera, Chucka Traynora. W castingach do tytułowej roli Amanda wygrała z Kate Hudson czy, wydawałoby się, wymarzoną nadworną skandalistką Hollywood – Lindsay Lohan. Szalała z radości. Dlaczego marzyła o tym właśnie filmie? – Bo on nie jest o gwieździe porno, lecz o skomplikowanym związku – tłumaczyła w wywiadzie. – W pierwszej chwili pomyślałam, że to ryzykowna rola, która może zniszczyć moją karierę. W filmie są odważne ujęcia, nie ma jednak kompletnej nagości. Myślę, że moi bliscy nie będą czuli dyskomfortu, oglądając mnie na ekranie.

Zdecydowanie trudniejsze od scen seksu były dla mnie sceny przemocy. Głęboko wierzę w punkt widzenia Lindy i w to, że była kobietą dręczoną fizycznie. Zadziwia mnie, że tak niewielu wierzy w historię, którą miała do przekazania. Wciąż słyszę pytanie: jak to jest zagrać szaloną gwiazdę porno? A dla mnie ona taka nie była. Trwała w pokręconym, niezdrowym, szalonym związku. Myślę, że to najciemniejsze miejsce, do którego kiedykolwiek zabrnęłam, pracując nad rolą. (Niedługo po premierze „Głębokiego gardła” Lovelace ujawniła, że mąż zmuszał ją do gry w erotycznych produkcjach, znęcając się nad nią fizycznie, a nawet grożąc śmiercią. Podobno za rolę w „Głębokim gardle” nie dostała też honorarium). – Miałam ogromną chęć zagrać jakąś postać istniejącą naprawdę, a w końcu okazało się to najtrudniejszą rolą, jaką mi kiedykolwiek powierzono! – przyznała Seyfried po premierze. – Aby zrozumieć wybory Lindy, jej sposób myślenia, musiałam zagłębić się w niezbadane wcześniej strefy samej siebie... To było ekscytujące i niebezpieczne zarazem. I z pewnością sprawi, że wokół aktorki podniesie się temperatura.

Wszystko wokół Oscara

W ciągu trwającej od ponad dziesięciu lat kariery Amanda grała zwykle urocze zakochane dziewczyny, jak w „Listach do Julii” czy innej love story „Wciąż ją kocham”. Nie wspominając o megahicie „Mamma Mia!”, filmowej adaptacji komedii muzycznej utkanej wokół piosenek Abby. I choć prasa pisała, że praca na planie była dla niej wyjątkowym wyzwaniem – dostawała podobno ataków paniki, które łagodziła lekami antydepresyjnymi – ona sama ten czas wspomina z uśmiechem. – Spotykałam się wtedy z Dominikiem Cooperem – mówi. – Poza planem spędzaliśmy czas na odwiedzaniu małych greckich restauracyjek i na piciu ouzo, a to wszystko w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki!

Ma to szczęście, że jej nazwisko już nieraz znajdowało się na plakatach w towarzystwie tych z najwyższej półki. Nie każdy może pracować ze zdobywcami Oscarów. A Amanda patrzy i uczy się od najlepszych: Meryl Streep, Julianne Moore, Hugh Jackman, Gary Oldman. Całkiem niedawno do tego grona dołączyli Robert De Niro, Diane Keaton czy Susan Sarandon, z którymi zagrała w komedii „Wielkie wesele”. Zapytana o swój aktorski ideał, odpowiada bez wahania: – Annette Bening (spotkały się na planie filmu „Kobieta bez znaczenia” w 2006 roku), jej osobowość i zawodowe wybory sprawiają, że, jestem jej największą fanką!

Zobacz także:

Ale Amanda w filmowym świecie porusza się równie dobrze. Zna go w końcu od dziecka. Do reklamy trafiła przypadkiem, miała wtedy 11 lat, a wkrótce potem grała już w popularnych serialach: „As the World Turns”, „All My Children” i „Trzy na jednego”. Wystąpiła też gościnnie w wielu innych, m.in. „Dr House” i „Weronika Mars”. Jej rodzice nie mają nic wspólnego z klimatami Hollywood. Mama Ann jest terapeutą zajęciowym, ojciec Jack – farmaceutą. Ale obie córki, bo Amanda ma starszą siostrę, od początku ciągnęło na scenę. Nie bronili im tego, finansowali lekcje śpiewu u nauczyciela z Broadwayu i wspierali w walce z tremą. Seyfried ma z nią wielkie problemy do dziś.

Pierwszą „prawdziwą” rolą na dużym ekranie debiutowała w 2005 roku. „Wredne dziewczyny” stały się filmem kultowym. Takie wczesne kariery w Hollywood często kończą się źle – Lindsay Lohan trafiła do więzienia, Winona Ryder do ośrodka odwykowego. Amanda nie ściąga na siebie kłopotów. – Wiedziałam, kim jestem, zawsze stąpałam mocno po ziemi, nie poddałam się wyobrażeniom, jakie mieli na mój temat obcy ludzie – opowiada. – Takie jest ryzyko, gdy karierę zaczyna się bardzo wcześnie. Te bardzo piękne dziewczyny, które wyobrażają sobie, że wszystko im się należy po jednym filmie i jednym telewizyjnym show, naprawdę wywołują we mnie smutek i obawę. Hollywood. Mama Ann jest terapeutą zajęciowym,

Piękno. Tylko naturalne

Nie grozi jej uderzenie wody sodowej do głowy, a na pewno znalazłaby powody. W tym roku dzięki „Nędznikom”, filmowi, który otrzymał aż osiem nominacji do Oscara i zdobył trzy statuetki, raz po raz pojawiała się na czerwonym dywanie. Zewsząd słyszy, że ma doskonałą figurę, jest drobna, niezbyt wysoka, ale przy tym ma idealne proporcje. – Gdybyście wiedzieli, ile to ode mnie wymaga wysiłku! – odpowiadała na komplementy. – Muszę strasznie dużo się ruszać, bo uwielbiam ciastka. Faktem jest, że prasa ją kocha, wiele pism umieściło Amandę na liście najpiękniejszych sław świata. Sesje z nią są wydarzeniem, pokazała, że może być równie dobrze drapieżnym wampem w „Harper’s Bazaar” jak bajkową Alicją z Krainy Czarów, pozując dla „Vogue’a”, czy seksowną tancerką z kabaretu w magazynie „People”.

Jest piękna. Kiedy to słyszy, śmieje się szczerze i mówi: – Bardzo dziękuję, to super! Kiedy budzę się rano i dobrze się czuję w swojej skórze, to to jest najważniejsze, a nie sposób, w jaki media mnie idealizują. Co dla niej znaczy piękno? Ma bardzo minimalistyczną odpowiedź: – Lubię mieć czystą skórę i czyste włosy. I jestem fanką akupunktury! Mniej bawi mnie makijaż. Aby czuć się sobą, potrzebuję wyglądać tak naturalnie, jak tylko to możliwe Dwa lata temu była twarzą japońskiej marki kosmetycznej Clé de Peau Beauté, dziś firmuje zapach Very Irresistible od Givenchy. W reklamie jest jak on – zniewalająca. Nawet jeśli sama przyznaje, że praca przy niej była wyzwaniem. – Ta historia, aby czuć się kimś, komu nie można się oprzeć, nie jest dla mnie wcale oczywista – mówiła szczerze. Spot zebrał świetne recenzje.

A teraz o aktorkę upomina się moda. Riccardo Tisci projektuje dla niej stroje. – Ślepo mu ufam – wyznała. – On robi sukienkę, wkładam ją i natychmiast czuję się najbardziej szykowna na świecie: Riccardo jest niesamowity! A ona nie jest? Jest tak skromna, że nigdy tego nie przyzna. – Nie rozumiem zamieszania, jakie od pewnego czasu towarzyszy mojej karierze – przyznaje. – W końcu jestem tylko zwykłą dziewczyną z robot- niczego miasta Allentown w Pensylwanii. Podążam swoją drogą i jak każdemu zdarzają mi się chwile zwątpienia czy braku wiary we własne siły i talent. Ważne, że inni w ten talent wierzą.