Kaśka nie chciała się spotkać. Najpierw odpowiadała na pytania zdawkowo i tylko przez koleżankę. Wreszcie zgodziła się porozmawiać przez Skype’a, ale ani na chwilę nie włączyła kamery. Ta dziewczyna nie miała nic, perspektyw na dostatnie życie, na własne M, podróże. Dziś ma 28 lat i mieszka w niewyobrażalnym luksusie z dwuletnim synkiem i mężem. Wróciła właśnie z wakacji, mają posiadłość koło Marbelli w Hiszpanii. Czy jest szczęśliwa? To nie jest dobre pytanie. Wykalkulowała sobie ten sukces. I się udało.

Po pierwsze: POSTANOWIĆ POPRAWĘ

Kiedy to do niej dotarło? Pod koniec liceum. Wtedy przyjaźniła się z Olgą. Spędzały razem każdą wolną chwilę, to, że nie rozstaną się w czasie wakacji, było oczywiste. „Najpierw obóz wędrowny po Jurze, a potem wyjazd za granicę – powiedziała Olga. – Grecja, Bułgaria... Nie! Pojedziemy do Rimini. Słyszałam, że mają tam obłędne dyskoteki, termin idealny, zaraz po obozie. Już zarezerwowałam. Pogadaj dziś z rodzicami, bo jutro trzeba wpłacić zaliczkę”. Rozstały się rozemocjonowane. Ojciec powiedział tylko dwa słowa: „To niemożliwe”. Nie usiadł z nią, niczego nie chciał tłumaczyć, zamknął temat. Od lat ją ignorował. To chyba najlepsze określenie. Bo nie pamięta, żeby ją kiedyś przytulił, zapytał co w szkole. Mało go obchodziła. Raz usłyszała, jak mówił koledze: „Nasza Kaśka to wpadka”. A matka? Co ona mogła, przecież to on przynosił do domu pieniądze. Pracowała za marne grosze w osiedlowym sklepiku. Kaśkę przerażała myśl, że skończy jak ona: wiecznie zmęczona, na wszystkim oszczędzająca, a najbardziej na sobie. Ubrania nosiła prze kilka lat, nigdy nie była u kosmetyczki i sama podcinała sobie włosy.

Kaśka zamknęła się w łazience. I to miał być koniec wakacji? Te trzy tygodnie pod namiotem, na to tylko ich stać? Stała, patrząc, jak bieleją jej kostki w zaciskanych nerwowo dłoniach. Była wściekła. Spojrzała na swoje odbicie. W czym Olga jest od niej lepsza? Obie wysokie, Kaśki blond włosy są o ton może jaśniejsze. Oczy ma bardziej niebieskie, nogi dłuższe. Mają kilkanaście wspólnych zdjęć. Twarz przy twarzy i nieodłączny dziubek. Znajomi mówili o nich: „siostrzyczki”. Boleśnie odczuła to, że nimi nie są. Rodzice Olgi są właścicielami świetnie prosperującej hurtowni bielizny – dla nich pieniądze nie są problemem. Kaśki ojciec prowadzi punkt ubezpieczeń, ma swój kąt, bo nawet nie pokój, na pięterku w urzędzie gminy. Jak interes nie idzie, zaciska pasa. Ostatnio znów musiał zastawić swój samochód, żeby spłacić długi.

Dziewczyny po szkole wysiadały na tym samym przystanku, ale jedna szła w willowe uliczki, druga skręcała wcześniej, tam gdzie jeden za drugim stoją w rzędzie bloki komunalne z lat 70. Nie są najgorsze. Tylko cztery piętra, żadnego robactwa, z zewnątrz odmalowane, ale jednak wielka płyta. A to duża różnica, przepaść. I to wszystko dotarło do Kaśki tego czerwcowego dnia, tuż przed wakacjami. Miała 19 lat, była dziewczyną z małego miasteczka, chciała, żeby świat stał przed nią otworem, a tymczasem właśnie zamykały się jakieś drzwi. Postanowiła o siebie zawalczyć.

Po drugie: ZMIENIĆ SIĘ

Do Rimini nie pojechała, ale załapała się do pracy jako hostessa. I to w Warszawie, gdzie po wakacjach miała zacząć studiować anglistykę. Musiała mieć pieniądze, oznaczały niezależność. Była z siebie dumna. Zmieniała się. Skończyło się chodzenie bez makijażu i ubieranie byle jak, byle wygodnie. I najważniejsze: wyrwała się z domu. Podobało jej się duże miasto i nowa praca – nawet gdy zaczął się rok akademicki, nie zrezygnowała z niej. Po zajęciach na uczelni z uśmiechem rozdawała próbki kremów, soki o nowych smakach w śmiesznych minibuteleczkach. Zarabiała 15 złotych za godzinę, dużo i mało. Kiedy Piotr, kelner poznany na konferencji, podał jej wizytówkę klubu nocnego, w którym pracował, ze słowami: „Wpadnij rozkręcić imprezkę, dostaniesz dwa razy tyle” – długo się nie zastanawiała. Poszły tam razem z Ewą, też hostessą. Była starsza od Kaśki, kończyła studia i dorabiała jak mogła, bo rodziców nie było stać na wynajem mieszkania w Warszawie. Kaśka chciała w przyszłości radzić sobie tak świetnie jak ona. A rozkręcanie było całkiem fajne. Miały się ubrać w miniówki, szpilki, mogły zamawiać tyle drinków, ile chciały, nie wolno im było tylko przestać tańczyć. Za dwie godziny takiej zabawy Kaśka chowała do portfela stówkę. Od tej pory już każdy wieczór spędzała w klubie.

Zobacz także:

Za rozkręcanie zarabiała w tydzień tyle, ile ojciec przez miesiąc. Ojciec... nawet nie wiedział, że córki nie ma wieczorami w domu. No bo skąd miał wiedzieć, skoro nigdy do niej nie dzwonił. Matka nie dzwoniła z oszczędności, pisała długie, nudne listy. Po trzech miesiącach Kaśka przestała je czytać. Rzucała je w kąt bez otwierania. Zaczął się kręcić wokół niej kolega ze studiów, nawet jej się podobał, ale pomyślała: „Co on ma mi do zaoferowania? Taki sam z niego nieudacznik jak ojciec. Chcę dla siebie innego życia”. Kolejne urodziny wyprawiła w klubie. Piotr, nalewając jej szampana, szepnął: „Zdałaś egzamin, kotku, należą ci się rajskie wakacje”. Kilka dni później zrozumiała, co miał na myśli. Razem z nią dziewczyn było cztery, znały się trochę z widzenia, z imprez w klubie. Za oknem padał śnieg, ta zima nie chciała się skończyć, a Piotr z miejsca zaczął: „No, piękne, macie paszporty? Szykuje się wyjazd do Dubaju. Cztery dni, dwa odpadają na podróż, dwa spędzacie na miejscu. Będziecie hostessami na jachcie, stawka – 400 euro dla każdej”. Szalała z radości.

Lot był spokojny, a wody Zatoki Perskiej błękitne jak w folderach. W kraju zima, a tam 24 stopnie. Na jachcie biznesmeni prowadzili negocjacje, one miały pilnować, żeby nie zabrakło wody i drinków. To było najelegantsze miejsce, jakie w życiu widziała: mahoń na ścianach, złote wykończenia i jedwab. Jedwabna była też jej zwiewna, fuksjowa sukienka. Każda z dziewczyn dostała po jednej, każda w innym kolorze. Gołe plecy, dwa paski materiału z przodu wiązane na szyi. „Wyglądam jak Marilyn Monroe” – Kaśka uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Była lekko stremowana, rumieniec dodawał jej uroku. Wczesnym popołudniem podpłynęli do jednej z tych słynnych sztucznych wysp, Palm Jumeirah, do kurortu One&Only. Piotr zebrał je razem: „A teraz wrócicie do mesy i podacie panom kawę. Jeśli na stoliku obok któregoś z nich leży jedwabna serwetka w kolorze twojej sukienki, to znak, że jesteś zaproszona na wieczór do prywatnego domku w kurorcie. Nie musicie się na to zgadzać, ale to są mężczyźni na poziomie i zapłacą za towarzystwo”.

Po trzecie: NARODZIĆ SIĘ NA NOWO

Serwetka w kolorze fuksji aż kłuła Kaśkę w oczy, kiedy nalewała kawę przyglądającemu się jej mężczyźnie. Nie wyglądał na niebezpiecznego wariata. Miał zadbane dłonie i zmarszczki od uśmiechu wokół oczu. Ukradkiem śledziła koleżanki, żadna nie stchórzyła. A ona czuła narastającą panikę. To miałby być jej pierwszy raz? Za pieniądze, z kimś, o kim nie wie nic. Bała się i biła z myślami, ale głupio jej było stchórzyć i uciec. W końcu ze ściśniętym gardłem skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Od pana T., bo nie chce inaczej o nim mówić, dostała taki napiwek, że zaniemówiła. Myślała, że po tej nocy nie będzie mogła spojrzeć sobie w lustrze w oczy – ale skąd! Czuła się piękna, a on chciał ją jeszcze zobaczyć. Ile było potem spotkań, gdzie, co robili – o tym Kaśka nie chce opowiadać. Najważniejsze, że T., biznesmen zajmujący się telekomunikacją, wprowadził ją do swojego świata.

Przez dwa tygodnie w miesiącu był w kraju, przez dwa jeździł po świecie w interesach. Imponował jej. Często zabierał ją na spotkania, kolacje, na weekendy. Płacił za wszystko: jej kosmetyki, ciuchy. Lubił sprawiać jej przyjemność. Przy nim czuła się jak księżniczka. Gdyby miała opisać to jednym słowem, wybrałaby „błogość”. Po raz pierwszy nie musiała się martwić o doczesność. Z ojcem nie rozmawiała o swoim życiu, matka cieszyła się, że córka tak dobrze sobie radzi. Ani razu nie zapytała, skąd ma pieniądze i piękne rzeczy. Kaśka zdała na drugi rok. Dużo z T. podróżowała. Robiła solidny przegląd prasy ekonomicznej, nie żeby ją to interesowało, ale chciała mieć o czym rozmawiać z „przyjacielem”. Z przyjemnością za to sprawdzała, czy szykuje się jakaś wystawa albo premiera w operze. Na kulturę w jej domu nigdy nie było pieniędzy, z T. nadrabiała braki. Podczas któregoś spotkania z nim pomyślała: „Chcę spotkać drugiego T., bogatego, bez zobowiązań, który mnie pokocha, da mi poczucie bezpieczeństwa, jakiego nigdy nie miałam. Da mi dom. Nie mieszkanko w bloku, ale właśnie dom, z oknami wychodzącymi na ogród, z garderobą, kilkoma łazienkami. I chcę zostać jego żoną”. Realizacja tego planu zajęła jej trzy lata. Wykorzystała to, że kiedy dziewczyna raz wejdzie do towarzystwa, zaczyna w nim krążyć. Starała się coraz bardziej oddalać od T., a i on chyba się nią zaczął nudzić. I szukała nowego celu.

Kiedy poznała Mariusza, poczuła, że z nim może się udać. Był singlem, wrócił po sześciu latach z Anglii, miał przejąć po ojcu rodzinny interes. Zastawiła sidła. Spotykali się rok. Powoli zdawała egzamin na kobietę jego życia. Doskonale wypadała w towarzystwie, a jej piękny angielski sprawiał, że Mariusz chętnie przedstawiał ją znajomym. Gdy oznajmił, że chce, by poznali ją jego rodzice, Kaśka stresowała się jak przed egzaminem na uczelni. A to był przecież ważniejszy test. Wypadła celująco. Piękna, ułożona, wpatrzona w ich syna. W Londynie poprosił ją o rękę. Popłakała się w łazience, nie ze szczęścia, z napięcia. Udało się. Pomyślała, że choć zaczęła spotykać się z jego grubym portfelem, chyba się zakochała w Mariuszu. Słowo „intercyza” przełknęła jak gorzką pigułkę. Miała przecież plan. Urodzi mu dziecko, to będzie jej polisa na przyszłość. Rodziców nie zaprosiła na ślub. Do dziś nie wiedzą, że wyszła za mąż. Mariuszowi powiedziała, że matka zachorowała i ojciec musiał z nią zostać, a tak naprawdę nie chciała, żeby byli – wstydzi się ich. I tylko w nocy przed ślubem płakała jak dziecko, z tęsknoty za rodzicami, których nie ma.

Po czwarte: OSWOIĆ STRACH

Staś jest dla Mariusza najważniejszy. Pełen energii dwulatek z wielkimi, brązowymi oczami, tak bardzo do niego podobny. Kaśka stała się Kate, tak wolał do niej mówić. Skończyła studia, ale nie zamierza pracować. Zajmuje się małym, wychowuje go metodą Gordona, wozi na zajęcia sportowe w modnym The Little Gym. Zawsze uśmiechnięta, zadbana. Ale czy jest szczęśliwa? Czy czuje się bezpieczna? Kate coraz częściej budzi się w nocy zlana potem. Śni jej się, że mąż się nią znudził i znalazł sobie inną. I że znów jest jak za licealnych czasów, kiedy czuła się niepotrzebna, niekochana. Boi się tego. Tyle zmieniła, ale wciąż skrywa w sobie dziewczynę z małego miasteczka z jej wszystkimi lękami. Jeśli straci Mariusza, straci wszystko. Znów będzie nikim. Uspokaja się, kiedy patrzy na Stasia, będzie miał dobre życie. Na szczęście.