Gratuluję nowej płyty. Energetyczna! Ale też dojrzalsza. Autorzy zadowoleni?
PAWEŁ: Zadowoleni! Najważniejsze, że nasze nowe piosenki są dobrze odbierane.
ŁUKASZ: Odkąd gramy – a będzie już dekada – poważnie nam się życie zmieniło. Gdy zaczynaliśmy, byliśmy kawalerami, kończyliśmy studia na Akademii Muzycznej w Katowicach. Potem pojawiły się żony, dzieciaki, domy… I to wszystko, ten nasz dorobek, słychać na płycie. Jest i kołysanka, i tango góralskie. Kwintesencja Golec uOrkiestry.
Paweł Golec: Jak to się mówi po góralsku: „jest bogacie”. A kiedyś coś innego się liczyło. Jedną nogą byliśmy w akademiku, drugą w samochodzie. Dziś trzeba być odpowiedzialnym gościem. Wstać o siódmej, żeby córeczkę Maję odprowadzić do przedszkola...

Ile lat zajmujecie się muzyką?
Paweł Golec: Dla nas muzyka to całe życie. Nas do niej ciągnie jak pszczoły do ula. A do szkoły muzycznej chodziliśmy od czwartej klasy.
Łukasz Golec: Wcześniej były cymbałki, które tata nam kupił pod choinkę – po parze dla każdego. Talent do muzykowania zauważono u nas po Pierwszej Komunii. Byliśmy ministrantami i ksiądz kazał nam psalmy śpiewać. Panie były wzruszone, gdy my tak na dwa głosy…
Paweł Golec: Choć wtedy śpiewaliśmy w większości piosenki żołnierskie. Tata nas uczył. Znał ich mnóstwo. Walczył na wojnie, przeszedł front… Miał nas późno – gdy się urodziliśmy, był po pięćdziesiątce.

Zawsze razem. Czasem nie macie się nawzajem dość?
Paweł Golec: Dla nas ta wspólna praca to oczywistość. Od szkoły dzieliliśmy jedną ławkę. Większość rzeczy robimy razem, prowadzimy firmy.
Łukasz Golec: U bliźniaków tak jest, że się uzupełniają. Któryś z nich jest w czymś lepszy, to pomaga drugiemu.

Jak wygląda podział obowiązków?
Łukasz Golec: Ja jestem dyrektorem artystycznym.
Paweł Golec: A ja – dyrektorem finansowym. Po kasę to musisz do mnie chodzić, kolego. A jak mi podpadniesz…

Podobno bliźnięta łączy więź szczególna. Ile jest w tym prawdy?
Łukasz Golec: Jest coś takiego. Jeden ma ból brzucha, głowy, to i drugi coś podobnego odczuwa.
Paweł Golec: Kaca na przykład (śmiech). A mówiąc serio: często w tym samym momencie mówimy to samo. Podświadomie współpracujemy.
Łukasz Golec: Albo w tej samej chwili dzwonimy do siebie, przyciągamy się. Myślimy o tym samym, co potem wychodzi podczas rozmowy.

Podobnie wspominacie dzieciństwo? Jakie ono było?
Paweł Golec: Wesołe.
Łukasz Golec: Beztroskie. Chociaż pracowite, bo mieliśmy gospodarstwo: zwierzęta i hektar dwadzieścia pięć pola. Naszym obowiązkiem była pomoc przy sianokosach, pielenie ziemniaków, zbieranie stonki. Takie mieliśmy wakacyjne atrakcje. Ale trzeba było pomóc.
Paweł Golec: Nasza Milówka to miejscowość turystyczna i my widzieliśmy inną młodzież, która przyjeżdżała z Polski odpocząć. Żal było czasami… Ale trzeba było iść w pole, i tyle.
Łukasz Golec: Teraz za to mamy satysfakcję. Jako mali chłopcy posadziliśmy las. Dziś jest okazały.

Sporo w Was energii, co zresztą widać na scenie. Rodzice nie mieli problemów z jej nadmiarem?
Paweł Golec: Różnie bywało. Pamiętam, mieliśmy szopkę krytą gontem. Rodzice trzymali tam siano, a my lubiliśmy tam się bawić. Kiedyś Łukasz wdrapał się aż na samą górę. Tak wysoko, że wybił głową gont, niechcący się zawiesił i nie mógł wyjąć głowy. To był horror!
Łukasz Golec: Innym razem wpadłem pod lód, jeżdżąc na łyżwach po zamarzniętej rzece Sole…

Zobacz także:

Który najwięcej obrywał?
Paweł Golec: Nasi bracia! Nas jest czterech chłopaków, dwaj starsi nami się zajmowali. No i czasem słyszeli: „No i jak ty pilnowałeś brata!”.

Jak wychowujecie dzieci?
Łukasz Golec: Staramy się poświęcać im jak najwięcej czasu, rozmawiać, przytulać, wygłupiać się. Chodzimy na basen, narty, jeździmy na lekcje gry na skrzypeczkach. Od dzieci trzeba wymagać, uczyć dyscypliny, by opanować ich dziecięcy chaos. Ale trzeba im też dać mocno odczuć ciepło rodzinne.

Trudno jest być ojcem, własnego mając tak krótko?
Paweł Golec: Gdy odszedł, mieliśmy po 14 lat. Zdążył nam jednak wpoić pewne zasady i wartości. Mówił, że przez życie trzeba iść odważnie. I tego uczę moją Maję – żeby pewnie stała na nogach. Człowiek wystraszony niewiele zdziała. Ani na egzaminie, ani na scenie.
Łukasz Golec: Tata, zanim odszedł, dużo czasu nam poświęcał. Jego historii o wojnie, o obozach cały dom słuchał z otwartymi ustami. Miał niesamowity dar opowiadania. Kuzynowie nam zazdrościli, że bierze nas na kolana, czyta, uczy malować, grać na cymbałkach.
Paweł Golec: Telewizora się nie włączało.
Łukasz Golec: I dziś, w naszych domach, na przykład w święta nie ma prawa być włączony.

Wasze domy stoją nieopodal tej samej góry. Jakie są? Otwarte na gości?
Łukasz Golec: Tak się składa, że u mnie w domu jest studio nagrań, w związku z czym na okrągło ktoś jest, są muzycy. Cały czas coś się dzieje.
Paweł Golec: Dom to ludzie. Jeżeli człowiek jest otwarty, to i dom tak będzie funkcjonował.

Czerpiecie inspirację z muzyki ludowej. Wydajecie też albumy o kulturze regionu. To pasja?
Paweł Golec: Pasja. I misja! Bo nasza kultura ludowa przez wiele lat była wypaczana.
Łukasz Golec: Źle ją promowano, a to przecież wartość. Piękne stroje, gwara, charakterystyczne obyczaje. Japończycy szczycą się swoimi kimonami, Bawarczycy – krótkimi spodniami…
Paweł Golec: Bo to ich wyróżnia od innych. A my? Jeśli sami nie zadbamy o dobro narodowe, to kto? Wiele rzeczy już przepadło, a znawców tematu coraz mniej. Mamy świra na tym punkcie. Założyliśmy w Milówce Fundację Braci Golec i wydajemy kompendia wiedzy o ubiorach naszego regionu „Stroje ludowe Karpat polskich”. Gdy taka książka wychodzi z drukarni, ciepła… Misja spełniona!
Łukasz Golec: Zbieramy też maski kolędnicze, kolekcjonujemy kożuchy, instrumenty góralskie…

Muzyka Golec uOrkiestry to też element misji ocalania od zapomnienia?
Paweł Golec: Obserwujemy, jaka dzisiaj jest Polska. Co jest nasze, co nie. Czy naprawdę chcemy być kopią kultury anglosaskiej? W Chorwacji słychać chorwacką muzykę. W Grecji – grecką. W Niemczech – niemiecką. A u nas? Byli znajomi z Los Angeles i dziwili się: czemu w mediach nie ma polskiej muzyki? Za to jak w Stanach: jest Madonna, Britney Spears… To oczywiście też sztuka, ktoś poświęcił jej czas i talent. Ale my twórzmy własną kulturę!
Łukasz Golec: Brak u nas programów promujących muzykę klasyczną, balet, operę. A to sztuka, dobro narodowe. I są na to pieniądze z Unii.

Często podkreślacie przywiązanie do tradycji, do religii.
Łukasz Golec: Życie naszej rodziny toczyło się wokół kościoła. Dziadek był kościelnym, rodzice poznali się podczas prób chóru. W górach przywiązanie do tradycji przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Wiara daje siłę.
Paweł Golec: Łatwiej kierować się zasadami w życiu. To tak jak kodeks ruchu drogowego – bez niego byłby wypadek na wypadku.

Jak się bawicie?
Łukasz Golec: Oj, hucznie, hucznie!
Paweł Golec: Lubimy usiąść, pogadać ze sobą…
Łukasz Golec: Ale przede wszystkim jesteśmy rozrywkowym towarzystwem, ukończyliśmy wydział jazzu i muzyki rozrywkowej. Rozrywkowej! Mamy profesjonalną wiedzę na ten temat (śmiech). Wszystkie nasze imprezy, urodziny czy chrzciny, są przy muzyce. Łapiemy za jakikolwiek instrument i zaczyna się.

Zdarzają się improwizacje?
Paweł Golec: Muzyka góralska to improwizacja! Tak jak jazz, blues – one też mają korzenie ludowe.
Łukasz Golec: Pamiętam zjazdy wujków – a nasz tata był 14. dzieckiem, u mamy było ich siedmioro – któryś zaintonował, i cały dom wypełniał się śpiewem. Alkohol nie był konieczny.
Paweł Golec: Od kilku lat znów mamy zjazdy Golców. Zjeżdża się 120 osób z całej Polski. Wszyscy się bawią przy góralskiej muzyce.

Tak samo wyglądacie, jednakowo byliście wychowani, razem pracujecie... Może choć coś innego sprawia Wam przyjemność? Co na przykład?
Łukasz Golec: Bycie z dzieciaczkami, wygłupianie się z nimi. Dawanie im prezentów; ależ się cieszą, nawet gdy to tylko lizak! Wspólne wycieczki. Pogaduszki z żoną przy koniaczku… Co jeszcze? Wiem: picie mleka prosto od krowy; bierzemy je od sąsiadów. A jak jeszcze moja Edytka zrobi ciasto z owocami… To ciepłe mleko i drożdżówka – odjazd po prostu!

A drugi z braci?
Paweł Golec: Lubię uśmiech na twarzy żony i córki, kiedy rozśmieszam je do rozpuku. Podróżowanie z rodzinką, miło wspominamy Egipt, Turcję, Stany. Lubię ciepłą wodę w basenie lub morzu, od razu mam banana na ustach (śmiech). Biesiadowanie, goszczenie się z przyjaciółmi. Odpręża mnie też prowadzenie samochodu, mógłbym być drugim Kubicą. No i oczywiście muzykowanie. Gdy fajna fraza wyjdzie, gdy melodia ułoży się na instrumencie…
Łukasz Golec: Mamy satysfakcję na koncertach, gdy widzimy, że nowe piosenki się podobają. Ludzie wariują przy „Koniakowskich stringach”. Zobaczymy braci Golców w kolejnym Tańcu z gwiazdami?
Łukasz Golec: Nie, nie mamy czasu, choć dostajemy telefony przy każdej kolejnej edycji.

Czego można Wam życzyć?
Łukasz Golec: Żeby dzieci były szczęśliwe.
Paweł Golec: O, żeby mi drogę pod dom zbudowano!
Łukasz Golec: I żebyśmy pisali same przeboje!!!