Kasia Sienkiewicz i Kwiaty Polskie

Aleksandra Nagel – Kobieta.pl: Kasia od jakiegoś czasu jesteś nie tylko piosenkarką, ale też dziennikarką muzyczną. Jak to się stało, że trafiłaś do Meloradia?

Kasia Sienkiewicz: Jestem po muzykologii, a ja zawsze czułam, że fajnie byłoby to wykształcenie moje gdzieś wykorzystać. Któregoś dnia powiedziałam sobie: „Co tam, zadzwonię do Meloradia i zapytam, w końcu puszczają tam piosenki Kwiatu Jabłoni!” (śmiech)

Tak po prostu zadzwoniłaś?

Tak, powiedziałam, że chciałabym prowadzić audycję. Potem oczywiście musiałam przekonać redakcję do mojego pomysłu i tematyki audycji. że warto we mnie zainwestować i że mój pomysł ma potencjał, nagrałam demówkę i ostatecznie mnie przyjęli.

Kwiaty Polskie – to tytuł audycji…?

Kwiaty Polskie. Program o polskiej muzyce rozrywkowej – zarówno tej offowej, jak i mainstreamowej. Staram się zapraszać artystów, z którymi mogę rozmawiać o muzyce stosunkowo świeżej, powiedzmy z ostatniej dekady, choć zdarzają się i wyjątki od tej reguły. Odwiedził mnie w studiu na przykład Michał Wiśniewski, co było dla mnie wyjątkowo miłym doświadczeniem. Świetny człowiek.

Michał Wiśniewski i Kasia Sienkiewicz z Kwiatu Jabłoni – jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Co to za kontrast! To jakaś artystyczna prowokacja?

Zobacz także:

Być może wydaje się to nieco nieoczywiste.  Miałam ogromną przyjemność poznać Michała.  I co się okazało? Michał Wiśniewski kiedyś zajmował się poezją śpiewaną, a dopiero potem przerzucił się na totalny mainstream. Obecnie wraca do tego nurtu, gra głównie koncerty w składzie akustycznym, a piosenki, które wykonuje są niemalże z pogranicza piosenki aktorskiej. Poza tym „Ich Troje” nadal funkcjonuje. O tym wszystkim rozmawialiśmy - można odsłuchać na stronie Meloradia.

 

Ciekawi mnie ten kontrast, więc chętnie takiej audycji posłucham. Zmieniam jednak temat. Kim Ty Kasia w tym momencie się czujesz?

Wow! Co za pytanie.

Ostatni raz spotkałyśmy się ponad rok temu. Wówczas byłaś głównie jedną drugą duetu Kwiat Jabłoni. Dziś mamy rok 2021 i prowadzisz własną audycję, jesteście też po premierze nowej płyty „Mogło być nic”. Nie myślisz może o solowych projektach?

O solowych projektach nie myślę. Z Jackiem wspaniale mi się współpracuje!

Nie kłócicie się?

Właśnie nie. Zdarzają się kłótnie, ale to są sporadyczne przypadki, które kończą się bardzo konstruktywnymi decyzjami.

Mimo wszystko uważam, że „rodzinny biznes”, a śpiewanie w duecie do takiego zaliczam, to trudna sprawa. W biznesie przydaje się dyplomacja i opanowanie, a rodzina to jest żywioł, sporo prawdy, ale też prawdziwych emocji…

Rozumiem, o czym mówisz, ale nam mówienie wszystkiego wprost,  jak jest, bez owijania w bawełnę i czasem nawet pod wpływem silnych emocji, bardzo pomaga we współpracy. Ja i Jacek zostaliśmy tak wychowani, że wiemy, że musimy dojść do kompromisu i do zgody. Nie ma innej opcji. Jesteśmy na siebie „skazani”. Prędzej przestałabym wytrzymywać z osobą spoza rodziny niż z Jackiem. Z bratem nie przychodzi mi to do głowy, że moglibyśmy przestać się lubić czy współpracować. Bo my przede wszystkim bardzo się lubimy.

Jednocześnie każde z nas daje sobie możliwość autonomicznego rozwoju. Każdy z nas robi coś swojego – ja pracuję w radiu, Jacek komponuje muzykę na przykład do spektakli, również muzykę poważną. Kwiat Jabłoni to nasz wspólny projekt, ale poza nim każdy może być sobą i realizować się niezależnie.

Czyli nie wykluczasz płyty bez Jacka? (śmiech)

Nie wykluczam i Jacek też nie wyklucza płyty beze mnie, ale jeszcze nie teraz. Kwiat Jabłoni totalnie nas pochłania i ten projekt bardzo kochamy.

Kasia Sienkiewicz z "Kwiatu Jabłoni" / foto: Kala Kiełbasińska / miejsce: Michael's Bazaar

Gdy patrzę na Kwiat Jabłoni, mam wrażenie, że udała Wam się niesamowita sprawa. Przez ostatni rok Wasza muzyka wspaniale towarzyszyła ludziom. Byliście bardzo blisko tych pandemicznych emocji, lęków, wielu wątpliwości…

Bardzo mi miło, że tak to widzisz. Social media pozwoliły nam być bardzo blisko naszych fanów i pokazać im, że niczym się od nich nie różnimy.
Poza tym, wbrew wszelkim poradom „ekspertów od marketingu”, wydaliśmy płytę na samym początku roku, w samym środku pandemicznego przestoju. Okazało się, tak jak podejrzewaliśmy, że słuchacze właśnie wtedy mieli bardzo dużo czasu, by się wsłuchać, zatrzymać, zainteresować się tym, co nowe. Zrobiliśmy więc wiele na przekór, jeśli chodzi o wydanie nowego albumu. Myślę, że mamy niesamowitą więź z naszymi fanami. Pisze do nas bardzo wiele osób – o tym, że pomagamy im naszą muzyką w trudnych sytuacjach - w depresji, w kryzysach życiowych.

Serio?

Podobno nasze piosenki są też analizowane na lekcjach języka polskiego, ale to już inna zaskakująca nas historia.

Kto wie, może niebawem traficie na listę lektur obowiązkowych!

To dopiero jak umrzemy. Wtedy też wzrasta wartość artysty.

ZOBACZ TEŻ:

Patent na ludzkie lęki

To może tak w ramach lektur, przeanalizujmy piosenkę BUKA?

Ok. BUKA opowiada o złych stanach psychicznych, nawracających lękach. Dla mnie najbardziej przerażające w depresji jest to, że nigdy nie wiesz, kiedy ona do ciebie wróci. Podobnie jest z BUKĄ - nikt jej do końca nie zna i nikt nie rozumie. Ta niewiedza najbardziej nas przeraża. Ta piosenka w moim założeniu ma zachęcać nas do poznania własnych lęków, bo dzięki temu przestają być tak przerażające.

Sporo jest takich BUK wokół i w nas, prawda?

Ta piosenka może mówić o wielu lękach, zarówno tych bardzo osobistych, jak i dotyczących całych społeczeństw. Podam przykład: są tacy, którzy mówią, że nienawidzą osób homoseksualnych, nie chcą mieć z nimi nic wspólnego, ale gdy zapytasz taką osobę, czy zna osobiście homoseksualistę, to odpowiada: „Tak znam, ale mój kolega gej jest spoko, poza nim wszyscy homo są nienormalni”. Tak działa BUKA.

 

Czy Ty też miałaś taki moment w czasie ostatniego roku, kiedy czegoś bardzo się bałaś?

Ja mam również w sobie wiele lęku. Czasami nie wiem, o co mi chodzi i czego chcę. W prywatnym życiu mam wiele wątpliwości emocjonalnych i cięższych chwil, jak każdy. Ale w sferze artystycznej nie boję się niczego. Cały Kwiat Jabłoni, jako ekipa wielu ludzi z nami współpracujących, jest ulepiony z takiej gliny, że kiedy coś się sypie, to nie poddajemy się, tylko szukamy nowego rozwiązania. Zawsze myślimy pozytywnie, nawet gdy jest bardzo trudno. Nie przejmujemy się też cudzymi opiniami. Kwiat Jabłoni mimo tak trudnego roku nie przeszedł żadnego załamania, ale tak sobie myślę, że gdybyśmy mieli świadomość, że ta pandemia będzie trwała tak strasznie długo, to byśmy się załamali i nie bylibyśmy tacy silni.

To prawda, był taki moment pod koniec roku. Mam wrażenie, że cały świat wierzył, że wraz z 1 stycznia 2021 wszystko się zmieni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki…
Dokładnie tak! Myśleliśmy wręcz, że wystarczy przejść przez magiczną granicę nocy sylwestrowej, zakończyć niefortunny rok 2020 i wszystko się odmieni.

Okazało się jednak, że nie.

Nadal jest ciężko, szczególnie w branży muzycznej, ale chyba wszystko zaczyna powoli iść w dobrym kierunku.

Filozofia less waste

Kasia jesteś totalnie zaangażowana w tematy ekologii, prawda?

Tak, bardzo.

A przyjechałaś samochodem czy autobusem?

Samochodem i wcale nie musisz tego wycinać. (śmiech) Nie osiągnęłam jeszcze mistrzowskiego poziomu w byciu eko oraz zero waste. To jest w dzisiejszym świecie niesamowicie trudna sprawa. Bardziej popularna i łatwiejsza do wprowadzenia w życie jest filozofia less waste. Tutaj mogę pochwalić się już kilkoma osiągnięciami. Na przykład pozbyłam się plastiku spod prysznica. Mam szampon w kostce, odżywkę w kostce i oczywiście mydło w kostce. Przecież jeszcze kilka dekad temu nikt w Polsce nie wiedział, co to jest emulsja do mycia ciała w plastikowej butli. Wszyscy myli się mydłem w kostce. A dziś to nagle wielkie ekologiczne odkrycie. Poza tym piję wyłącznie wodę z kranu, mam swój kubek termiczny który zabieram w trasy i używam na stacjach kupując herbatę, zawsze mam przy sobie zapasowe torby wielokrotnego użytku na zakupy, warzywa czy chleb.

Ale uważam, że nie można poprzestawać na pojedynczych zmianach. Spotykam się z tym, że wiele osób wprowadza pojedyncze  minimalne zmiany nawyków i na tym poprzestaje. Na przykład ograniczają dbanie o planetę chociażby do rezygnacji z plastikowych słomek do drinków, bo według filozofii less waste światu wystarczą te drobne zmiany oraz robią to pod hasłem „nie dajmy się zwariować”. Zdaje mi się, że warto być wobec siebie nieco bardziej wymagającym. Co prawda u mnie jeszcze nie doszło do tego, żebym nie jeździła samochodem, ale generalnie sporo od siebie samej oczekuję w kwestii wytwarzania mniejszej ilości śmieci i zanieczyszczeń. Uwielbiam na przykład elektryczne hulajnogi i miejski system wypożyczania rowerów, z czego również chętnie korzystam latem.

Kasia Sienkiewicz z "Kwiatu Jabłoni" / foto: Kala Kiełbasińska / miejsce: Michael's Bazaar

Gotujesz trochę?

Oczywiście.

Co takiego zero waste’owego ostatnio upichciłaś?

Hm… musiałabym się zastanowić… to zawsze wychodzi spontanicznie.

No chyba nie kotlet schabowy z ziemniakami? (śmiech)

Akurat nie! Nie jem mięsa od jedenastu lat, nabiału zaś od sześciu. Jeśli chodzi o pichcenie z resztek, to polecam fanpage Moniki Brodki, która ma osobne konto na Instagramie na ten temat. Po prostu rewelacja! A właśnie, jest jeszcze jedna ważna rzecz, którą wprowadziłam w życie - staram się nie kupować tylu ubrań, co kiedyś i zawsze sprawdzam z czego są zrobione unikając poliestru.

PRZECZYTAJ TEŻ O:


Miałaś taki challenge, że nie kupowałaś nowych ubrań przez jakiś czas?

Tak, ale wiadomo, że podczas pandemii było to zdecydowanie łatwiejsze.

Niekoniecznie. Pandemia może nawet zaostrzyć stan zakupoholizmu. To wcale nie jest takie oczywiste… (śmiech)

Możliwe! Mnie akurat udało się ograniczyć kupowanie ubrań. Staram się też zwracać uwagę na jakość, żeby ubrania nie były do wyrzucenia po dwóch praniach. Warto czytać metki. Odkryłam jakiś czas temu lyocell – rewelacyjny naturalny materiał, który szybko ulega biodegradacji. Jest mnóstwo rzeczy, które możemy robić dla naszej planety, ale warto zacząć od tych, które są dla nas najłatwiejsze, a potem to już się człowiek wciąga.

Wiosna wokół nas w pełni. Za chwilę lato. Jesteś jedną z tych dziewczyn, która robi wiosenną metamorfozę - zmiana fryzury i takie tam? (śmiech)

Na pewno nie jestem jesieniarą. Nie znoszę jesieni. Nie wiem, dlaczego sami się oszukujemy, że to miły czas. (śmiech)

Nie robiłaś sobie nigdy zdjęć w liściach? (śmiech)

Właśnie nie, naprawdę źle znoszę jesień. Zimę również. Gdy przychodzi wiosna, zaczynam czuć się sto razy lepiej.

Kiedy się urodziłaś?

W październiku…

Jak możesz nie lubić jesieni?

Fajnie jest do momentu moich urodzin, potem już nie. (śmiech)

Dziewczyna z piegami

Wróćmy do wiosennej metamorfozy…

Wiosną zawsze kupuję sobie nowe perfumy. Moje ulubione ostatnio to Bohoboco – polskiej marki o zapachu czerwonego wina i brązowego cukru.

A wychodzą ci piegi na wiosnę?

TAK! Bardzo je lubię i nigdy nie zamalowuję ich makijażem.

Nigdy nie wstydziłaś się tego, że jesteś pieguską?

Nie, uważam, że piegi są ekstra. Mam też taką małą plamkę na twarzy. Zdarzyło mi się już nie raz, że podczas sesji zdjęciowych, wykonywanych na przykład na potrzeby naszego zespołu, fotografowie do mnie podchodzili i mówili, że chyba czymś się wybrudziłam. Próbowali nawet to zmazać, a to właśnie ta moja duża piega na policzku, której również nie lubię zakrywać. Gdy jest dużo słońca, robi się ciemniejsza, a zimą jaśnieje.

Taka Cindy Crawford z Ciebie z dużą piegą! (śmiech)

Odważne stwierdzenie. Wypadałoby tylko zacząć więcej ćwiczyć.

Ja przytyłam w lock downie dwa kilo, tyle co statystyczny Polak…

W ogóle mam wrażenie, że przestaliśmy nóg używać przez COVID. Więc wiosną zaczynam więcej wychodzić z domu, spacerować, zachwycają mnie drobne rzeczy w przyrodzie - kwiatki, liście, burze. Burze mnie uspokajają.

Burze?

Im więcej piorunów, tym lepiej. Zasypiam często do dźwięków burzy z piorunami. Puszczam sobie nagrania ze Spotify... Polecam.

Lubisz perfumy o zapachu wina i tworzysz zespół Kwiat Jabłoni – takie ciekawe skojarzenie!

Właśnie, właśnie, bo nasza nazwa pochodzi od nazwy popularnego w PRL-u jabola – nazywał się Kwiat Jabłoni. Niedawno poznałam 70-letnią panią, totalnie młodą duchem, z którą się zagadałam. Mówiła, że piła nieraz Kwiat Jabłoni i że było to najgorsze, najbardziej obleśne wino na świecie. (śmiech)

Nie będę drążyć tematu nazwy, bo już chyba wszyscy wiedzą, skąd nazwa Waszego zespołu…

Prawda. Myślę, że pytania o nazwę zespołu fajnie zadawać na początku działalności, potem to już raczej nietrafione.

A Wy jak długo istniejecie?

Trzy lata dokładnie.

Obiecuję, że nic więcej o nazwie nie będzie, ale wiesz, ja jako dziennikarka najbardziej boję się właśnie takich pytań – które totalnie wkurzą artystę!

Nie masz się czego obawiać, wątpię byś kogokolwiek kiedykolwiek swoim pytaniem wkurzyła.

A pamiętasz słynny wywiad Wojtka Waglewskiego z dziennikarką z Koszalina? Ja zawsze się bałam podobnej akcji…

Myślę, że tobie to nie grozi, serio (śmiech). A jak już mówimy o Waglewskich, to muszę przyznać, że bardzo ich cenię za ich wrażliwość, ale też za to, że potrafią tworzyć muzykę międzypokoleniową. Trzymają się razem – ojciec i synowie.

To prawda, a Ty byś ze swoim tatą kiedyś zagrała? Chyba, że zagrałaś i ja o tym nie wiem, OMG znowu wyjdzie, że się nie znam… (śmiech)

Zagraliśmy raz, ale prawie nikt o tym nie wie. Jesteś usprawiedliwiona. (śmiech) To było dawno temu, gdy jeszcze nie było Kwiatu Jabłoni. Występowaliśmy z tatą dwukrotnie w przedszkolu naszej młodszej siostry, które było prowadzone przez zakonnice. Zaprosiły któregoś razu naszego tatę, by dał koncert na pikniku. Nigdy nie zapomnę, jak siostry zakonne tańczyły do piosenki „Killer” – bezcenne wspomnienie! Poza tym z tatą nie graliśmy nigdy razem na scenie. Raczej nie planujemy wspólnych występów, ale nie wykluczam.

Masz takie miejsce, w którym totalnie się relaksujesz i zapominasz o całym bożym świecie?

Mam swoją ulubioną wioskę w Polsce, którą kocham od dziecka. Kiedyś jeździliśmy tam razem z rodziną, a obecnie jeżdżę tam także sama. Gizewo pod Mrągowem to prawdziwy koniec świata i moje ulubione miejsce na ziemi.

W sumie to pasujesz do Mazur – zachody słońca, augustowskie noce…

Wszystkie drogi prowadzące do Mrągowa… To jest moje miejsce na ziemi i ciągle tam wracam. Mam marzenie, żeby kiedyś tam zamieszkać. Poza tym chciałabym mieć swoje gospodarstwo – kury, krowy…

Wiejskie klimaty

Krowy?

Przepadam za krowami i to jest moje największe marzenie – mieć krowę. To są fenomenalne, bardzo inteligentne zwierzęta. Polecam często znajomym obserwowanie. Są takie dwa cudowne konta – THE GENTLE BARN i SANTUARIO AMOR QUE SALVA. Szczególnie to pierwsze konto jest wyjątkowe, tam pokazywane są różne zwierzęta uratowane przed rzeźnią, mieszkające obecnie w pięknym gospodarstwie w Stanach Zjednoczonych.

 

Masz Kasia jakąś sesję fotograficzną z krowami? Skoro nie jesteś jesieniarą, to może „krowiarą”! (śmiech)

Czekam na to!  Krowy robią na mnie wielkie wrażanie. Są wielkie, a jednocześnie zupełnie nieświadome swojej siły, bardzo delikatne. Uważam, że my jako ludzie powinniśmy uczyć się łagodności i spokoju od takich zwierząt.

To ze względu na krowy nie jesz mięsa?

Nie tylko. Nie jem mięsa ze względu na wszystkie zwierzęta. Im bliżej je poznaję, tym więcej piękna w nich dostrzegam. Moim zdaniem zwierzęta są po to, żeby nas zachwycać i uszczęśliwiać, nie żeby je zamęczać w masowych hodowlach i zjadać. Zgotowaliśmy tym pięknym istotom piekło na ziemi, a one nawet nie mają szans o siebie zawalczyć.

Nie lubisz ludzi, którzy jedzą mięso?

Lubię, bo mam mnóstwo takich znajomych, nie w tym rzecz. Ale na pewno bardzo cenię otwartość umysłu i ludzi, którzy nie boją się refleksji na ten temat. Musimy rozmawiać, próbować zrozumieć problem i zmieniać się, a nie uciekać i zamykać oczy w imię bycia pozornie wrażliwym.

Kasia masz super cerę, to od tych kosmetyków w kostce czy geny, a może brak mięsa w diecie?

Rzeczywiście mam dobrą cerę po mamie, ale dieta bezmięsna bardzo cerze pomaga. Wiele osób, które zainspirowałam do tego, by zrezygnować z mięsa, mówiły mi, że po dwóch miesiącach poprawiła im się cera w sposób diametralny.

Ty jesteś z miasta?

Hahaha… jestem z miasta, to widać… Urodziliśmy się z Jackiem w Warszawie.

To co cię do tej wiochy tak ciągnie?

Krowy. Ale tak zupełnie na poważnie to przyroda – możliwość bliskiego kontaktu z przyrodą. Czuję się psychicznie najlepiej na wsi.

Umiesz wydoić krowę?

Jeszcze nie. (śmiech) W ogóle, jeśli ktoś ma krowę, to proszę mnie do siebie zaprosić, ja chętnie przyjadę.

 

 

 

Gdzie mieszkasz?

Mieszkam w bloku w Warszawie i wynajmuję mieszkanie je z super zdolnymi skrzypaczkami – Adą i Weroniką, które możecie usłyszeć w wykonaniu piosenki Kwiatu Jabłoni „Wodymidaj” z Ralphem Kamińskim. I wiesz, co? Mieszkamy w takim miejscu, w którym akurat kończą się bloki, a za naszymi oknami rozciągają się drzewa i jest też małe gospodarstwo! Codziennie budzi mnie pianie koguta. Wyobrażasz to sobie? Mieszkam niemalże w centrum miasta, a budzi mnie rano kogut. Wspaniałe, prawda?

Tak, a dodatkowo to jest bardzo dobre zakończenie wywiadu!

ZOBACZ TEŻ: