Był rok 1953. John Kennedy, młody senator, miał stanąć na ślubnym kobiercu z Jacqueline Bouvier. Ona miała 24 lata i była początkującą dziennikarką, on znanym w kraju 34-letnim politykiem. W przyszłości miał zostać prezydentem USA, a jego żona – pierwszą damą Ameryki.

[adsense]

Śliczna dziewczyna wykształcona w USA i Europie, różniła się od ówczesnych Amerykanek wychowywanych na panie domu. Niezależna, czupurna, lubiła mieć własne zdanie i umiała go bronić. „Może w końcu z tego wyrośnie”, martwiła się jej matka przekonana, że te cechy odstraszają kandydatów na męża. A Jackie tymczasem próbowała sił jako dziennikarka. Dla jednej z gazet przeprowadziła wywiad z przyszłym mężem. Może wtedy między nimi zaiskrzyło, a może w trakcie któregoś ze spotkań towarzyskich? Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale... trwała, w przeciwieństwie do miłostek Johna, który miał opinię podrywacza Swej wybrance oświadczył się przez telefon. Ponoć słyszalność była fatalna, ale wystarczająca, by dotarło do niego: „Tak”. Ślub kościelny wzięli 12 września w katedrze katolickiej w Newport. Jackie wystąpiła w sukni, która zachwyciła wszystkich: jeszcze dziś, po prawie 60 latach, naśladują ją panny młode (oryginał wisi na wystawie w Bibliotece Kennedy'ego w Bostonie). Kreacja powstała z 50 metrów jedwabiu w kolorze kości słoniowej. Była dopasowana w pasie, a na dole rozkloszowana, z dekoltem i odsłoniętymi ramionami. Falbany poprzeplatano wstążkami i ozdobiono kwiatuszkami. Do tej sukni Jaqueline włożyła naszyjnik z pereł oraz diamentową bransoletkę. W dłoniach miała biało-różowy bukiet ze storczyków i gardenii, a na głowie koronkowy welon odziedziczony po babci. Uroczystość zgromadziła śmietankę towarzyską kraju. Klan Kennedych był tak znany, że specjalne błogosławieństwo dla nowożeńców przysłał ówczesny papież. Mimo to nie obyło się bez skandalu. Pannę młodą poprowadził do ślubu ojczym, bowiem papa... nie czuł się na siłach. Pan Bouvier, znany jako „Black Jack” (i od dawna rozwiedziony z matką Jackie), przybył na uroczystość mocno wstawiony i w tym stanie pozostał aż do rana. Państwo młodzi wydawali się dla siebie stworzeni, ale szybko pojawiły się plotki o kryzysie w ich związku. Powód? John uwielbiał kobiety. Za bardzo! Ponoć nawet zorganizowano zjazd rodzinny w tej sprawie i Kennedy usłyszał: „Cóż, nie musisz być wierny, lecz – u licha – nie romansuj na oczach żony!”. Jego późniejszy romans z Marilyn Monroe rzeczywiście utrzymywano w tajemnicy. Żona prezydenta musiała porzucić swoje dziennikarskie pasje. Bardzo ładna, filigranowa stała się ikoną stylu. Kreacje, w których się pokazywała, wpływały na trendy w modzie. Wszystkie panie chciały nosić to, co Jackie, np. dopasowaną w talii sukienkę na szerokich ramiączkach z niedużym dekoltem albo „małą garsonkę”, którą zaprojektowała Coco Chanel.

Mimo różnych kryzysów Jackie i John trwali razem. Aż do dnia, w którym padły strzały w Dallas. Kiedy kule zamachowca ugodziły prezydenta, jego żona siedziała obok niego. Probowała go podtrzymywać, gdy osunął się nieprzytomny. Jej różowy kostium od Chanel poplamiony krwią zamordowanego również można oglądać w Bibliotece Kennedy'ego. Młoda wdowa stała się symbolem żałoby narodowej. A potem obiektem ataków, kiedy „ośmieliła się” ponownie szukać osobistego szczęścia. Wyszła za mąż po raz drugi, za greckiego miliardera Arystotelesa Onassisa. W tym małżeństwie również nie była szczęśliwa; znów rychło owdowiała i, wróciwszy do USA, poświęciłą się pracy w wydawnictwie. Zmarła na początku lat 90. ubiegłego wieku.