Większość z nas na wakacjach chce jak najszybciej zbrązowieć, żeby móc pochwalić się pourlopową opalenizną. Niektórzy wybierają jednak dość kontrowersyjne metody na przyspieszanie opalania. Najnowszym, niebezpiecznym trendem jest używanie w tym celu… popularnego napoju gazowanego, Coca Coli. Używają jej z lub, co gorsza, zamiast olejku do opalania.

Trend popularny jest zwłaszcza w Wielkiej Brytanii do tego stopnia, że na tamtejszej stronie marki Coca Cola możemy przeczytać ostrzeżenie

„Kochamy markę Coca Cola, jednak naprawdę nie rekomendujemy jej jako przyspieszacza opalania. Nie ma żadnych przeciwsłonecznych filtrów i przeznaczona jest do picia!”.

Składniki zawarte w napoju mogą być bardzo szkodliwe dla naszej skóry, np. kwasek cytrynowy w połączeniu z działaniem promieni słonecznych spowoduje podrażenieni. Jako eksfoliant usuwa martwe komórki, a więc zostawia naszą skórę zupełnie bezbronną, pozbawioną ochrony przed słońcem. Sok z limonki z kolei sprawi, że twoja skóra będzie dużo bardziej wrażliwa na ekspozycję słoneczną.

Efekty? Te pierwsze zobaczymy już po oparzeniach słonecznych, kolejne, długoterminowe mogą zwiększać ryzyko przedwczesnego starzenia się skóry i zmian w DNA, które prowadzą do raka.

Skąd wziął się trend na Coca Colę w opalaniu?

Z instagrama pewnego Autralijczyka, artysty Petera Andre, który oblewał się Coca Colę przed wyjściem na plażę. Dziwne prawda? Lepiej nie róbcie tego w domu!