Kłamię, by... uprościć mu świat

„Ludzie po śmierci idą do nieba”, „Nie pokłóciliśmy się z tatą, tylko śpimy osobno, bo źle się czuję i nie chcę go zarazić” – mówię dzieciom wiele zdań, które tylko częściowo są prawdą albo nie są nią wcale – przyznaje 39-letnia Kinga, mama dwóch synów i córki. – Zastanawiam się, czy nie lepiej powiedzieć, że faktycznie pokłóciłam się z mężem, ale staramy się wyjść z kryzysu. Albo że naprawdę nie wiem, gdzie ludzie trafiają po śmierci. Ale boję się, że dla przedszkolaka czy drugoklasisty to za wcześnie i że go obciążę jakimś problemem.

ZDANIEM PSYCHOLOGA: Często nie mówimy dziecku prawdy o świecie, bo boimy się jego reakcji. Podczas gdy ono szybko się orientuje, że jest oszukiwane, i traci poczucie bezpieczeństwa. Dlatego mówmy prawdę nawet w trudnych sytuacjach, ale dostosujmy wypowiedź do wieku dziecka. Kilkulatkom można przedstawić problem śmierci w formie opowiadania czy bajki, umieszczając w niej jako bohatera osobę, która odeszła. Żeby pozostać w zgodzie ze sobą, powiedzmy dziecku, że nie wiemy dokładnie, gdzie przebywa nasz bliski po śmierci, ale wierzymy, że jest teraz szczęśliwy.

Jeśli aspekt religijny jest dla nas ważny, warto wpleść go w tę opowieść. Podobnie bądźmy szczerzy przy rozmowach o chorobie kogoś bliskiego czy naszych problemach małżeńskich, przedstawiając możliwe konsekwencje takich sytuacji. Pięciolatkowi wystarczy hasłowo powiedzieć np. „Dziadek choruje, nie ma sił, żeby teraz z tobą się pobawić. Bierze lekarstwa, żeby wyzdrowieć, ale to może się nie udać”.

Dziecku w wieku szkolnym można powiedzieć więcej o konsekwencjach trudnych sytuacji, np. o tym, że między rodzicami się nie układa i być może będzie mieszkało z jednym z nich. W ten sposób dajemy mu czas na oswojenie się z sytuacją. Najważniejsze, żeby zapewniać dziecko o bezpieczeństwie i naszej trosce, jaką – bez względu na wszystko – jest otoczone.

Kłamię, bo... nie mam czasu

Zobacz także:

– „Ubieraj się, bo jak nie, to zostawię cię samego”, powiedziałam ostatnio do swojego sześcioletniego synka, po tym, jak przez kwadrans nie mogłam go zmusić do wyjścia z kinderbalu – mówi 29-letnia Magda, mama jedynaka. – Wiem, że to głupie, przecież nigdy bym go nie zostawiła, ale nie miałam czasu na pedagogiczne tłumaczenia. Spieszyliśmy się na ostatni pociąg do domu. Antek się wystraszył i grzecznie się ubrał.

ZDANIEM PSYCHOLOGA: Takie rodzicielskie triki w sytuacji stresu czy braku czasu są kuszące, ale to, niestety, sztuczka na raz czy dwa. Dziecko szybko się orientuje, że rodzic jest niekonsekwentny, i uodparnia się na małe szantaże. A do tego traci zaufanie do rodzica. Zamiast straszyć nierealnymi konsekwencjami, lepiej powiedzieć: „Musimy w tej chwili wyjść, bo ucieknie nam pociąg i nie będziemy mieli jak wrócić do domu”, wziąć dziecko za rękę i przerwać zabawę.

NAJCZĘSTSZE „DROBNE KŁAMSTEWKA”, JAKIE MÓWIMY DZIECIOM:

● W telewizji skończyły się bajki.

● Św. Mikołaj przynosi prezenty.

● Twój rysunek jest przepiękny!

● Mama i tata też już idą spać.

● Ten zastrzyk nie będzie bolał, a to lekarstwo jest smaczne.

● Sklep z zabawkami jest już zamknięty.

● Jeśli będziesz niegrzeczny, to zaraz przyjdzie pan policjant (lub Baba Jaga) i cię zabierze.

● Jak nie zjesz kolacji, to nie urośniesz.

● Nie kupię ci tego, bo nie mam pieniędzy.

● Wychodzę tylko na chwilę.

Kłamię, bo… się wstydzę

– „Dziś zamówimy pizzę, bo nie było wody, gdy wróci- łam po pracy, i nie miałam jak zrobić obiadu” albo „Idź do taty z tym zadaniem z matematyki, bo mnie boli głowa. On ci pomoże, a ja później sprawdzę” – tego przecież nie można uznać za szkodliwe kłamstwo – uśmiecha się 37-letnia Beata, mama jedenastoletniej Wiktorii. – Przyznaję: czasami wesprę się małym oszustwem, żeby nie wyjść przed własnym dzieckiem na lenia, nieuka czy po prostu złą matkę – żartuje. – Może za bardzo się staram być perfekcyjna we wszystkich rolach, jakie gram w domu, ale wstydzę się, gdy córka przyłapuje mnie, że nie wiem czegoś, co dla rodzica powinno być proste.

Nie chcę też, by Wiktoria widziała we mnie osobę, która łatwo sobie folguje, np. nie robi zdrowego obiadu dla rodziny, bo czyta książkę czy ucina sobie drzemkę. To są moje słabości, które zostawiam dla siebie. Bo niby jakim prawem miałabym wymagać od dziecka pracowitości czy konsekwencji, skoro sama miewam z nimi problemy?

ZDANIEM PSYCHOLOGA: Wiele kłamstw, jakimi karmimy dzieci, wynika z naszego fałszywego obrazu siebie jako rodziców. Myślimy o sobie jako o niedoskonałych opiekunach, którzy nie są dla dzieci silnym autorytetem. Podczas gdy dla nich najbardziej inspirujący są rodzice wiarygodni. Uczciwi, szczerzy, tacy, którzy popełniają błędy i przyznają się do nich. Którzy nie wszystko wiedzą i razem z dzieckiem poznają świat. Dlatego zamiast udawać idealną, powiedz po prostu: „Dziś zjemy pizzę, bo byłam bardzo zmęczona po pracy, chciałam się położyć i nie zdążyłam ugotować obiadu”. I również dziecku dajmy prawo do słabości i odpuszczenia sobie czasem dyscypliny.

Gdy prawda krzywdzi

– Tuż po rozwodzie, kiedy moje relacje z eksmężem były fatalne, wykorzystywaliśmy prawdę jako narzędzie manipulacji dziećmi – przyznaje 43-letnia Dominika. – Teksty adresowane do męża w obecności dziecka, w stylu: „Nie chcesz dać pieniędzy na wycieczkę syna? Zobacz, kochanie, jakiego masz ojca, na nową żonę to ma fundusze, ale gdy chodzi o ciebie, to w portfelu pustka”. Albo: „Nie możesz wziąć na weekend Magdy do siebie? Przykro mi, córeczko, u tatusia w domu jest już tylko miejsce dla dzieci jego nowej żony”. Krzysztof – mój były, nie pozostawał mi dłużny. Też z brutalną szczerością uświadamiał dzieci o moich słabych stronach. Dziś oboje wstydzimy się tych gierek i słów, które padły przy dzieciach. Wiemy, że skrzywdziliśmy je takimi pyskówkami.

ZDANIEM PSYCHOLOGA: „Granie prawdą” zdarza się, niestety, często, gdy dochodzi do konfliktu między rodzicami. Wystrzegajmy się tego, a sporne kwestie rozwiązujmy w cztery oczy, nie mówiąc przy dziecku „prawdy”, jaką, będąc w złości czy w żalu, wyznajemy o jego drugim rodzicu. Choć może rzeczywiście nie kłamiemy, omawiając na głos konkretne fakty o byłym mężu, w złości automatycznie dodajemy negatywny ładunek emocjonalny. Świadomie lub nie, w oczach dziecka chcemy w takich chwilach zdyskredytować partnera jako rodzica.

Dzieci bardzo dobrze rozpoznają takie sytuacje i jest to dla nich niezwykle stresujące. Rozstanie rodziców nie sprawiło, że one kochają któregoś z nich mniej, sam rozpad rodziny i nowa rzeczywistość stanowią dla nich wystarczające obciążenie emocjonalne. Najważniejsze w takiej sytuacji jest okazywanie sobie nawzajem szacunku przy dziecku.

Obejrzyjcie wypowiedz psychologa na temat relacji rodziców i dzieci.

Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Claudia